Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (70)

I. „Anioł nie człowiek”, powiadają czasami ludzie, chcąc w ten sposób podkreślić czyjąś wyjątkową dobroć. Ale czy człowiek może być aniołem? Odpowiadając na to pytanie trzeba powiedzieć, że NIE! Aniołowie, to świat duchowy pełny życia i miłości, chociaż nie można ich dotknąć ani zobaczyć, to jednak ich obecność jest odczuwalna przez każdego z nas na płaszczyźnie wiary.
Mówiąc o aniołach, najczęściej wyobrażamy ich sobie na podstawie obrazka, który wisiał na naszym łóżkiem, czy teraz wisi nad łóżeczkami małych dzieci. Przechodząc się po cmentarzach można je zobaczyć, na grobach zmarłych dzieci. Z błędnym – w świetle wiary – napisem: „Powiększył grono aniołków”. Trzeba pamiętać, że człowiek nigdy nie zostanie aniołem. Czy umrze jako dziecko, czy jako dorosły, aniołem nigdy nie będzie.
W takim razie kim są aniołowie, archaniołowie? Poucza nas w tym temacie św. Grzegorz Wielki papież: „Należy wiedzieć, że imię anioł nie oznacza natury, lecz zadanie. Duchy święte w niebie są wprawdzie zawsze duchami, ale nie zawsze można je nazywać aniołami. Lecz tylko wówczas, kiedy przybywają, by coś oznajmić. Duchy, które zwiastują sprawy mniejszej wagi, nazywają się aniołami, te zaś, które zapowiadają wydarzenia najbardziej doniosłe – archaniołami” (Liturgia Godzin, II czyt. ze święta Świętych Archaniołów).
I tak Archanioł Gabriel (Moc Boża) – został posłany do Maryi Dziewicy. Jest szczególnym posłańcem, ma Jej oznajmić najwznioślejsze ze wszystkich wydarzeń – narodzenie Pana Jezusa. Z młodym Tobiaszem, jako jego towarzysz i opiekun, przyjaciel, wędruje Archanioł Rafał (Bóg uzdrawia). Dlatego też w tradycji chrześcijańskiej jest ukazywany jako opiekun podróżnych, stróż osób słabych i będących w niebezpieczeństwie. Wreszcie Archanioł Michał (Któż jak Bóg), to on otrzymał od Pana Boga szczególną moc i siłę do walki z szatanem. Korzystając właśnie z tej siły, pokonał szatana. W czasach nam współczesnych, kiedy szatan tak mocno „podniósł głowę” i na różne sposoby atakuje ludzi, dobrze jest oddawać się w jego opiekę.
W ubiegłym tygodniu (29 września) obchodziliśmy Święto Archaniołów, a 2 października wspomnienie Aniołów Stróżów. Bliskość tych liturgicznych dni może ktoś uznać za przypadkową, ale warto spojrzeć inaczej. Kościół chce nam przypomnieć, że Bóg stwarza zastępy aniołów, a niektórzy z nich mają za zadanie opiekować się ludźmi. Każdy z nas ma swojego Anioła Stróża, jego opieka nad nami rozpoczyna się w chwili narodzenia, a kończy wraz ze śmiercią. Niech ta świadomość bliskości Anioła Stróża wyraża się też w codziennej modlitwie, której przecież w dzieciństwie zostaliśmy nauczeni. Niech ona towarzyszy nam do później starości. Dlatego módlmy się każdego dnia: :Aniele Boży, Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój. Rano wieczór, we dnie i w nocy. Bądź mi zawsze ku pomocy. ….”.

