Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (6F)

I. Patrząc na niektóre osoby, po pewnym czasie sami zachwycamy się ich wielką pobożnością i opowiadamy o ich trwaniu na modlitwie, uczestniczeniu w codziennej Mszy świętej. Trzeba jednak wiedzieć, że sama pobożność nie świadczy jeszcze o tym, że mamy przed sobą człowieka duchowego. „Ludźmi duchowymi w historii Kościoła średniowiecza określano tych, którzy przeżywali Ewangelię w ekstremalnym rygorze i nierzadko w kontraście z nauczaniem Kościoła. Tego rodzaju wypaczenia należałoby raczej nazwać pseudo duchowością. Typową cechą człowieka pseudo duchowego jest zajmowanie pozycji obrony. Jest to piękna dusza, która za nic w świecie nie chce się pobrudzić. Nie jest to oczywiście nic złego. Gorzej, gdy w tym zamyka się życiowy ideał. Wkracza do akcji jedynie wtedy, kiedy rzeczy przedstawiają się jasno, ideały i środki są od razu oczywiste, konsekwencje jego czynów są do przewidzenia. Tymczasem każde nasze działanie zakłada pewne ryzyko błędu. Dla „pseudo duchowego” jedynym sposobem uniknięcia tego ryzyka jest bezczynność. W przypadkach trudnych są nieobecni. Pojawiają się, gdy już jest po wszystkich.
Istnieje różnica pomiędzy człowiekiem pobożnym a człowiekiem duchowym, lecz sama pobożność to jeszcze nie duchowość” (Jerzy Wiesław Gogola OCD, Teologia komunii z Bogiem, Kraków 2003, s. 76).
Jak przed chwilą przeczytaliśmy bycie człowiekiem pobożnym nie może takiego człowieka izolować od świata. Człowiek prawdziwie pobożny nie może zrzucać wykonywania pewnych zadań i obowiązków na inne osoby. Nie powinien siedzieć z założonymi rękami, czekając na wykonanie kolejnej pobożnej praktyki. Sam powinien aktywnie włączyć się w nurt życia wspólnotowego, rodzinnego, społecznego, a nawet politycznego. Kiedy czytamy żywoty świętych, podziwiamy ich trud życia, to obok przepełnionej miłością relacji z Panem Bogiem, bywali oni aktywni w codzienności każdego przeżywanego dnia. Mieli pobrudzone ręce od zwykłych obowiązków i zadań, pracy w kuchni. Spotykali się z ludźmi, którym pomagali w odkrywaniu swojego powołania, inicjowali pewne zmiany, tworząc coś nowego, nawet jak na tamte czasy „rewolucyjnego”. Bywali często niezrozumiani, krytykowani. Tak było w życiu św. Bernarda, św. Katarzyny ze Sieny, św. Teresy od Jezusa, św. Ignacego z Loyoli.
Jako uczniowie Pana Jezusa, mamy być solą tego świata. Mamy obok ewangelicznego podejścia do siebie nawzajem – przepełnionego miłością – nadawać ewangeliczny smak wszelkim naszym zwykłym i błahym zajęciom i czynnościom. Mamy prawo, wręcz obowiązek, pokazać innym nasze spracowane ręce, ubrudzone pracą. Pomoc do takiej postawy znajdujemy w codziennych pobożnościowych praktykach.

