I. W Niemczech trwają Mistrzostwa Europy w piłkę nożną, przed nami teraz półfinały (wtorek i środa). Rozumiem, że wielu czytelników to wydarzenie zbyt mocno nie obchodzi, ale pomyślałem sobie, że coś postaram się z nich wyciągnąć pouczającego. Pary półfinałowe można było przewidzieć, dominują zespoły, które od lat w piłce się liczą. Mimo to, nie będę opisywał jak grali, kto jest najlepszym zawodnikiem, kto oczarował kibiców. Zostawiam to wszystko ekspertom. To, co zwróciło moją baczną uwagę ma związek z gospodarzem mistrzostw.
Gospodarze turnieju przegrali walkę o półfinał z Hiszpanią. Zawodnik drużyny przeciwnej w dogrywce zagrał piłkę ręką na polu karnym. W opinii wielu osób powinien być rzut karny, jednak sędzia go nie podyktował. A w 118 minucie meczu – dwie minuty przed końcem – Hiszpanie strzelili zwycięskiego gola. No i po ostatnim gwizdku sędziego się zaczęło. Przeróżne oskarżenia, pomówienia, nawet niektórzy żądali powtórzenia meczu, … Nic z tego, wszystko zostało po staremu.
Jednak burza w sercach i umysłach piłkarzy i kibiców niemieckich trwa nadal. Ciągłe powracanie do tego wydarzenia, analizowanie, coś strasznego dla dumy narodowej zostało zrobione. Jak tu sobie z tym poradzić? Upłynie parę tygodni wszystko się uspokoi, mimo to, po paru jeszcze latach od tego wydarzenia, bardziej zawzięci kibice będą do tego meczu wracali. To pokazuje, że w sprawach najmniej ważnych tu na ziemi dla człowieka, piłka nożna jest nadal najważniejsza.
Pomyślałem sobie po tym zdarzeniu, że takich „odpadnięć” w życiu jest dużo. Nie dotyczą one zawsze całego społeczeństwa, ale mają związek z życiem rodzin, z przyjacielskimi relacjami, ze znajomymi. Wreszcie mają związek z życiem Kościoła. Odchodzą od rodziny ojcowie, matki, zostawiając swoje dzieci. Po ukończeniu 18 lat, rozluźniają swoje więzi z rodziną także i dzieci. Często chcą w ten sposób pokazać swoje niezadowolenie z atmosfery wytworzonej przez rodziców.
Inny rodzaj i inną wagę mają odejścia od Pana Boga. Mają one swoje przyczyny – nie będę ich tu wymieniał – ale skutki takich decyzji dla samego człowieka bywają opłakane. Ktoś może mówić, że jest „fajnie”. Jednak sięgając głębiej trzeba powiedzieć, że wiąże się to z utratą tożsamości, godności, wyjątkowości. Takie „odpadnięcia” wnoszą w życie danej osoby utratę sensu życia. Następują straty w przestrzeni duchowej. A największą stratą człowieka jest utrata doświadczenia Boga. Nie ma większej straty.
Jeszcze wiele razy będziemy świadkami burz medialnych po odpadnięciu faworyta z turnieju tenisowego, piłkarskiego, lekkoatletycznego, … Pamiętajmy, że mimo bólu, jaki towarzyszy wtedy kibicom, da się to przeżyć i da się z tym żyć. Po pewnym czasie przychodzi uspokojenie emocji, nawet zapomnienie. Oj, oj, chyba trochę się zagalopowałem. Historia życia pokazuje, że u niektórych kibiców i piłkarzy, od czasu do czasu następuje powrót – rozdrapywanie ran! Zaczyna się wspominanie, …
II. Jednym z ważnym elementów obecnego życia jest konkurencja. Dla wielu osób, to właśnie ona nakręca współczesny świat. Dlatego uważają ją za jeden z czynników postępu cywilizacyjnego. A jak jest naprawdę? Czy niesie ona z sobą tylko dobro? Odpowiedzi na postawione pytanie poszukałem u ks. Krzysztofa Grzywocza. „Duża konkurencja jest przyczyną większych strat niż korzyści. Tam, gdzie zanika zdolność do współpracy, tam wzmacnia się konkurencja. Właścicielka dużej firmy europejskiej mówi: „Jeden mały błąd może spowodować ogromne straty finansowe. Żyję w ciągłym stresie. Zamieniłabym się z największym biedakiem w Paryżu. Mam dosyć tego życia”. Olbrzymia konkurencja bardzo niszczy człowieka. Jest stratą. Człowiek odnajduje się i realizuje we współpracy. Niestety, zbyt często konkurujemy – nauczyciele konkurują ze sobą, sklepy upadają przez konkurencję itp. Muzycy jednak współpracują, a nie konkurują. Wiolonczelista nie podcina strun skrzypaczce, bo wtedy nie zagrają razem. Gdy współpracują, wtedy symfonia jest możliwa (W mroku depresji, Kraków 2011, s. 22).
