I. Należymy do Kościoła, jesteśmy pouczani, że czas Objawień publicznych skończył się z chwilą śmierci ostatniego Apostoła. Jednak od czasu do czasu słyszymy o objawieniach prywatnych, które wywołują wielkie poruszenie. Ludzie kierowani ciekawością pokonują wiele kilometrów, aby tylko tam być, coś zobaczyć nowego. Jak należy do takich objawień podejść? Czy mają one jakąś wagę i znaczenie? Czy mamy obowiązek w nie wierzyć? Aby ustalić autentyczność objawień prywatnych, należy najpierw ustalić znaki ich wiarygodności. Chodzi o podanie i zdobycie pewności moralnej, iż dany fenomen posiada nadnaturalne pochodzenie.
Podstawowym kryterium wiarygodności objawień prywatnych jest ich zgodność z Objawieniem publicznym. Za prawdziwe należy uznać te objawienia prywatne, które wskazują na Chrystusa i Jego Kościół. Treść wizji nie może być sprzeczna z Bożym planem zbawienia, który realizuje się przez i w Jezusie Chrystusie oraz zakłada pośrednictwo zbawcze Kościoła. Należy zatem odrzucić i uznać za fałszywe wizje, których przesłania nie da się pogodzić z nauką zawartą w Piśmie świętym i Tradycji.
Ważnym znakiem kryterium wiarygodności objawień prywatnych są ich owoce. Sam Chrystus niejako wskazał na ten argument, kiedy ostrzegł przed fałszywymi prorokami: „Poznacie ich po ich owocach”. Za prawdziwością objawień, wizji czy zjawień są nawrócenia, wzrost pobożności, rozkwit życia sakramentalnego, podejmowane dzieła miłosierdzia, także pojawiają się owoce Ducha Świętego: miłość, radość, pokój, łagodność.
Szczególnym znakiem wiarygodności objawień prywatnych są cuda – znaki Boże. Zwykle tam, gdzie miały miejsce autentyczne wizje i zjawienia, dokonują się również cudowne wydarzenia. Najczęściej są to uzdrowienia fizyczne, ale także duchowe. Kolejnym kryterium jest wiarygodność osób doznających objawień. Takie osoby powinny legitymować się odpowiednimi cechami. Należy zbadać stan zdrowia widzącego, przede wszystkim jego kondycję psychiczną, emocjonalność, podatność na sugestie, a także prawdomówność, stałość w zachowaniu się i mowie. Niezmiernie ważne jest posłuszeństwo widzących kierownikom duchownym i władzy kościelnej, nawet za cenę tymczasowych orzeczeń negatywnych. Najczęściej Bóg wymaga od nich poświęcenia i ofiary.
Mówiąc o objawieniach prywatnych warto też wiedzieć, że mogą one występować u osób chorych psychicznie czy też żyjących w grzechu. Historia zawarta na kartach Pisma świętego uczy wielkiej pokory w stosunku do niezrozumiałych często dla nas postanowień i wyborów Bożej mądrości, jeśli chodzi o ludzi, miejsce i czas udzielania łaski.
Po co są objawienia prywatne? Bóg powiedział o sobie wszystko, co powinniśmy wiedzieć. A przecież objawienia prywatne nie są obowiązujące do wierzenia i konieczne do zbawienia. Odpowiadając na powyższe pytanie trzeba stwierdzić, że mają one na celu aktualizację Bożego Objawienia w konkretnej epoce historycznej. Mają one uzmysłowić konieczność ciągłej interpretacji Objawienia publicznego i pogłębienia jego rozumienia. Nie dodają one nic do Objawienia Bożego, ani go nie zmieniają. Niemniej jednak odgrywają ważną rolę, ponieważ pomagają w lepszym zrozumieniu i przeżywaniu w codzienności Dobrej Nowiny o zbawieniu (ks. Paweł Rabczyński, Objawienia prywatne i ich wiarygodność, Egzorcysta nr. 6 czerwiec 2021, s. 44-50).
