I. Pewnego dnia przechodząc obok kościoła, spotkałem parafiankę, która kierowała się w stronę drzwi naszej świątyni, chciała się pomodlić. „Jest dzisiaj zimno – powiedziałem – dlatego drzwi kościoła są zamknięte”. „To nic – odpowiada – przecież mogę chwilę pomodlić się przed zamkniętymi drzwiami”. Osoba czytająca te słowa, może sobie teraz pomyśleć: „uparty jej charakter sprawił, że mimo wszystko poszła na chwilę modlitwy”. Ja jednak, patrzę na całą sytuację zupełnie inaczej. Wiara w obecność Chrystusa Pana w Najświętszym Sakramencie w tym kościele, zaprowadziła ją przed drzwi kościoła, aby w modlitewnym skupieniu tam pobyć. To piękne zachowanie, warte przypomnienia, ale także warte naśladowania.
Umiejętność zachowania się w każdym miejscu, jest dobrym znakiem wychowania. Ale w tej sytuacji, to coś więcej. Przypomina nam ona starą dobrą szkołę, która uczyła jak należy zachowywać się przed kościołem, Warto abyśmy zwrócili uwagę, na swoje postawy. Przecież każdy z nas od czasu do czasu, wkracza na teren przed kościołem. A będąc już w samym kościele, znajdujemy się w miejscu, uświęconym obecnością Pana Jezusa.
Życie współczesne, styl życia, niektórych z nas mocno „wyluzowało”. Nonszalanckie zachowania są widoczne wszędzie, także w kościołach. Widać to bardzo mocno na uroczystościach ślubnych, pogrzebowych. Nieumiejętność zajęcia właściwej postawy, poczucie obcości. Nie mówię już o przyklękaniu, kiedy przechodzimy przed Najświętszym Sakramentem. Ktoś może teraz zapytać: skąd takie zachowania się wzięły? Po prostu, to efekt odejścia od Kościoła, albo wzięcia z nim rozbratu na czas młodości i przeżywania pełni życia. Ale niestety takie wybory, skutkują zeświecczeniem. Jeżeli czegoś przez wiele lat się nie powtarza, to później pojawia się zapomnienie. Widzimy wtedy przeróżne osoby, które zachowują się w kościele jak przysłowiowy „słoń w składzie porcelany”.
Dla pewnych osób usprawiedliwieniem staje się stwierdzenie: „przecież jestem w zasadzie człowiekiem niewierzącym”. Trzeba te słowa przyjąć ze zrozumieniem, ale jeżeli wchodzimy do pewnej wspólnoty, to powinniśmy zachowywać się kulturalnie. To znak szacunku dla tych osób, które ją tworzą, to także znak naszej osobistej kultury. Możemy sobie wyobrazić co by się stało, gdybyśmy w czasie grania hymnu – choćby Unii Europejskiej – zamiast postawy stojącej, ostentacyjnie siedzieli. Słowa oburzenia, szybko posypałyby się w naszą stronę.
Dlatego warto dbać o dobrą katolicką postawę wokół kościoła i w jego wnętrzu. Przechodząc obok krzyża misyjnego, warto go dotknąć. Jeżeli drzwi kościoła są zamknięte i nie możemy wejść do środka, uczyńmy znak krzyża. Wchodząc do wnętrza naszych świątyń, szukajmy kropielnicy z wodą święconą, aby uczynić znak krzyża – aby oddać chwałę Trójcy Świętej. Przechodząc przed Najświętszym Sakramentem przyklęknijmy na chwilę. Kiedy kierujemy się do swojej „ulubionej” ławki, a jest udzielane w tym czasie błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem, klęknijmy tam gdzie w danej chwili się znajdujemy. Będąc w kościele w innej Parafii, starajmy się przyjmować postawy w czasie Mszy świętej, które zachowują miejscowi parafianie.
Niby to tylko takie „zwykłe” postawy, zachowania – ktoś powie! Pamiętajmy jednak, że bardzo dużo mówią one o każdym z nas. Lekceważąc je, przyciągamy wzrok innych osób, ale też źle „mówimy” o swojej wierze. o miłości do eucharystycznego Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie w tym kościele.
II. W trakcie różnych spotkań, wizyt w szkole na rozpoczęcie czy zakończenie roku szkolnego, spacerów po Dywitach, spotykam osoby, które – w mojej skromnej ocenie – ubierają się trochę niestosownie, jak do swojego wieku. Właśnie w dniu dzisiejszym spotkałem taką osobę, która ma już swoje lata. Ubrana była w spodnie, dziura na dziurze, chciałoby się powiedzieć. Okazuje się, że taki ubiór nie jest jednak wyjątkiem. Takie spodnie są teraz modne, noszą je młode dziewczęta, ale także Panie po pięćdziesiątce, no i nawet starsze. Ubieranie się na „młodo” nie dotyczy tylko kobiet, ale także i mężczyzn. Tak sobie myślę, o co w takim młodzieżowym ubieraniu chodzi? Czyżby niektórzy chcieli zatrzymać, przez taki ubiór swoje starzenie się? Muszę powiedzieć wszystkim poszukującym eliksiru młodości: „nie da się zatrzymać, uciekającego czasu starzenia”!
