Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (71d)

I Papież Franciszek mianował nowych kardynałów. Klucz tych nominacji znany jest najlepiej samemu papieżowi. Ale dziennikarze różnej maści, prześcigają się w domysłach. Najważniejsze dla Kościoła jest to, że są. Chyba zawsze pytano: dlaczego ten został wybrany, a inny „pominięty”. Nie można powiedzieć, że jest to dla losów Kościoła sprawa obojętna. Bo przecież część z nich, stanowi najbliższe grono doradzające papieżowi. W tej chwili jest o nich głośno, przy okazji podkreśla się ich wyjątkowe zachowania. Jeden z nominatów jeździ na rowerze, ciągle się zatrzymuje, aby z kimś porozmawiać. Inny używa tylko drewnianego pastorału. … Jeszcze inny decyzję papieża skomentował: „Nie ma co się ubiegać o stołki, kto chce być pierwszym niech służy”.
W Polsce falę komentarzy wzbudził fakt, że kardynałem nie został arcybiskup krakowski. Jedna z gazet czy stron internetowych napisała, że pokazano mu jego właściwe miejsce. Pewnie środowiska lewicowe i liberalne, cała sprawę pominięcia, wiążą z wypowiedzią o „zarazie”, która w tych wakacyjnych dniach, tak tłumnie przechodziła przez Polskę. Zapewne nikt się nie dowie, co tak naprawdę było przyczyną owego pominięcia. Może Kościołowi w Polsce w tej chwili kardynał jest nie potrzebny? Potrzebujemy za to biskupów, którzy będą dobrymi pasterzami, którzy z odwagą będą głosili Ewangelię Chrystusa, i będą wierni apostolskiej tradycji.
Nominacje kardynalskie wywołują też takie emocje, bo to właśnie oni mogą w przyszłości wybierać kolejnego papieża. Niektórzy komentatorzy życia kościelnego, stwierdzają bez ogródek, że wybór właśnie tych osób, to skręt w lewo. Jeszcze inni mówią o możliwym rozłamie w łonie Kościoła katolickiego. Jak będzie w przyszłości, czas pokaże. Może się przecież okazać, że wszyscy dziennikarze z tak zwanej „lewej” i „prawej” strony, zostaną zaskoczeni. Patrząc po ludzku na to zagadnienie, tak „dramatycznie” to może wyglądać. Nie można jednak zapomnieć o Panu Bogu, o tym, że to On jest Panem historii, tym bardziej historii Kościoła.
Żyjemy w czasach trudnych dla Kościoła, świadczy o tym agresja okazywana uczniom Chrystusa. Prześladowania, które pociągają za sobą śmierć wielu naszych braci i sióstr. Na pewno część wrogich zachowań wobec katolików, to wynik popełnionych grzechów, opisanej i pokazanej słabości moralnej duchowieństwa. To wszystko, składa się na ten przeróżny klimat dyskusji o Kościele katolickim.
Co jeszcze można napisać o nowych kardynalskich nominacjach? Może trzeba też przypomnieć, że kardynałowie ubierają się w czerwone sutanny. Kolor czerwony w Kościele, to kolor męczenników! Ma on przypominać właśnie im, krew przelaną za wiarę. Mają być zawsze świadkami Chrystusa, gotowymi oddać za Niego nawet swoje życie. Warto o tym pamiętać w toczącej się teraz debacie, która dotyczy nowych purpuratów! Zamiast sięgać do politycznych konotacji, wypada zatrzymać się na aspekcie wiary, pokazując ich wybór, jako powołanie w powołaniu!

