Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (73F)

I. Dobiegł końca kolejny rok liturgiczny – w Kościele ma to miejsce trochę szybciej niż w „świecie”. Trwa już kolejny Adwent, kolejne wejście w przeżywanie świętej liturgii, która prowadzi nas po zakamarkach historii zbawienia ku wieczności. Jak zwykle zakończyliśmy ten rok liturgiczny uroczystością ku czci Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata. W tą ostatnią niedzielę czytana była Ewangelia św. Jana (zob. J 18, 33b-37).
Zaskakuje nas rozmowa Piłata z Panem Jezusem. Namiestnik rzymski Judei musi rozstrzygnąć czy ma przed sobą kolejnego wichrzyciela, czy jednak ten Nauczyciel jest królem. Zadaje Mu zatem pytanie: Czy Ty jesteś królem żydowskim? Jezus odpowiada twierdząco. Aby jednak za chwilę dodać, że Jego królestwo nie jest z tego świata.
Dialog Zbawiciela z Piłatem uświadamia nam charakter królestwa Bożego. Jezus jest Królem, ale Jego królestwo nie jest stąd. Owe królestwo rozpoczyna się już w momencie Wcielenia, realizuje je współcześnie Kościół. Dopełni się w chwili powtórnego Jego przyjścia.
Często słyszymy zachęty, aby przyjąć Jezusa jako naszego Pana, jako naszego Króla! Co to znaczy przyjąć Go jako Króla? Po pierwsze trzeba pozwolić królować Mu w naszym umyśle. Dokonuje się to przez czytanie i rozważanie Ewangelii. Takie zachowanie może stać się dla nas początkiem wielkiej przyjaźni z Chrystusem Królem i Panem!
Po drugie ma On królować w naszej woli. Codzienne wybory powinny być zgodne ze słowami zapisanymi na kartach Ewangelii. Powinny być zgodne z przykazaniami Bożymi i kościelnymi. Wreszcie po trzecie Chrystus ma królować w naszym sercu. Dzieje się to przez miłość Boga i bliźniego – nawet przez miłość nieprzyjaciół. Miłość to znak rozpoznawalny Jego królestwa! Okazując miłość, tym samym przybliżamy Boga, Jego miłość i miłosierdzie.
Królestwo Chrystusa tu na ziemi realizowane jest przez Kościół. Prośmy Pana Boga aby Jego królestwo się rozwijało. Pamiętajmy także, że dzieje się to także wtedy kiedy my pozwalamy Mu królować w naszym umyśle, woli i sercu!

II. Nadal zerkam przez okna plebanii, chociaż od dłuższego czasu te słowo „okno” w tych rozważaniach się nie pojawiło. W odróżnieniu od pierwszych numerów tych rozważań, w których ciągle przyzywałem to słowo. Chcąc przypomnieć czytelnikowi tytuł tych rozważań. Czytelnika tego tekstu uspokajam, tak, tak, nadal zerkam przez okna. Przyglądam się przechodzącym osobom przez plac kościelny, ptakom, które odwiedzają karmik. Ostatnio kiedy patrzyłem przez okno, przyciągnął moją uwagę uczeń szkoły podstawowej w Dywitach. Może z czwartej lub piątej klasy. Przede wszystkim przyglądałem się jego „trudzie” jaki włożył w przechodzenie przez płot, który odgradza sad przed plebanią od alejki.
Ktoś powie teraz, co tam było zaskakującego, dziwnego! A no to, że około 10 metrów w lewo znajduje się furtka, przez którą można spokojnie przejść. Ale nasz młody parafianin, postanowił „skrócić” sobie drogę. Chłopięca fantazja wygrała z poprawnością.
Chciałbym tylko dodać, że nie widziałem w tym nic gorszącego. Pomyślałem, że może chciał sobie coś udowodnić, chciał pokazać, że stać go na pewien wysiłek. Może rzadko wdrapywał się ostatnio na drzewa, w takim razie spróbował swoich sił właśnie tu – na płocie.
Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że takie zachowania mają także miejsce w naszym życiu religijnym i modlitewnym. W rozwój duchowy wpisane są pewne zasady, prawa. Niektórzy chcąc nadrobić stracony czas, szukają przyśpieszenia. Chcą skrócić czas oczekiwania, oczyszczenia. Tym samym podejmują przedziwne umartwienia, nakładają na swoje barki długie modlitwy. Myśląc, że to pomoże, okaże się bardzo skuteczne w rozwoju.
Pewnym zacięciem w tej dziedzinie może być także chęć dorównania tym, którzy są duchowo wyżej – przynajmniej tak nam się wydaje. Szybują gdzieś pod niebem. Taka duchowa „rywalizacja” miała miejsce w życiu świętych. Ale tym co kierowało ich takim zachowaniem, była szczera miłość do Pana Boga. Chęć bycia jak Pan Jezus. W naszym ludzkim zachowaniu często tego brak, podyktowane jest to zwykłą ludzką zazdrością.
Patrząc na zachowania młodych ludzi przechodzących przez plac kościelny, zapewne spotkam jeszcze inne zaskakujące zachowania. Wynikające z różnych pragnień i potrzeb. Te nad którym się zatrzymałem, było zwykłą dziecięcą chęcią udowodnienia sobie, że pokonam przeszkodę jaką jest płot. To nic e obok jest furtka, trzeba spróbować coś zmienić w tej szarej codzienności.

