Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (71F)

I. Czasy mamy, jakie mamy. Dużo w wypowiadanych słowach narzekania, marudzenia, oceniania. Dużo lęku przed tym wszystkim, co nas czeka. Jest tego trochę, ale każdy z nas ma coś jeszcze swojego. Kiedy to wszystko pozbieramy, to niezbyt ciekawa przyszłość przed nami się rysuje. Ale czy aby tylko to powinno zajmować nam myśli? Święty Karol de Foucauld (1858-1916) kiedy zamieszkał blisko Maroka w oazie algierskiej, nad zegarem znajdującym się w pokoju zapisał dewizę: „Nadszedł czas, aby kochać Jezusa”. Dużo się tam modlił, ale spokój jego samotni nieustannie był zakłócany przez ubogich mieszkańców oazy. Miał nadzieję, że wszyscy wokoło zaczną kochać Chrystusa. Niestety, pozostał sam.
Patrząc na nasze życie tak rozpędzone, zaganiane, pełne wrażeń i przeróżnych doświadczania i emocji, czasami w nadarzającej się ciszy odkrywamy, że czegoś nam brak. Może powiem inaczej, doświadczamy niespełnienia, niezrealizowania, braku czegoś/kogoś, co nada życiu głębszy sens. Wiele osób mimo takich chwil refleksji nadal brnie w zagonienie. Jednak są i tacy, którzy zaczynają szukać, pytać.
Takie chwile refleksji bywają przypomnieniem tych wartości, w których zostaliśmy wychowani – później zostały one odrzucone, zapomniane. Dla osób niewierzących rozpoczyna się czas poszukiwania sensu życia, poszukiwania prawdy, która wypełni wewnętrzną pustkę. Powrót do Pana Boga, do Kościoła, odkrycie chrześcijaństwa, rozpoczyna mozolną drogę poznawania Miłości oraz zgody prowadzenia się przez Nią!
Co w tym jest bardzo intrygujące i ciekawe, że idąc za Panem Jezusem zaczynamy Go poznawać, zaczynamy ulegać fascynacji Jego osobą. Nadchodzi czas, aby zacząć Go autentycznie kochać!
Wchodząc na taką drogę wiary, trzeba uzbroić się także w cierpliwość. Rozkołysany świat emocji i uczuć, będzie od czasu do czasu wygrywał swoje melodie – te z tamtego życia – nie zawsze zachęcające do bycia z Jezusem. Może za którymś razem trzeba będzie i nad naszym zegarem wiszącym w pokoju umieścić napis: „Nadszedł czas, aby kochać Jezusa”! To taka pomoc, okazuje się, że bardzo potrzebna!

II. W Polsce przeżywamy zalew charyzmatycznych kaznodziejów. Na bazie odnowy w Duchu Świętym, powstałych wspólnot, dużą sympatię i uznanie zdobyli księżą, zakonnicy, a także osoby świeckie. Gromadzą oni na swoich nabożeństwach tłumy ludzi, interesująco przemawiają – no czasami sugestywnie. Mimo takiej ich popularności w Polsce, trzech biskupów „trzyma” rękę na pulsie i niektórym z tych świeckich kaznodziei zabrania w swoich diecezjach prowadzenia takich spotkań. Czy są oni zagrożeniem dla jedności i tak podzielonego Kościoła? Mamy się ich bać?
Odpowiadając na te pytania, wypada odwołać się do owoców tych spotkań. Co pozostaje po takim modlitewnym spotkaniu? Czy mają tam miejsce nawrócenia? Same efekty uzdrowień, które podobno tam się zdarzają, nic jeszcze nie mówią o życiu duchowym człowieka. Z drugiej strony chyba nikt nie robił takich badań, nawet nikt nie wpadł na pomysł, aby takimi zjawiskami głębiej się zająć. Przynajmniej ja nigdy z czymś takim się nie spotkałem.
W takim duchowym wydarzeniu nigdy nie uczestniczyłem, stąd moja znajomość tego tematu jest powierzchowna. Parę razy słyszałem pozytywne oceny od uczestników tych spotkań. Są tam obecni młodzi ludzie, to już wielki plus. Jednak słyszałem i czytałem krytyczne wypowiedzi katolików na temat owych charyzmatycznych kaznodziei. Zarzut pierwszy i zasadniczy, jaki bywa stawiany, to zbyt mocne nawiązanie do protestantów. Kładzenie nacisku na uczucia, tym samym doszukiwanie się w trakcie takiego spotkania uzdrowień. Kolejny zarzut, to niedocenianie znaczenia sakramentów Kościoła w rozwoju życia duchowego.
Kolejne zagadnienie, to wykształcenie tych ewangelizatorów. Duchowni katoliccy, którzy tym się zajmują skończyli studia teologiczne. Świeccy kaznodzieje, jakie mają wykształcenie w tej dziedzinie? Czy w ich nauczaniu nie ma błędów teologicznych? Bazowanie na osobistej pobożności to za mało, aby nauczać ludzi i prowadzić przez zawiłości życia. Teologia duchowości powołując się na słowa choćby świętej Teresy od Jezusa, św. Franciszka Salezego, jako oczywistość stawia mądrość kierownika duchowego przed pobożnością.
Póki co zostawiam ten temat, wypada się modlić za tych, którzy takiej charyzmatycznej ewangelizacyjnej pracy się podjęli. Trzeba też przyjmować krytyczne opinie pod ich adresem, czy sposobem prowadzenia owych spotkań. Po owocach poznajemy co jest dobre, a co jest wątpliwe. To jest najlepsza ocena ewangelizacyjnej pracy każdego, kto dla Ewangelii oddaje swój czas i siły.