II. Już w listach apostolskich znajdujemy słowa, które ostrzegają nas przez zbytnią przyjaźnią ze światem. Jako chrześcijanie żyjemy wśród świata, tak będzie do jego końca. Świat to świat, niesie z sobą przeróżne wartości, próbuje wprowadzać nowe prawa i zasady życia. Na uczniów Pana Jezusa wywierany jest teraz ogromny wpływ, aby z pewnych ewangelicznych wymogów się zwolnili. Aby je zliberalizowali, a nawet odrzucili jako niepotrzebne i nie pasujące do nowych czasów. Uczestnicząc w niedzielnej Mszy świętej (23 niedziela zwykła „C”), zostaliśmy pouczeni o tym, co to znaczy być uczniem Pana Jezusa (zob. Łk 14,25-27). Mamy kochać Chrystusa ponad wszystko; dźwigać krzyż. Takie są wymagania, ale jest to najlepsza pomoc, aby uporządkować naszą hierarchię wartości. Trudno jest nam przecież czasami ukryć, że lękamy się kochać Pana Boga ponad wszystko. Widzimy w tej miłości zagrożenie, a nie pomoc dla siebie, a jest przecież zupełnie odwrotnie. Wszyscy, którzy doświadczają takiej miłości, czują się wolni. W takim kochaniu Boga, nasi najbliżsi znajdują swoje właściwe miejsce. Nigdy nie są zaniedbywani, ale jeszcze bardziej docenieni i kochani. W Nim miłość może być głębsza, dojrzalsza, prawdziwsza.
Pójście za Panem Jezusem, to zgoda na wymagania jakie On nam stawia. To także zajęcie odpowiednich postaw, w życiu wewnętrznym. Dwie przypowieści z tego samego fragmentu Ewangelii (zob. Łk 14, 28-33). dobrze to ilustrują. Pierwsza cechą potrzebną uczniowi Chrystusa jest wytrwałość. Nie można być człowiekiem słomianego zapału. Nie możemy być połowicznym, bo taka postawa prowadzi do niestałości, poszukiwania wrażeń, przelotnego entuzjazmu. W takich zachowaniach, trudno mówić o poważnym zaangażowaniu.
Drugą cechą jest realizm duchowy. Jego brak rodzi lekkomyślność i zarozumiałość. Trzeba zachować się jak ów król, który zasiadł do stołu, aby przemyśleć strategię – w obliczu nadciągającego i liczniejszego wroga. Czasami niestety nam tego brakuje, nie umiemy „wyliczyć” czasu na modlitwę, czasu na rozmyślanie nad słowem Bożym. Tym samy zostajemy sami i bezbronni, na polu duchowych zmagań. Aby później ku swojemu zaskoczeniu powiedzieć: „no nie udało mi się wytrwać”. „Takie życie, to nie dla mnie”.
Kolejną trzecią cechą życia duchowego, powinna być odwaga. Błędem jest myślenie negatywne, które rodzi szybką pokusę rezygnacji. Wówczas zamiast jak król, przewidywać bilans batalii, na samym początku przegrywamy, nie próbując podjąć walki. Negatywne myślenie połączone z lękiem, brakiem strategii życiowej prowadzi do klęski. Zamiast rozwoju pojawia się stagnacja lub regres (por. Stanisław Biel SJ, Wiara jako ziarnko gorczycy, Homilie na niedzielę i święta, Rok A, B, C, Kraków 2013, s. 367-368).
Świat współczesny podaje nam swoje warunki i zasady, według których powinniśmy żyć, postępować, myśleć. Pan Jezus w Ewangelii w sposób otwarty podaje nam również swoje warunki naśladowania Go: mamy miłować Go bardziej niż wszystkich innych; mamy zgodzić się na krzyż cierpienia i odrzucić zniechęcenie; dla Niego mamy wyrzec się wszystkiego. Po przeczytaniu tych słów, może niektórzy zastanawiają się jak można tym wymaganiom sprostać? Pomocą na tej drodze, jest jak najczęstsze odnawianie naszego wyboru Jezusa jako naszego Pana. Postarajmy się też w szczerej modlitwie, powiedzieć Mu o naszych obawach wobec Jego wymagań. A w sercu niech „rozbrzmiewa” modlitwa: Jezu, chcę być wierny Twoim wezwaniom (Krzysztof Wons SDS).