Jak mogliśmy przed chwilą przeczytać, tak słodkie to słowo „konkurencja” wcale nie jest. Wywołuje wiele nieporozumień, stresów, lęków, przeróżnych niepokojów, które burzą pokój serca. Mimo takich owoców, już od najmłodszych lat dzieci są uczone – wciągane w świat konkurencji. Zaprasza się ich do rywalizacji, wyścigu, który parę lat temu nazwano „wyścigiem szczurów”.
Mimo takich efektów, ludzie podejmują rywalizację w sporcie, nauce, w muzyce. Tak było od wieków. Wielką popularnością cieszą się konkury chopinowskie w Warszawie, dla zwycięzcy otwiera on drogę międzynarodowej kariery. Mimo takich konkurencyjnych działań, mocne też bywają głosy nawołujące ludzi do współpracy: na rzecz pokoju, postępu, rozwoju. Chociaż współpraca może także być wykorzystana do rzeczy złych. Przykładem jest tu współpraca wielu środowisk na rzecz aborcji.
Czy możliwa i potrzebna jest konkurencja w dziedzinie życia duchowego? Odpowiadając na to pytanie można powiedzieć stanowcze nie! Ale z drugiej strony można podjąć rywalizację w dobrym. To znaczy, aby bardziej kochać Pana Boga i naszych bliźnich. Wiele osób na podziwianiu świętych się nie zatrzymuje, podejmuje z nimi pewną rywalizację, zaproszenie, do wejścia w krąg oddziaływania miłości Jezusa Chrystusa. Owoce takiej „konkurencji” bywają odczuwane przez wiele osób. Przynoszą błogosławione skutki dla wszystkich wokół.
III. W czasie tak zwanego „wielkiego postępu”, jaki teraz się dokonuje, część z nas zrezygnowała z pisania listów, kartek na imieniny, urodziny, święta. Zastąpiły to smsy, wysyłane szybko, czasami z przyzwyczajenia, bez większej refleksji. Lubimy je, bo można w paru słowach przekazać jakąś informację, wiadomość. Dać znać, że żyję i jestem. Są jeszcze wiadomości mailowe, w których od czasu do czasu staramy się dłużej coś napisać.
Dlaczego teraz o tym piszę? Co sprawiło, że zwracam uwagę na taki fakt? Leży przede mną książka „Listy do Pani de Bondy. Od braci trapistów do Tamanrasset” św. Karola de Foucauld. Jest ona duchowym dziennikiem, opisem tego, co robił, z kim się spotykał. Jakie zajęcia wykonywał, a także prośbą o to aby za niego się modlić, …
Przerzucając kartki tej książki pomyślałem sobie: co po nas pozostanie? Czy da się napisać jakiś duchowy dziennik z tych naszych esemesów, mailów? Odpowiedź na te zapytania znajduje się w sercu i umyśle każdego z nas. Ale tak naprawdę, chyba nic zbyt ciekawego tam by się nie znalazło. Często cieszymy się – po czasie – że jest tam opcja „usuń”, która pomaga nam pozbyć się niepotrzebnych informacji, słów, wiadomości.
Niestety, z całą oczywistością trzeba też powiedzieć, że nasze esemesowanie i mejlowanie bywa miejscem kłótni. W emocjach potrafimy napisać przeróżne bzdury, obrazić, nawyzywać. Szybkość pisania i wysyłania ich, podniesione emocje pomagają nam w tym. Dopiero, kiedy „kurz opadnie”, widzimy całe żniwo tego pisania. Uspokojeni czytamy swoją literacką twórczość. Jest zachwyt? Nie ma, raczej czerwony rumieniec na twarzy oznajmia nam, że się wygłupiliśmy.
Ale wracam do listów św. Karola: „Od wczoraj (3 lutego 1892) całkowicie należę do Pana Jezusa. Około godziny siódmej złożyłem śluby w kościele … Odtąd już w niczym nie należę do siebie samego, …Jest we mnie potrzeba skupienia, ciszy trwania u stóp dobrego Boga i wpatrywania się w Niego, w niemal całkowitym milczeniu. Człowiek czuje i chciałby już zawsze czuć, nawet nie wyrażając tego słowami, że całkowicie należy do dobrego Boga i że On cały jest jego. Słowa św. Teresy: „Czyż to nic nie znaczy być całym dla Boga?”, są treścią mojej modlitwy (jw. Kraków 2024, s. 67).
Zostawiam już nasze „pisanie”, nasze esemesowanie. Zachęcam do wakacyjnego czytania. Takich książek jak ta leżąca przede mną też! Warto!
ks. Kazimierz Dawcewicz