Mam nadzieję, że powyższe słowa uspokoją nasze emocje, kiedy znów usłyszymy o „odbywających” się gdzieś prywatnych objawieniach. Zostaniemy wtedy w domu, cierpliwie będziemy czekać na decyzję Kościoła, zamiast uganiać się za „objawioną wątpliwą nowością”. Przyglądając się czasami zachowaniom niektórych osób, które są tak podekscytowane mówiąc o nowych wizjonerkach, ciśnie mi się zawsze do głowy myśl, że w dotychczasowym przeżywaniu wiary czegoś im brakuje. Przede wszystkim chyba mamy tu do czynienia z brakiem wiary w realną obecność Chrystusa w Eucharystii. Taka osoba nie ma codziennego kontaktu ze słowem Bożym. Należy też powątpiewać we wszystkie mnożone modlitwy, bo chyba nie dochodzi tam do spotkania z naszym Panem.
Zachęcam zatem jeszcze raz do przeczytania powyższych słów, choćby po to, aby zachować się właściwie i roztropnie, kiedy znów usłyszymy, że gdzieś tam mówią, albo piszą o objawieniach prywatnych, które teraz mają miejsce.
II. Wracam jeszcze raz do listu, który kardynał Joseph Ratzinger „zostawił” jako biskup diecezji monachijskiej, kapłanom, diakonom i wszystkim współpracującym w duszpasterstwie. Wskazał w nim jak należy budować katolicką tożsamość. Jego wskazania, to taki mistrzowski plan ewangelizacji. Przede wszystkim wskazał na Eucharystię, która powinna być „źródłem i szczytem” katolickiego życia. Drugie wskazanie dotyczy sakramentu pokuty. Z pewnością nie chodzi tutaj o „maksymalne nasilenie poczucia winy”, ale o „doświadczenie łaski, doświadczenie tego, że przebaczenie jest darem” i że w ten sposób „przeszłość rzeczywiście przeminęła”. Dopiero gdy człowiek doświadczy przebaczenia, może naprawdę uznać swoją winę, dopiero wtedy może sobie uzmysłowić jej prawdę, ponieważ przewyższy ją wtedy nowa, większa prawda Bożej dobroci. I na odwrót, „niezdolność uznania winy jest najbardziej niebezpieczną formą duchowego otępienia, jaką można sobie wyobrazić, bo dopiero ona czyni człowieka niezdolnym do poprawy i tym samym zło staje się nieuzasadnione”. „Już od czasów moich studiów – mówił – zajmowały mnie dziwne słowa… oczyść mnie, Panie, z moich ukrytych win. (…) Nie ma nic gorszego niż uważanie siebie samego za sprawiedliwego i dostrzeganie winy tylko u drugiego; (…) właśnie zadowolenie z siebie niepozwalające dostrzegać własnej winy stanowi niebezpieczny rodzaj zatwardziałości”. Gdy się „analizuje okrucieństwa tego stulecia” – okazuje się, „że prawie zawsze zakładają one otępienie serca, które już w ogóle nie pozwalało dostrzegać winy”. (Peter Seewald, Benedykt XVI Życie, Kraków 2021, s. 607-608).
Każdy z nas ma swoje doświadczenia związane z korzystaniem z sakramentu pokuty. Nie będę w to wszystko się zagłębiał, ale chcę tylko wskazać, abyśmy pamiętali, że ten sakrament – trudny dla nas wszystkich – ma być przede wszystkim doświadczeniem łaski przebaczenia. Nosimy w swoim sercu różne przewiny, grzechy, ale jeżeli szczerze je wyznajemy w spowiedzi, doświadczamy tej łaski. Przeszłość zostaje za nami. Pozbywamy się ciężarów, które nas przygniatają czy wręcz wgniatają w ziemię.
