Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (72d)

I. Obecnie możemy usłyszeć przeróżne złe słowa, wypowiadane pod adresem Kościoła, pod adresem Pana Jezusa. Ludzie używając i nadużywając swojej wolności, czują, że tak powinni robić. Kiedy dochodzą do nas głosy tak źle gadających i piszących osób, zastanawiamy się i czasami pytamy: „skąd w drugim człowieku, tyle agresji? Dlaczego obrali sobie za cel właśnie Kościół, Chrystusa?”. Trudno jest znaleźć jakąś zadowalającą odpowiedź. Jedną z nich zapewne jest złe doświadczenie Kościoła – bardzo negatywne! Urazy noszone przez lata, nie są rozwiązywane i wyjaśniane. W takim razie one ciągle rosną i rosną, podlewane nadal złymi i wrogimi wiadomościami. Z upływem lat osiągają niebotyczną wielkość, przeradzającą się w agresję, która staje się zachętą do walki. Wtedy też takie osoby, przestają się liczyć z uczuciami ludzi wierzących. Ich uczucia są najważniejsze, bo zostały zranione i sponiewierane przez ludzi Kościoła. Wiem, nie można tego bólu rozczarowania i zawiedzenia lekceważyć, ale podjęcie walki, to nie jest droga wewnętrznego uzdrowienia?
W ostatnio czytanej przez mnie książce „Możliwości i melodie”, przeczytałem takie oto słowa: „Ilu ochrzczonych nie modli się w ogóle albo zadowala się nieokreślonymi poruszeniami wewnętrznymi związanymi często z emocjami, podczas gdy poświęca ogromne ilości czasu sprawom drugorzędnym albo całkowicie bezwartościowym. Myślę tu na przykład o wszystkich tych, którzy systematycznie każdego wieczoru, niezależnie od programu, do późnych godzin nocnych oglądają telewizję. Niedawno ktoś opowiedział mi z niekłamanym podziwem o biskupie, który każdego dnia poświęcał dwie godziny na modlitwę. To samo mówi się zresztą o Janie Pawle II. To, co normalne, staje się wyjątkowe. Jeśli ktoś chce dobrze mówić o Bogu Ojcu i o Jego Synu, Jezusie Chrystusie, musi się z Nim spotkać. Chrześcijanin musi się modlić, musi się dużo modlić. Na tym właśnie opiera się znaczenie modlitewnych wezwań” (Ojciec Hieronim trapista, Kraków 2017, s. 139).
Jak już wspomniałem uprzednio, bycie w Kościele u niektórych osób, wzbudziło i zostawiło bolesne rozczarowania. Jednak nie możemy też uciec, przed postawieniem pytania: czy kiedy oni w nim byli, doświadczyli wtedy spotkania z Panem Bogiem, spotkania z Jezusem Chrystusem? Jeżeli tak nie było, to Kościół, w którym ludzki element jest tak mocno widoczny, przyćmił samego Boga. Ludzkie błędy zostały uznane, za najważniejsze. Kościół stał się najzwyklejszą ludzką instytucją, stawiającą jakieś niezrozumiałe wymagania. Ciągle nauczającą, przypominając jak należy postępować. Jakie wybory są złe, a jakie są dobre. Co trzeba zmienić, w życiu osobistym i społecznym.
To wszystko, może wywoływać w sercach przeróżnych osób – oddalonych od Pana Boga – różne reakcje. Wspomnianą już krytykę, która przeradza się w walkę. Jest to tylko pewien aspekt tego zagadnienia, owych przyczyn może być jeszcze więcej. Jak mamy na takie wrogie słowne zachowania reagować? Mamy prawo do obrony, trzeba też ten potok negatywnych myśli, emocji, zachowań, nauczyć się przyjmować z pokorą. Za takich ludzi, mamy się modlić. Być dla nich świadkiem, człowiekiem, który każdego dnia na modlitwie spotyka Boga Ojca i Jego Syna Jezusa Chrystusem. Trzeba powiedzieć: „Ja nie mogę mówić źle o moim Bogu! Kocham Go i spotykam się z Nim każdego dnia”.