II. W czasie przedpołudniowym – w trakcie mojego wakacyjnego odpoczynku – wybrałem się na spacer po Krynicy Zdroju. Przez chwilę zatrzymałem się przed jedną z wielu atrakcji tego miasta. Co to za atrakcja? Fontanna – woda wypływająca pod ciśnieniem – w tamtym czasie tworzyła taki wodny tunel. W wyznaczonych też godzinach pojawia się jeszcze muzyka i w jej rytm odbywa się „wodny taniec”.
W czasie, kiedy ja tam byłem – kiedy woda tworzyła ów tunel – na brzegu siedział przed tym „niezwykłym zjawiskiem” mały chłopiec, który uważnie się temu wszystkiemu przyglądał. Nieopodal siedzieli rodzice zerkający na niego.
Dlaczego o tym piszą? Co w tym siedzeniu było przyciągającego? Nieporuszone przez parę minut ciało tego chłopca – wpatrującego się w wypływającą pod ciśnieniem wodę. Uważamy my dorośli, że dzieci nie potrafią dłuższą chwilę wytrwać bez ruchu. A tu okazuje się, że są w stanie to zrobić. To co działo się na jego oczach, bardzo go ciekawiło, może nawet fascynowało. Bo przecież nieopodal niego, dwójka innych dzieci biegała wokoło i zajmowała się zupełnie czymś innym, na coś innego zwracała uwagę.
Ważnym elementem naszego życia powinna być chwila zatrzymania. Chyba wszyscy doświadczamy trudności zrealizowania takiej postawy. Ulegamy herezji czynu. Ona nas zjada, ogranicza, tym samym umniejsza. Ktoś może teraz zapytać, a to dlaczego? Bo nieustanna praca, ciągła aktywność, nie pozwalają nam usiąść przed drugim człowiekiem, aby go usłyszeć i wysłuchać. Przenosząc takie zachowanie na naszą relacje z Panem Jezusem, trzeba powiedzieć, że nie potrafimy usłyszeć, wsłuchać się w Jego słowa. Herezja czynu – tym samym – zabija także w nas fascynację osobą Chrystusa. Bo nie jesteśmy w stanie Go w pełni poznać, zrozumieć. Odkryć, co takiego uczynił dla nas!
Zachowanie tego chłopca sprzed fontanny przypomina nam, że można na chwilę się zatrzymać. Po to, aby zachwycić się otaczającą nas przyrodą, zachwycić się pięknym obrazem, pięknem kościoła, pięknem cerkwi. W życiu duchowym tego zatrzymania potrzebujemy też po to, aby usłyszeć Pana Jezusa. Aby poznać i zachwycić się Jego miłością do nas!

III. Wracając sierpniowego dnia spod góry Jaworzyna – busem tym razem – zwróciłem uwagę na różne napisy, jakie w nim się znajdowały. Można było tam przeczytać: „Obiekt monitorowany”, „Brak wolnych miejsc”. Przed kierowcą znajdował się obrazek Jezusa Miłosiernego z napisem „Jezu, ufam Tobie”. Wszystkie osoby wychodzące z busa oczywiście musiały go widzieć. Wierzący, poszukujący, wątpiący, niewierzący. Oblicze Pana Jezusa, Jego ręka błogosławiąca, …, żegnała wychodzących i kończących tę krótką podróż.
Dla osób wierzących Pan Jezus znany jest z kart Ewangelii Nowego Testamentu. Czytając ją, rozważając Jego słowa, zatrzymujemy je w pamięci, tym samym pozwalamy im się prowadzić i przemieniać. Dla każdego chrześcijanina to one powinny być najważniejsze. Pomimo tego, że na przestrzeni wieków napisano na temat wiary względem Chrystusa wiele książek, naukowych rozpraw. Wygłoszono i wygłasza się nadal wiele homilii, ułożono wiele pieśni religijnych, napisano wiele wierszy, to w tym gąszczu słów, przeróżnych zdań, także te trzy słowa z tego obrazu „Jezu, ufam Tobie” – odnoszące się do Pana Jezusa – wskazują nam na bardzo ważny element wiary w Niego.
Ci wszyscy, którzy otwierają się na miłość Chrystusa, powinni doświadczyć łaski zaufania. Jest to postawa zgody, wewnętrznego przyjęcia i akceptacji drogi, na którą weszliśmy, przyjmując, że jest dla nas najlepsza! Idąc za Nim, ufamy w Jego obecność, w Jego wsparcie i siłę, która pomaga nam przy Nim trwać, także w chwilach różnych prób, bólu i cierpienia.
Patrząc na różne napisy jakie znajdujemy przed naszymi oczami, wiemy, że część z nich, to tylko chwytliwa reklama. Inne po przeczytaniu, bywają przez nas szybko zapomniane. Ale są takie, które w swojej treści i prostocie, prowadzą nas przez życie. Pomagają wytrwale wędrować przez ziemię do obranego przez nas celu, jakim jest niebo. Do takich słów należą te trzy „Jezu, ufam Tobie”, które zostały namalowane na obrazie Jezusa Miłosiernego!

ks. Kazimierz Dawcewicz