III. Uczestnicy niedzielnej Mszy świętej (28 „B”) na nowo musieli się zmierzyć ze słowami Pana Jezusa, który zachęca do pozbycia się wszystkiego i pójścia za Nim (zob. Mk 10,17-27). Co mam zrobić aby osiągnąć życie wieczne? Takie pytanie postawił pewien człowiek Chrystusowi. Słyszy, że ma zachowywać przykazania: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów źle o innych, … Tak postępuję od młodości – odpowiada. Wtedy pada zachęta do sprzedania wszystkiego. Odszedł zasmucony, bo posiadał wiele bogactwa. Zabrakło mu odwagi, aby to zostawić. Aby z sercem wolnym od różnorakich obciążeń, pójść za Jezusem.
Zastanawiające jest także to, że Pan Jezus nie wymienia trzech pierwszych przykazań – mówiących o relacji do Boga Ojca. Możliwe, że właśnie tutaj znajdował się problem braku odwagi do sprzedania wszystkiego. Nie miał łaski zaufania, wewnętrznej zgody na to, że Bóg się o niego zatroszczy.
Jak my mamy spojrzeć na ten fragment Ewangelii? Jakie wskazania znajdujemy dla siebie? Pan Jezus zachęca owego człowieka do sprzedania swojej posiadłości. My żyjący współcześnie jesteśmy chyba od niego biedniejsi. Nie mamy aż tak wiele, sprzedania tego co mamy nie bierzemy pod rachubę. Ale my za to, sprzedajemy siebie światu! Rezygnujemy choćby z przykazania, aby nie mówić fałszywie o innych. Tym samym przez słowa oskarżenia, osądzenia, pniemy się po szczeblach kariery, zdobywając wyższą pozycję, kosztem innych osób. Świętowanie niedzieli zastąpiliśmy robieniem zakupów w sklepach, spacerami po lesie. Zawieszone zostało przykazanie nie kradnij: oszukiwanie ludzi, telefoniczne wyłudzanie pieniędzy od innych, to codzienność. Można takich postaw zaprzedania się światu jeszcze trochę wymienić. Świadczą one niestety tylko o tym, że wkradło się między nas myślenie niemające nic wspólnego z Bożym prawem.
Mimo takich postaw, zachowań, trzeba mieć nadzieję, że tak do końca sumienia naszych braci i sióstr, którzy się „sprzedali”, nie zostały zniszczone. Pojawiający się wyrzuty sumienia, wydadzą owoce nawrócenia, zmiany życia. Objawi się to przyjściem do Pana Jezusa i zadaniem Mu pytania: co mam zrobić aby osiągnąć życie wieczne?
Jezus patrząc z miłością odpowie i przypomni: „Zachowuj przykazania”! Przestań „sprzedawać” się światu!

ks. Kazimierz Dawcewicz