Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (68d)

I. W „Gościu Niedzielnym” ukazał się artykuł „Bądźcie bezpłodni” (nr 33, dnia 18 sierpnia 2019, s. 54-55), także w gazecie „Rzeczpospolita”, „Szaleństwo obrońców ziemi” (sobota-niedziela 3-4 sierpnia 2019 s. 11), w których poruszony został nowy „problem” ekologii. To znaczy, kto jest zagrożeniem dla ruchu ekologicznego – okazuje się, że dla niektórych osób, takim największym zagrożeniem są rodzące się dzieci. To nie jest jakiś żart z mojej strony, do takich wniosków dochodzą dzisiejsi naukowcy, różni publicyści. Czy należy tych poglądów i opinii się bać? Czy raczej trzeba widzieć w tym ludzką głupotę i pogardę dla siebie, posuniętą aż do granic absurdu? Dla osób, które rozprowadzają takie poglądy, to ważny problem. Ale ciekawe czy wiedzą, czym to grozi dla całej ludzkości?
Czytamy w artykule „Gościa Niedzielnego”, że dzieci są słodkie, ale nieekologiczne – stwierdził szwedzki dziennikarz Gurgan Barircioglu. To nie dowcip. Wyznawcy antynatalizmu uważają, że dzieci szkodzą klimatowi. Pisząc słowo „antynatalizm”, okazuje się, że nie ma go jeszcze w słowniku komputerowym. Antynatalizm – to pogląd według którego, posiadanie dzieci jest czymś złym. Jeszcze inni mówią: „nie chcę reprodukować, bo wiadomo, że ziemia tego nie wytrzyma. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych działają od niedawna organizacje antynatalistów.
Jak my chrześcijanie mamy na takie poglądy patrzeć, jak je oceniać? W tym artykule czytamy, że są one sprzeczne z chrześcijańskim nauczaniem. To pogląd absolutnie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską, z obrazem kosmologii, który znajdujemy w Piśmie świętym i nauczaniu Kościoła. „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”, to przecież pierwsze zdanie, które usłyszał stworzony przez Pana Boga człowiek.
W Polsce ten pogląd jeszcze nie zdobył szerszego zainteresowania, nie ma ludzi, którzy by takie pomysły promowali. Ale wszystko jest przed nami, w ramach postępu i wolności myśli, możemy liczyć się z tym, że w niedalekiej przyszłości takie grupy antynatalistów spotkamy. Czytając te słowa, ktoś może teraz zadaje sobie pytanie: co jeszcze człowiek wymyśli? Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo nie mamy dostępu do myśli takiego czy innego człowieka. Ale – niestety – możemy zostać jeszcze niemiło zaskoczeni!
Jak my chrześcijanie mamy się przed czymś takim bronić? Odpowiedzią na szaleństwo ekologów musi być rozsądna ekologia, inspirowana teologią stworzenia. Każdy z nas powinien żyć w zgodzie z otaczającym nas światem, danym przecież przez naszego Boga i Stwórcę.

II. Wracam do artykułu o. Macieja Zięby „Wojna czy pokój”, który został zamieszczony w Plusie Minusie gazety Rzeczpospolita z dnia 3-4 sierpnia 2019 roku. Tym razem – po przedstawieniu grzechów duchowieństwa – wypisuję 10 grzechów katolików świeckich. Są nimi: 1. Klerykalizm, uznawanie Kościoła przede wszystkim za instytucję (z którą utrzymuje się mniej lub bardziej intensywne kontakty). 2. Słaba wiedza teologiczna. 3. Infantylizm. 4. Tabloidyzacja wiary. 5. Moralizatorskie interpretowanie swego życia. 6. Selektywne stosowanie zasad wiary. 7. Brak odpowiedzialności za Kościół lokalny. 8. Brak odpowiedzialności za Kościół uniwersalny. 9. Brak odpowiedzialności za pójście na współczesne areopagi. 10. Powierzchowne łączenie katolicyzmu z patriotyzmem.
Jak widzimy, trochę tych słabości się nazbierało. Przypominam jednak, że nie należy czytać tego tekstu jako oskarżenia. Może raczej pomoc w zmianie swojego życia, choćby zainteresowania się bardziej Kościołem, swoją parafia. Nie trzeba dużo, aby zaistnieć. Przede wszystkim ową przemianę warto zacząć od podjęcia szerszej formacji chrześcijańskiej. Ktoś teraz zapyta: czy taka w naszej Parafii istnieje? Przez ostatnie lata odbywały się wykłady „Dywickiej Szkole Wiary”. W trzecie czwartki miesiąca, były organizowane wykłady z teologii, filozofii, … Było spotkanie poświęcone Liturgii Kościoła, historii, a ostatni czwartek miesiąca, to spotkanie „Grupy Biblijnej”.
Można zasłaniać się brakiem czasu, ale chcąc zmienić swój krytycyzm do Kościoła, trzeba zacząć od zmiany swojego myślenia. Nie można pozostać na stwierdzeniu: ja mam swój świat wiary, swoje doświadczenia Pana Boga. Takie myślenie, to indywidualizm, który jest groźny – wiąże się on z indywidualnym doświadczeniem Boga. A co za tym idzie, z indywidualną interpretacja tych „mistycznych” doświadczeń. Dobrze przecież wiemy, że trudno być lekarzem siebie samego, trudno jest sobie wystawiać dobre i właściwe diagnozy.
Wreszcie warte zwrócenia jest także to, że wiele osób szuka w religii dreszczu emocji, oraz sensacji i niezwykłości. Objawia się to w koncentracji na złu – szukaniu za wszelką cenę egzorcysty. Uważając, że jego dotknięcie rozwiąże problemy. Szukanie zła w grzechu międzypokoleniowym, a wszelkie przeciwności jakie nas dotyka, to kara za grzechy przodków. Wielu katolików skupiania wielką uwagę na cudownych uzdrowieniach, modlitwach gwarantujących sukcesy. Słuchając o tym wszystkim, widząc to, trzeba stwierdzić – pisze o. Maciej Zięba – że jest to bardzo powierzchowny katolicyzm, mający niezbyt wiele wspólnego z Kościołem. Pachnie to wszystko magią, mitami, przesądami (por. jw. s. 37).
Na te grzeszne zarzuty, polskiego dominikanina nie należy się obrażać. Najlepiej by było wyciągnąć z tego właściwe wnioski, dla swojej wiary i moralności. Możliwe, że słabość naszej wiary, słabość świadectwa, wiąże się z powierzchownością jej przeżywania. Dlatego nie należy siedzieć z założonymi rekami, nie należy narzekać na odpływających ludzi z Kościoła. Tylko wziąć się do pracy, najlepiej zacząć ją od teraz i od siebie.