Kiedy młody człowiek jest przed osiemnastym rokiem życia, z utęsknieniem czeka na ukończenie tego roku. Okazuje się, że kiedy mamy ich już więcej, to takiego parcia i czekania na sześćdziesiątkę, siedemdziesiątkę, …, już nie mamy! Dobrze wiemy, że z upływem czasu, zbliża się także nasza śmierć. Niektórzy z nas widząc jak trudna bywa starość człowieka, z całą ostrością ją podsumowują: „Co jak co, ale starość Panu Bogu się nie udała”. Czy tak jest naprawdę? Różnie to w życiu ludzi bywa, przeróżnie wygląda przeżywanie tego czasu.
Młodość, to piękna sylwetka, młode ciało, które tak szybko się nie męczy. Młodość przyciąga wzrok innych, niesie z sobą radość, entuzjazm życia, nowe pomysły. Tym samy sprawia, że chętnie w takim towarzystwie inni bywają. Pamiętam słowa ks biskupa Jacka Jezierskiego, który stwierdził kiedyś: młody ksiądz przychodzi na parafię, wszyscy są obok niego, przyciąga ludzi do siebie jak magnez. Starszy ksiądz, musi więcej włożyć wysiłku, aby taki „wianek” sympatyków utworzyć.
Pamiętajmy jednak, że nie zawsze z młodym wiekiem podążą radość, uśmiech, … Wszyscy spotykamy młode osoby, które idą przez swoje życie ze spuszczoną głową, z posępną twarzą. Szpitale psychiatryczne są pełne młodzieży, psycholodzy także mają co robić. Można być młodym, ale można mieć już stare wnętrze – serce! Może być też odwrotnie, można być fizycznie człowiekiem blisko osiemdziesięciu lat, ale być wewnętrznie młodym. Taką młodość daje relacja z Panem Bogiem! Ciało z każdym oddechem się starzeje, ale za to nasz duch jest młody. Pokazuje to bardzo mocno życie świętych. Byliśmy świadkami, jak przyciągali do siebie młodzież: św. Jana Paweł II czy Matka Teresa z Kalkuty.
Zostawiam temat ubioru, niech każdy ubiera się tak, jak potrafi. Jak ktoś chce, niech jako dorosły chodzi w spodenkach „pierwszoklasisty”. Pamiętajmy jednak, że najbardziej przedziwny ubiór nie przywróci nam młodości. Mając pokaźny pesel, tylko relacja z Panem Bogiem, daje nam młode serce, przepełnione miłością, radością i uśmiechem!
III. Chcąc dobrze „wypaść” przed Panem Bogiem, wymyślamy przeróżne modlitwy. Uważamy, że jeżeli będą coraz dłuższe, tym dla nas lepiej. Okazuje się jednak, że nie zawsze tak jest. Nie to w naszym spotkaniu z Panem Bogiem, jest najważniejsze. W cytowanej już przez mnie w ubiegłym rozważaniu książce, czytam: „Znajdź sobie bardzo krótką, zwięzłą, poprawnie teologiczną modlitwę, która najpełniej wyrażałaby pragnienia twojego serca i twoje powołanie – w miarę częstego wypowiadana, będzie ci ona sama cisnąć do ust. Skróć ją maksymalnie i powtarzaj w nieskończoność te same słowa, które sobie ułożyłeś, pełne twojej własnej wiary i pragnienia Boga”. Nie powinniśmy tym słowom się dziwić. Nie podważają one znaczenie innych modlitw, przez nas wyuczonych i odmawianych przez lata. Te modlitwy podprowadziły nas do tej chwili, w której teraz wypada zrobić coś po „swojemu”. Przecież czasami tak jest, że czujemy zmęczenie tymi „starymi” metodami modlitwy. Nie należy się bać ich zostawić, trzeba iść za pragnieniem serca, które jeszcze bardziej pragnie bliskości Pana Boga.
Czytający te słowa, może ktoś teraz powiedzieć, że to jakaś przesada. Czy też stwierdzić, że takie wskazania są dobre dla elity katolickiej. Cytowany przez mnie trapista wcale tak nie uważa, a nawet jest przekonany, że jest wprost przeciwnie. Kiedy wylano nam na głowy wodę chrzcielną otrzymaliśmy łaskę, siłę do oddawania Bogu pierwszeństwa w naszym życiu, aż po męczeństwo, niezależnie od stanu, w jakim pozostajemy, czy jestem mnichem, księdzem, zakonnikiem, osobą świecką, mężem, żoną, ojcem lub matką rodziny, osobą samotną” (por. o. Hieronim trapista, Możliwości i melodie, Kraków 2017, s. 137-138).
Potraktujmy te słowa, jako zachętę, do przyjrzenia się uważniej swojej modlitwie. Przecież czasami zastanawiamy się i pytamy: dlaczego w naszym życiu jest jak jest, to znaczy byle jak? Co robię nie tak, przy odmawianiu tylu pacierzy? Odpowiedź na te pytania znajdujemy w cytowanym przeze mnie tekście, który uświadamia nam, że wystarczą do spotkania z Panem Bogiem krótkie zdania, wypowiadane z wiarą. Nie bójmy się tego, one naprowadzą nas na właściwe tory – życia Bożymi przykazaniami i Ewangelią. Sprawią, że odzyskamy duchową radość i świadomość bycia ukochanym dzieckiem Pana Boga!
ks. Kazimierz Dawcewicz