III. Główne pojęcia nowej wizji liturgii można streścić w następujących kluczowych terminach: twórczość, wolność, świętowanie, wspólnota. Z tego punku widzenia obrzęd, obowiązek, interioryzacja i ogólnokościelny porządek są postrzegane jako pojęcia negatywne, opisujące sytuację „starej” liturgii, z którą należy się uporać. W ten sposób liturgia – zarówno do swej formy, jak w duchowej postawie – upodabnia się w rzeczywistości do swoistego „party”. Widać to na przykład w przyznawaniu coraz większego znaczenia słowom pozdrowienia i pożegnania, jak również szukaniu motywów służących zabawianiu obecnych. Efekt zabawiania urasta wręcz do roli kryterium „sukcesu” celebracji liturgicznej, który w wyniku tego zależy od „kreatywności”, czyli od pomysłowości organizatorów (zob. Josef Ratzinger, Opera Omnia, Teologia Liturgii, Lublin 2012, s. 362-363).
Przytoczyłem te słowa, bo w sposób bardzo konkretny pokazują one to czego nie powinniśmy robić w trakcie sprawowania Mszy świętej. Jednak mimo to, jest to robione. Przeróżne bywają przyczyny poszukiwania tych liturgicznych „sukcesów”. Nie będę ich tu wymieniał. Trzeba jednak pamiętać, że te „nowości” nie czynią Eucharystii bardziej atrakcyjną, przystępną. Czy taka walka ze „stara” liturgią pomaga w nawiązaniu relacji z Panem Bogiem? Raczej pokazuje chęć przypodobania się księdza ludziom. Tym samym zabiera to co nazywamy skupieniem, ciszą, powagą sprawowania liturgicznych czynności, które przecież mają prowadzić do tego spotkania.
Dowolność w sprawowaniu Eucharystii, pomijaniu tym samym przepisów liturgicznych nie zatrzyma ludzi w Kościele. Wdać to dobrze na przykładzie tak zwanych Mszy dziecięcych, na których wyprawia się czasami niespotkane rzeczy. Zabawa – „party”, trwa tam w najlepsze. Czy przeżywana tak dziecięca liturgia, owocuje byciem na niej w dorosłym wieku? Raczej nie! Bo nie da się skakać, klaskać w nieskończoność. Osoba dorosła czegoś innego szuka i oczekuje, będąc w niedzielę w kościele.
Jak mogliśmy przeczytać uwagi autora książki – późniejszego papieża Benedykta XVI – dotyczą także pozdrowienia i pożegnania uczestników Mszy świętej. Bycie przystępnym i lubianym księdzem, chęć zabawiania ludzi, wygrywa niestety z powagą celebracji. Gadulstwo mszalne, to grzech niektórych duchownych.
Jesteśmy w tym obecnym czasie zaskakiwani poszukiwaniem przez ludzi – także osoby młode – Mszy świętej w rycie trydenckim. Jest ona sprawowana z majestatem, ustalonym porządkiem. Wypełnia ludzkie oczekiwania, które nie są przekazywane w Mszach odprawianych w parafiach. Nie należy na te osoby gniewać się i obrażać. Ale jest to wezwanie do powagi, zwracania baczniejszą uwagę na przepisy liturgiczne, w trakcie sprawowania Eucharystii w rycie rzymskim. Dlatego warto te krytyczne uwagi kardynała Josepha Ratzingera potraktować jak zaproszenie do poprawy! Do odczytania na nowo piękna świętej liturgii!

ks. Kazimierz Dawcewicz