Jako osoby wierzące pamiętajmy, że trudne doświadczenia, problemy nie omijają i nas. Może nawet czasami nam się wydawać, że nas szukają! Ten kto wierzy w Pana Boga, przeżywa to wszystko w inny sposób, niż bez Niego. Nie dostrzegamy w tym trudzie i bólu, jakiejś kary. Ale staje się ono miejscem spotkania i doświadczenia Jego bliskości. Chociaż doświadczamy Go wtedy, w zupełnie inny sposób. Trzeba innym ludziom o tym mówić, kiedy tak źle wypowiadają się o naszym Panu Jezusie Chrystusie i Jego Kościele!

II. Parę lat temu, kupiłem u sióstr Uczennic Boskiego Mistrza w Olsztynie sutannę. Taką na lato, z lekkiego – chyba włoskiego – materiału. Powiesiłem ją na wieszaku, no i czekała na swój czas. To, że mam dwie inne dobre „stare” sutanny, parę lat musiała czekać na swoją kolej. Wreszcie czas jej przyszedł, nałożyłem ją kiedy jechałem do Gietrzwałdu – 4 września. Zauważyłem w materiale dziurkę – jedną, później drugą. Kiedy po paru dniach podniosłem materiał do góry, zobaczyłem, że tych małych otworów jest mnóstwo. Co się stało? Skąd tyle prześwitów? Z uśmiechem na twarzy musiałem stwierdzić, że małe – mole, dobrały się do niej. W tej chwili stoi w tym pokoju małe „urządzenie” czekające na nie, ale póki co, żaden z nich nie dał się złapać. Pewnie najedzone opuściły pomieszczenie, poleciały gdzie indziej szukać czegoś „smacznego” do jedzenia-niszczenia.
Ktoś teraz może powiedzieć: „nie ma czym się chwalić, została zniszczona sutanna. Gdyby ksiądz ją nosił, to może taki los by ją nie spotkał”. Można gdybać, ale stało się to co się stało, i teraz, to się już nie odstanie. Czasami tak bywa, że kupione przez nas rzeczy leżą parę lat, no i w zasadzie są nieużywane. Dotyczy to nie tylko ubrań, ale także choćby książek. Zachwyceni jej treścią, czy też zachęceni przez innych, kupiliśmy ją, odłożyliśmy na półkę. Aby po paru latach stwierdzić, że leży tam nadal – nieprzeczytana.
Takich nieudanych zakupów, pewnie każdy z nas trochę zrobił. Co powinniśmy z tymi rzeczami zrobić? Co do ubrań, to warto od czasu do czasu przejrzeć swoje zasoby i oddać te, których nie używamy. Kontenery na ubrania ustawione są często, pozbywając się ich, sprawimy, że zrobi się na półkach więcej miejsca. A inni ludzie, którzy bardzo ich potrzebują, będą z ich posiadania się cieszyli.
Takie zachowanie, to dobra okazja aby zobaczyć, czy przypadkiem nie staliśmy się ciułaczami. Którzy za wszelkie skarby świata uważają, że te wszystkie rzeczy, jeszcze do czegoś nam się przydadzą. Ksiądz, który kiedyś studiował na KULu w Lublinie, długo pamiętał słowa profesora tej uczelni. Powiedział on: „jeżeli przez dwa lata, nie dotknąłeś kupionej kiedyś książki, to oddaj ją komuś. Albo przekaż do biblioteki”. Warto zapamiętać tę uwagę, którą należy jeszcze rozszerzyć, bo pasuje ona do wielu kupionych przez nas przedmiotów i rzeczy, ubrań także!!!

