I. W środku lata, w środku wakacyjnych wyjazdów, urlopów, w XIX Niedzielę Zwykłą „C” (zob. Łk 12, 35-40), czytana była Ewangelia o przepasanych biodrach i zapalonych pochodniach. W Palestynie w czasach Pana Jezusa słudzy aby nie zasnąć, czuwali przy zapalonych pochodniach. Ponadto podciągali długą szatę i przepasywali pasem biodra, Umożliwiało im to, swobodne poruszanie i wykonanie prac. Ten fragment nam wszystkim przypomina, że w każdym czasie potrzebna jest postawa czuwania, oczekiwania. Taka postawa, zachowanie, powinno być zawsze obecne w życiu ucznia Pana Jezusa. W tych słowach Chrystusa, wypada też dostrzec niezadowolenie z zachowania sennego, pełne roztargnień, nijakiego, przepełnionego ciągłym narzekaniem. Takie osoby spotkaliśmy, a może nawet doświadczamy tego na własnej skórze.
W takim razie, jak mamy czuwać? Jaką postawę trzeba przyjąć, aby aktywnie odpowiedzieć na przesłanie tej ewangelicznej perykopy. Po pierwsze każdy z nas powinien posiadać mentalność ludzi w podróży. Mamy mieć jasno obrany cel, tym celem dla nas osób wierzących jest niebo, zjednoczenie z Panem Bogiem. Dobrze wiemy, że w podróży napotykamy różne trudne doświadczenia. Podróże bywają niebezpieczne – tak było w czasach Jezusa. Ta świadomość niedogodności, nie powinna jednak nas sprowadzić na manowce.
Współcześnie drogi w zasadzie są bezpieczne, co nie znaczy, że damy radę tak do końca wyeliminować z podróży samochodem, pociągiem, rowerem, jakieś wypadki. W życiu moralnym i duchowym, takimi niebezpieczeństwami jest oddanie się przyjemnościom, karierze, pieniądzom. To sprawia, że na pewien czas, może nawet na wiele lat, potrafimy zmienić całkowicie drogę, zmieniamy obrany kiedyś cel podróży. Tym samym czuwanie wymaga mądrości, roztropności. Jesteśmy pięknie obdarowani przez Ducha Świętego, trzeba zatem umieć z tych darów korzystać. Mamy obowiązek badać nasze natchnienia, przeróżne propozycje i rady, jakie inni nam składają. Jeżeli są niezgodne z Bożymi przykazaniami, Ewangelią, nauką Kościoła, należy je bez zbędnych dyskusji odrzucić.
Wreszcie czuwanie oznacza życie teraźniejszością. Przeszłość trzeba oddać miłosierdziu Bożemu, wyciągnąć właściwe wnioski z popełnionych kiedyś błędów, upadków. Nie można też żyć przyszłością, fantazjować, robić dalekosiężnych planów, tym samym oddawać się marzeniom. Bo to sprawia, że tracimy z oczu cel podróży. Zatrzymujemy się w pewnym miejscu drogi, i będziemy tam w nieskończoność siedzieć. Możemy wtedy pozwolić, aby niekontrolowany lęk, strach przed przyszłością, zaczął dominować nad nami. A Pan Jezus przecież poucza, że dość ma dzień zmartwień swoich. To znaczy, że mamy dobrze przeżywać każdy kolejny dzień życia. Wtedy mamy pewien wpływ na to, co robimy, z kim się spotykamy. I tym samym, krok po kroku, zbliżamy się do celu naszej podróży (por. Stanisław Biel SJ, Wiara jako ziarno gorczycy, Homilie na niedziele i święta, Kraków 2013, 359-560).
Po przeczytaniu tych słów mam nadzieję, że zrozumieliśmy, dlaczego ten fragment Ewangelii, czytany jest w tym wakacyjnym, urlopowym czasie. Wakacyjna codzienność pokazuje, jak bywamy w tych dniach, wciągani w wątpliwe wydarzenia i historie. Zatem w tych dniach, też trzeba czuwać – jak owi słudzy – mieć przepasane biodra i zapalone pochodnie. Bądźmy zawsze czujni, na przyjście naszego Pana Jezusa Chrystusa.
II. Codzienne spacery, to dobra okazja do obserwacji otaczającego nas świata przyrody. Wspominałem już o tym, w ostatnim rozważaniu, że chodzenie wokół dywickiego jeziora, daje ku temu taką okazję. Woda, ptaki, kaczki pływające po jeziorze – no i ludzie – to towarzystwo, które można tam spotkać. Patrząc na pływające kaczki, perkozy, wydaje się nam, że terenem ich życia jest tylko jezioro. Okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Narażając się na pewne niebezpieczeństwa – polujące tam koty – wychodzą na brzeg, aby skubać trawę. Tym samy, oddalają się od wody, przekraczają pewne granice. Możne było je nawet spotkać, blisko Ośrodka Zdrowia. Ale ten „raj” dla nich już się skończył, w imię „miłości” do przyrody, człowiek wkroczył tam z budowlanymi maszynami. Trwa w tym miejscu budowa, czegoś potrzebnego dla mieszkańców Dywit – tak przynajmniej niektórzy mówią.