III. Początki czegoś nowego bywają „bolesne”. Niby nic się nie stało, ale na początku moich rekolekcji, zostałem przywitany „ukąszeniem” komara. Miejsce, które wybrałem na rekolekcje, znajduje się około 20 kilometrów od Dywit. Jest tam duża kaplica – do adoracji Najświętszego Sakramentu. Dostałem prosty mały domek, w którym zamieszkałem. Czasami można tam spotkać inne osoby, które wykonują przy tych blisko trzech hektarach ziemi, potrzebne prace. Jest tu zielono, nieopodal biegnie droga do Dobrego Miasta, albo Olsztyna – jak kto woli. Miejsce – pustelnia – zostało przez mnie wybrane po dłuższym namyśle.
Przed przyjazdem (miał on miejsce w poniedziałek), w niedzielne popołudnie zrobiłem tam mały rekonesans. Chciałem się przygotować, jak najlepiej do tych dni. Zrobiłem też parę zdjęć, które później wysłałem moim dobrym znajomym. Reakcje na to co zobaczyli – przede wszystkim na miejsce chwilowego zamieszkania – były różne: „ten domek, to szok”; „to jakiś żart, przecież to jakaś szopa”. Inni odpowiedzieli: „ładny”, i jeszcze, że to „pustelnia Pana”. Pewne uspokojenie, wniósł wygląd kaplicy. Przyjąłem te głosy z uśmiechem, bo przecież najważniejsze było moje wewnętrzne nastawienie. Przede wszystko to, że chcę tu pobyć sam na sam z Panem Jezusem.
Jak mogę najprościej określić ten czas, który tam przeżyłem? Odpowiedź bardzo krótka – dobrze! Było w tych dniach dużo przesiadywania w kaplicy – modlitwy. Lektury, które mnie prowadziły, to Pismo święte, encyklika i adhortacja papieża Benedykta XVI. Jako konferencje, służyła mi książka kar. Gerharda Ludwiga Mullera „Listy o kapłaństwie”. Odmawiałem cztery części różańca – koronkę do miłosierdzia Bożego.
Przy tym wszystkim nadsłuchiwałem śpiewu ptaków, odbyłem trzy długie spacery – z modlitwą Jezusową: „Panie Jezu Chryste , …, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. Teraz z całą pewnością mogę powiedzieć, że dokonałem dobrego wyboru – powtórzę go kiedyś!
Co mogę jeszcze napisać o moich rekolekcjach? Ważna myśl, przyszła mi do głowy w nocy. Trudno mi było tam zasnąć – także spać. Dlatego około drugiej w nocy, dwukrotnie odmówiłem „Godzinę Czytań” z brewiarza. Odpowiadając na postawione pytanie, mogę powiedzieć, że uświadomiłem tam sobie, swoją ludzką małość. Jestem w tym małym domku sam, wokół mnie ciemność. Słychać, że na zewnątrz toczy się życie, które mną się wcale nie interesuje i nie przejmuje. Jakieś zwierzątko drapie w ścianę domku. Każdy żyje tutaj po swojemu, ja swoim rytmem, ptaki, jaszczurki, …, też swoim.
W tej małości nocy, uświadomiłem sobie jeszcze bardziej, jak wielka i niepojęta jest miłość Pana Boga do każdego człowieka – do mnie też! „Tak Bóg umiłował świat, …, aby każdy kto w niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Zostaliśmy pierwsi przez Niego pokochani. Stąd nasza miłość jest odpowiedzią na dar miłości, z którym Bóg Ojciec do nas przychodzi.
Jestem prochem, pyłem przed Bogiem – mawiała św. Katarzyna ze Sieny. Aby jednak za chwilę dodać: On jest w tym prochu zakochany. Dlatego przebywanie to tu, i jeszcze tam, nie powinno nas przerażać. Bycie w domu, w małej chatce wśród drzew, też nie powinno nikogo niepokoić. Zawsze jestem dla Boga mojego Ojca, kimś ważnym! Zawsze jestem Jego ukochanym dzieckiem, może czasami niesfornym, ale kochanym! Gdy obok śpiewają ptaki, biegają jaszczurki, myszy szukają domowego ciepła, … On mój Bóg i Pan zawsze jest blisko, i bardzo nas kocha!

ks. Kazimierz Dawcewicz