III. Dzisiaj (wtorek) około godziny ósmej usłyszałem płacz dziecka. Ktoś może powiedzieć, dzieci przecież czasami płaczą. Ale w dniu wczorajszym chyba o tej samej godzinie, też słyszałem płacz dziecka. Drugiego dnia płakało trochę ciszej, a ojciec niosący je na rekach, coś spokojnie mówił. Skąd ten płacz? Kierunek w którym „szli”, wskazywał, że jest ono niesione do Przedszkola, albo do Ośrodka Zdrowia. Wybieram pierwszą ewentualność. Pokazuje ona, że nie wszystkie dzieci z taką radością stają się przedszkolakami. Bronią się przed tym „wynalazkiem”, nie widzą w pierwszych spotkaniach z Paniami i innymi dziećmi, dla siebie nic dobrego. Płacz to element obrony, to także pokazanie nam dorosłym, że dom rodzinny, to najlepsze miejsca wzrastania i wychowania.
Rozumiem, że tak została stworzona ta nasza współczesność. Zapracowani rodzice, chcą aby dzieci miały jak najlepszą opiekę. Żłobki, przedszkola, to miejsca gdzie wielu rodziców pobierało też kiedyś pierwsze lekcje nauki i społecznego wychowania. Możliwe, że obecnie są z tego czasu zadowoleni, wspominają je w miarę pozytywnie. Tak samo bywa dzisiaj, po pewnym okresie adaptacyjnym, łzach i siedzeniu obok grupy, niektóre dzieci wręcz czekają na pójście do przedszkola.
Mimo tych pozytywów pytania pozostają odnośnie „oddawania” małych dzieci, do tych instytucji wychowawczych. Jeszcze dzisiaj pamiętam płacz dzieci, które były prowadzone do przedszkola w Olsztynie na ulicy Kopernika. My – alumni seminarium, siedzieliśmy w kaplicy, od szóstej rano próbowaliśmy oddać się rozmyślaniu, a one w ciemnościach zimy i jesieni, wchodziły do przedszkola. Inną sytuacja, którą zapamiętałem, to ta, która wydarzyła się w autobusie Komunikacji miejskiej w Olsztynie. Pracowałem wtedy w seminarium duchownym, był to piątek, autobus nr 1 pełen ludzi. W pewnym momencie stojący obok mamy mały chłopiec, zaczął radośnie podśpiewywać: „nie pójdę jutro do przedszkola”, powtórzył to parę razy. Zrobiło się wesoło, na twarzach ludzi pojawiły się uśmiechy. Ja do przedszkola nie chodziłem, ale pozostałe osoby chyba wiedziały, o co w tych słowach tak naprawdę chodzi.
Biskup Julian Wojtkowski, czasami na wykładach powtarzał nam: „domy starców, to wdzięczność dzieci za żłobki i przedszkola”. Ile w tym jest prawdy to tego nie wiem, ale szybkie oddawanie starszych rodziców do domów opieki, może o tym świadczyć. Brak więzi psychicznych, pewnej bliskości, nad którymi rodzice nie popracowali, skutkuje później emocjonalnym chłodem, pozbywaniem się ich jak najszybciej.
Jak jest dzisiaj, jak będzie za lat dwadzieścia, trzydzieści? W jaki sposób wtedy obecne przedszkolaki, będą traktowały swoich starszych rodziców? Tego nie wiem. Ale zachęcam rodziców, którzy prowadzają dzieci do różnych przedszkoli, aby nie zapomnieli okazywać im miłości, bliskości, czułości. Przedszkole tego im nie da, komputer stojący na biurku, w którym mogą oglądać przeróżne bajki, też tego im nie da. To co się wspomina do końca życia, to czy siedziało się na kolanach mamy i taty. Niech zaprzestanie płaczu przez małego chłopca czy dziewczynkę, wędrującą „grzecznie” do przedszkola, nie uśpi rodziców. Żyjących później w przekonaniu, że wszystko jest dobrze i cudownie. Tak, może jest dobrze w Przedszkolu, ale najlepiej dzieci czują się przy swoich rodzicach i bliskich!

ks. Kazimierz Dawcewicz