II. Sobotnio-niedzielny numer Rzeczpospolitej z dnia 16-17 września 2017 roku, zmieścił wywiad z Kazikiem Staszewskim, muzykiem, liderem zespołu „Kult”. Dziennikarz zadał mu także pytanie o jego relacje z Panem Bogiem: „Szukam go usilnie – odpowiada piosenkarz – ale niestety wydaje mi się, że go nie ma. Wiem i wierzę, że Boga nie ma, ale bardzo bym chciał, żeby był.” Kiedyś zespół Raz Dwa Trzy śpiewał, że niewiara jest łatwa. Jest odwrotnie. Wiara stanowi oparcie. Bez niej jest dużo trudniej, a wszystkie wartości poza Bogiem są nietrwałe i ulotne” (s.27).
Czytając te słowa może niektórzy z nas wreszcie zaczną dziękować za dar wiary, który posiadają. Bo tak sobie myślę, że jest ona przez część z nas niedoceniana. Uważamy, że to takie oczywiste: wierze i już. Okazuje się, że może być zupełnie inaczej. Życie różnych osób, nie tylko lidera zespołu „Kult”, to pokazuje. Obok nas przecież żyją ludzie, którzy należąc do Kościoła, z różnych przyczyn wiarę stracili, gdzieś ją zagubili. A podejmowane później próby powrotu, są dla nich trudne. Naznaczone wewnętrznymi stanami walki, różnymi oporami i przeszkodami. Często także podszyte, zwykłym ludzkim strachem i wstydem, ciągłym powtarzaniem, że nie jestem godny przebaczenia i ponownego przyjęcia i życia w Bożej miłości. Błąd takiego myślenie polega na tym, że jest ono uważane jako znak pokory. Ale z chrześcijańską pokorą, nie ma ono nic wspólnego. Ostatnio słyszałem o włoskim powiedzeniu: „demon chodzi wśród ludzi, którzy czekają na spowiedź świętą, i podsuwa im uczucie wstydu”. Jest ono często tak mocne, że hamuje skorzystanie z sakramentu pojednania. To ono wywołuje wszelkie rodzaju myślenie i zachowanie wyrażające się w tym, że nie jestem niczego godzien. Tym samy potęguje się w sercu człowieka niedowierzanie w nieograniczoną miłość i miłosierdzie Pana Boga.
Może dlatego niektórzy chrześcijanie, w poszukiwaniu namiastek duchowości, wybierają ruchy religijne nawiązujące do wierzeń słowiańskich. Zmieniają nawet imiona, na te, które były w tamtych czasach używane. Ale takie zachowanie, to powrót do pogaństwa, cofnięcie się w życiu religijnym.

III. „Czyż przed ośmioma wiekami Asyż mógł sobie wyobrazić, jaką rolę wyznaczy mu Opatrzność, rolę, (…), że jest on miastem tak bardzo znanym w świecie, prawdziwą „ojczyzną duszy”. Charakter ten zawdzięcza nawróceniu młodego Franciszka, który po dwudziestu pięciu latach przeciętnego i beztroskiego życia, spędzonego na szukaniu światowych uciech i powodzenia, otworzył się na łaskę, oprzytomniał i powoli odkrył w Chrystusie ideał swego życia […] Franciszek z Asyżu jest wielkim pedagogiem wychowującym nas do wiary i uwielbienia Boga. Gdy zakochał się w Jezusie Chrystusie, zobaczył oblicze Boga-Miłości, stał się Jego gorącym piewcą, prawdziwym Bożym bardem. W świetle ewangelicznych błogosławieństw można docenić łagodność, jaka cechowała jego stosunki z innymi, i pokorę, z jaką potrafił podchodzić do wszystkich jako świadek pokoju pokój czyniący” (Benedykt XVI, Anioła Pański, 17 czerwca 2007).
W środę 4 października obchodziliśmy wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Jego osoba nadal inspiruje, zachwyca, ściąga tłumy ludzi do Asyżu. Jego życie, duchowość sprawia, że wielu młodych ludzi zatrzymuje się w swoich biegu, i zaczyna dostrzegać Chrystusa, zakochuje się w Nim. Przykład św. Franciszka może być pewnym pouczeniem także dla rodziców, którzy opłakują złe wybory swoich dzieci. Wychowane w duchu katolickim, kiedy dorosły zerwały wszelką relację z Kościołem. Oddały się przeciętnemu i beztroskiemu życiu, krocząc w nurcie obecnego postępu, który czuje wstręt dla tego co religijne.
Trzeba pamiętać, że takie życie młodemu Franciszkowi się „znudziło”. Doświadczył bólu duchowej pustki, zaczął szukać! Zwrócenie się w stronę Chrystusa Pana, którego przecież znał, wniosło w jego życie radość i pokój serca. Dlatego nie zniechęcajmy się w towarzyszeniu – nawet z oddali – najbliższym, którzy korzystając z daru wolności, zapomnieli o Jezusie. W codziennej modlitwie, nadal polecajmy ich Panu Bogu. On znajdzie w ich sercu najmniejszą szczelinę, przez które zacznie wlewać swoją miłosierną miłość i odwagę powrotu do domu Ojca!

ks. Kazimierz Dawcewicz