Systematyczne korzystanie z sakramentu pokuty, uczy nas także pokory, pokazuje naszą ułomność, która oddana Panu Bogu, bywa uzdrawiana, przemieniana, staje się tym samym miejscem wzrostu. Widząc jak trudno jest nam się przemienić, nabieramy też większego szacunku do innych ludzi. Nie wpadamy tak łatwo w tonację oskarżającą, poniżającą. Nasze serca nie stają się twarde, ale zaczynają żyć miłością miłosierną, którą wlewa w nie nasz Pan. Stajemy się wtedy nosicielami życia, radości, pokoju.
Kończąc ten punkt rozważania, wypada mi jeszcze powiedzieć, że sakrament pokuty to sakrament życia. Ubrudzeni w błocie życia, odchodząc od spowiednika, który udziela nam rozgrzeszenia, wracamy na drogę dobra, bywamy na nowo ubrani w nową szatę – jak ten syn marnotrawny. Jesteśmy zapraszani aby mówić spotykanym ludziom, jak dobry jest nasz Pan, który nigdy nie skąpi swojej miłosiernej miłości! My sami też jesteśmy zapraszani, do rozdawania miłosierdzia innym ludziom.
III. Dobiega końca wakacyjny czas, dzisiaj ostatni dzień sierpnia. Kiedy dzieci i młodzież idą do szkoły, to wiadomo, że do końca kalendarzowego lata zostało kilkanaście dni. Do tego doświadczenia, „jesiennego” klimatu dostroiła się też i pogoda. Mamy pochmurne, deszczowe dni, które kończą sierpniowy miesiąc. Niby wiemy o tym, że pogoda jest zmienna, ale wywołuje ona w tych dniach narzekanie, oczekiwanie na słońce i cieplejsze chwile. Niektórzy z nas wręcz pytają: czy we wrześniu będzie jeszcze temperatura ponad dwadzieścia stopni? Musimy póki co cierpliwie poczekać, zaraz się okaże jak będzie. Bo prognozy pogodowe, te długofalowe, nie zawsze przecież się sprawdzają.
Piszę o tym też dlatego, że nasza relacja do Pana Boga jest trochę podobna do tego co w tej chwili przeżywamy. Może napiszę inaczej, to my jesteśmy w niej podobni do różnych osób, które w tej chwili tak marudzą, psioczą, na ten ostatni sierpniowy dzień. Wierząc w Boga czasami nam się zdaje, że zawsze będziemy przeżywali sielankowe dni. Wszystko będzie w naszym życiu dobrze się układało – oczywiście zgodnie z naszymi planami. Ominą nas trudności, kłopoty, cierpienia fizyczne, psychiczne i duchowe. Wokół nas będzie kręciło się dużo dobrych ludzi. Po prostu będzie super!
Jednak przeżyte lata, dokonują demontażu takiego myślenia. Dzień po dniu, rok po roku, dostrzegamy, że nasze życie wygląda trochę inaczej niż sobie zaplanowaliśmy. W tym czasie my się zmieniliśmy, dojrzeliśmy, staliśmy się bardziej odpowiedzialni. Wygląda ono inaczej, ale nie jest takie złe. Przyglądając się z perspektywy lat, odkrywamy ciche prowadzenie nas przez Pana Boga. Widzimy jak Jego błogosławieństwo, słowo, nas kształtuje.
Nawiązując do tej szarości dzisiejszego dnia, można powiedzieć, że z pewnym spokojem przyjmujemy też szarości życia, ciężkie relacje, nieporozumienia. Obecność Pana Boga pomaga nam to wszystko znosić, przezwyciężać, uzdrawiać. Pozwala powracać nam do życia. Kiedy się chwiejemy, On nas umacnia, słabniemy, lecz On napełnia nas gorliwością (Z dzieła O naśladowaniu Chrystusa). Z własnego doświadczenia i obserwacji wiemy przecież, że po burzy przychodzi spokój, a po deszczu i pochmurnym niebie zaczyna pojawiać się słońce. W tych doświadczeniach pogodowych, psychicznych i duchowych, dostrzegamy piękno tego świata, piękno naszego życia. Zawsze potrafimy w nim się odnaleźć, bo jesteśmy przecież prowadzeni przez Bożą Opatrzność!
ks. Kazimierz Dawcewicz