Wspomniałem o przekraczaniu granic przez dzikie kaczki, ale może warto abyśmy sobie uświadomili, że takie zachowania, podejmują one także pojedynczo. Okazuje się, że nie potrzebują ptasiego wsparcia, same decydują się na taki kaczy „krok”. Napomknąłem ostatnio o byciu we wspólnocie, w czym ma ona nam pomagać. Ale warto pamiętać, że pewne decyzje trzeba podejmować samemu. Wsparci modlitwą wspólnoty, słowami spowiednika, mamy zrobić jak najlepszy krok w naszym życiu duchowym. Wymagana jest do tego nasza codzienna relacja z Panem Bogiem, rozważanie słowa Bożego.
A kiedy już zrobimy ten krok, warto pobyć też „samemu”. To znaczy przeżyć zamknięte rekolekcje, czy też znaleźć czas na chwilę odosobnienia. Pamiętając przy tym, że po pewnym czasie, wracamy do rodziny, do środowiska pracy, do wspólnoty. Umocnieni Boża Miłością, i Jego nieustanną obecnością!
Kaczki wędrujące poza obręb dywickiego jeziora, wracają do wody. Aby tam spędzić dalszą część dnia. Niech zachowanie tych ptaków, zachęci nas wszystkich do obserwacji świata przyrody. Ale także do przekraczania granic, które nie wiedząc jak, sami sobie postawiliśmy!
III. W gazecie Rzeczpospolita Plus Minus (3-4 sierpnia 2019 r. s. 34-37) ukazał się artykuł o. Macieja Zięby „Wojna czy Pokój”. Autor stwierdził, że spróbował sporządzić „listę grzechów”. To opis problemów, z którymi różne grupy powinny próbować się zmierzyć, aby stworzyć możliwość racjonalnej debaty, wspólnego namysłu nad kondycją Rzeczypospolitej oraz Kościoła. Grzechów prawicy (katolickiej) oraz liberalnej lewicy nie będę podawał, ani nimi się zajmował. Zainteresowanych odsyłam do artykułu. Ja przywołam grzechy duchowieństwa oraz katolików świeckich – tych ostatnich, to już w następnym artykule.
Na początku podaję 10 grzechów duchowieństwa: 1. klerykalizm. Korporacyjne bronienie instytucji bez względu na okoliczności 2. Zbiurokratyzowane duszpasterstwo. 3. Relikty feudalizmu w relacjach biskup-księża-świeccy. 4. Utożsamienie wszelkiej krytyki z atakiem na Kościół. 5. Nadmierny nacisk na materialne zabezpieczenie bytu swojego i instytucji (czasem wręcz pazerność). 6. Nacisk na prawne zabezpieczenie działalności Kościoła. 7. Ignorowanie i nieszanowanie opinii publicznej oraz społeczeństwa pluralistycznego. 8. Słabe wykształcenie duchowieństwa. 9. Rozpowszechnienie się „kontraktowego” modelu kapłaństwa. 10. Sakramentalizm (zob. jw. s. 36).
Jak widzimy tego niedobrego – w naszym kapłańskim życiu – o. Zięba trochę zebrał. Czy to już wszystkie nasze grzechy? Ktoś inny, jeszcze do nich by coś dodał. Nie będę z tymi grzechami dyskutował, ale chciałbym wskazać na jeden grzech. W dziewiątym punkcie napisał: Rozpowszechnienie się „kontraktowego” modelu kapłaństwa. To taki kapłan, który „świadczy usługi dla ludności”: odprawia Mszę świętą, chrzci, katechizuje, prowadzi pogrzeby. A kiedy to zrobi, ma swój czas i swoje pieniądze, które wykorzystuje dla siebie.
Jako przyczynę takiej postawy i zachowania, wskazał na brak miłości. Powołał się na słowa Jana Pawła II: „jako młody kapłan nauczyłem się miłować ludzką miłość. To jest jedna z tych podstawowych treści, na której skupiłem swoje kapłaństwo, swoje posługiwanie na ambonie, w konfesjonale, a także używając słowa pisanego. Jeżeli umiłuje się ludzką miłość, to wtedy rodzi się także żywa potrzeba zaangażowania wszystkich sił na rzecz 'pięknej miłości’. Bo miłość jest piękna”.
Z tymi słowami wypada się zgodzić, patrząc na swoje życie i życie moich współbraci, mogę chyba powiedzieć, że nie umiemy miłować ludzkiej miłości. Zasłaniamy się często urzędem, że tak wypada, tak trzeba, zamiast podejść do konkretnej osoby z miłością. Czy można to teraz zmienić? Trudno jest mi na to pytanie teraz odpowiedzieć, ale trzeba próbować sięgnąć do głębi naszych kapłańskich serc. Tam jest miłość, której oczekują od nas – swoich duszpasterzy – nasi parafianie!
ks. Kazimierz Dawcewicz