III. Znów zaszokował katolików generał jezuitów, który już drugi raz w swojej niedługiej generalskiej kadencji stwierdził: „diabeł istnieje jako rzeczywistość symboliczna, nie jako rzeczywistość osobowa”. No i posypały się na jego głowę, przeróżne słowa oburzenia i oskarżenia. Przeciwko takiemu stwierdzeniu zaprotestowało Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, które w wydanym oświadczeniu oceniło, że słowa ojca Sosy są „poważne i dezorientujące”. U nas w Polsce, też mu trochę się dostało. Jednak w „Tygodniku Powszechnym” polski jezuita, stara się owe zagadnienie rozjaśnić i wyjaśniać, przy tym broni swojego przełożonego (z dnia 1 września 2019 r, „Jaki jest diabeł jezuitów”, s. 10). Pewnie tak trzeba, bo bliższy ciału jest podkoszulek – jak mawiamy w pewnym powiedzeniu – niż koszula. Osoba generała dla jezuity jest ważna, mimo nawet wszelkich różnic, trzeba stać za nim i być razem z nim.
Jak mu to wyjaśniania wyszły? Zainteresowanych tym tematem, odsyłam do jego artykułu. Zacytuję tylko ostanie zdanie: „…mówiąc o diable, nie stajemy się bliżsi zgłębianiu tajemnicy zła, ale przynajmniej jesteśmy świadomi jej istnienia i działania, bo „ostatecznie” mamy do czynienia z czymś co przekracza możliwości naszego poznania i pozostaje niewypowiedziane. Symbole są rzeczywiste, a zło istnieje – diabeł jest „złożeniem” ich obu w osobę”.
Tymi słowami, zakończył on artykuł. Czy przekonał do swoich racji i uspokoił wątpiących, tego nie wiem. Szukając właściwej odpowiedzi na te zagadnienie, zdrowej nauki Kościoła, trzeba sięgnąć po Katechizm Kościoła Katolickiego. Czytamy tam: Kościół uczy, że szatan jest osobą, jest upadłym aniołem, który ciągle działa. Moc szatana nie jest jednak nieskończona. Jest on tylko stworzeniem, jest mocny, ponieważ jest czystym duchem, ale jednak stworzeniem: nie może przeszkodzić w budowaniu Królestwa Bożego. Chociaż Szatan działa w świecie przez nienawiść do Boga i Jego Królestwa w Jezusie Chrystusie, a jego działanie powoduje wielkie szkody – natury duchowej, a pośrednio nawet natury fizycznej – dla każdego człowieka i społeczeństwa, działanie to jest dopuszczone przez Opatrzność Boga, która z mocą i zarazem łagodnością kieruje historią człowieka i świata (zob. KKK nr 391-395; 2851-2854).
Na pewno nie należy patrzeć na otaczająca nas rzeczywistość, na świat i ludzi, w perspektywie zła. Zapisano przecież w Księdze Rodzaju (1-31): Pan Bóg „widział, że wszystko co uczynił, było bardzo dobre”. Kocha nas nieustannie, obdarza każdego dnia potrzebnymi darami i łaskami. Niestety jest i tak, że człowiek buntuje się przeciwko Bożej miłości. Staje po stronie zła, zaczyna je rozsiewać, rozgłaszać. Nawet namawia, do wejścia na taką drogę innych ludzi. Czasami też w sposób świadomy, podejmuje współpracę ze złym duchem.
Wszystkich czytających te słowa, zachęcam do tego, abyśmy nie dali się odciągnąć od miłości Pana Boga. Pomocą w tym jest codzienna modlitwa, życie sakramentalne, rozważanie słowa Bożego, pełnienie uczynków chrześcijańskiego miłosierdzia. Na swojej drodze życia, możemy doświadczyć przeróżnych trudności, pokus. Ale trwanie przy Jezusie, spotykanie się z Nim każdego dnia, to najlepsza obrona przez atakiem zła! Uczmy też takiego zachowania, innych ludzi!

ks. Kazimierz Dawcewicz