Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (65)

I. Podróże jakie odbywamy w tym wakacyjnym czasie, czy to nad morze, czy w góry, pokazują piękno otaczającego nas świata. W sercach osób, które mają oczy i serca otwarte, budzi to zachwyt. Stojąc na szczycie Kasprowego Wierchu, oglądałem ostatnio piękno polskich Tatr Ale mój zachwyt wzbudziły także słowa może pięcioletniej dziewczynki, która patrząc na to wszystko powiedziała: „to niesamowite”. Takich zachwycających okrzyków, zostało wypowiedzianych w tych dniach zapewne jeszcze więcej.
Jednak nie trzeba wyjeżdżać specjalnie w góry, nad morze, nie wiadomo jeszcze gdzie, aby czymś się zachwycić. To wszystko co nas otacza, tu gdzie mieszkamy teraz, może wywołać podobny efekt. Trzeba tylko umieć patrzeć, i podziwiać. Niestety wielu z nas straciło gdzieś poczucie estetyki i piękna. Zachwyt wywołuje w nas samochód, dom, ubranie – nie mówię że tak nie powinno być – ale piękno otaczającego świata, zachód słońca, tęcza, mają w sobie coś niesamowitego.
Wiem, że każdy z nas dźwiga na swoich ramionach różne problemy i trudności życiowe, które sprawiają, że czasami jest nam trudno wydobyć z siebie chęć oglądania czegoś. Mamy trudności z podniesieniem wyżej głowy, aby coś nowego dzisiaj zobaczyć. Jednak warto czasami z sobą powalczyć, nie trzeba tak szybko poddawać się zniechęceniu. Nawet najmniejsza chwila zachwytu może otworzyć „furtkę”, która sprawi, że zaczniemy widzieć więcej, zaczniemy dostrzegać piękno wnoszące w nasze serca tak potrzebną radość.
Warto też pamiętać, że teksty Pisma świętego, uchwały Soboru Trydenckiego, przypominają, że człowiek obserwujący otaczający go świat, odkrywa Boga Stwórcę. Ten zachwyty nad pięknem świata, nad pięknem gór, morza, jezior, lasów, zagajników, może stać się modlitwą wychwalającą naszego Pana.

II. Nieodłącznym elementem życia stały się obecnie telefony komórkowe. W zasadzie większość ludzi je posiada, ciągle zmienia je na lepsze. Można powiedzieć, że taki świat nastał i dzięki temu mamy łatwiejszy kontakt z najbliższymi. Może i tak, ale z drugiej strony telefony pochłaniają i zawłaszczają różne osoby, zamykają także na najbliższych. Nie uczą jak nawiązywać kontakty z innymi ludźmi. Czy w takim razie można powiedzieć, że część z osób używająca telefony komórkowe jest od nich uzależniona? Myślę, że odpowiedź może i powinna być twierdząca.
W sierpniową środę po obiedzie, chciałem zobaczyć w Zakopanem kościół Bernardynów. Po pewnym czasie znalazłem się na drodze prowadzącej do tego kościoła, przede mną chodnikiem szli rodzice z dwoma córkami. Młodsza z nich, zaczęła dosyć mocnym głosem wołać do mamy: „mamo, mamo, mówiłaś, że jesteśmy w górach”. O co chodziło w tym całym zdarzeniu? Matka wyciągnęła z kieszeni telefon komórkowy i zaczęła go przeglądać, patrzyła czy przypadkiem ktoś nie telefonował. Po odważnym zwróceniu uwagi przez córkę, szybko schowała telefon. Mogło być chyba tak, że rodzina umówiła się co do tego, że w czasie chodzenia po górach nie odbierają telefonów, nie zaglądają tam, nie grają. Te bardzo ciekawe i pouczające doświadczenie pokazuje, że niektóre rodziny próbują coś zmienić w korzystaniu z telefonów komórkowych. Kiedy wreszcie znalazłem poszukiwany przez mnie kościół, z ową rodziną jeszcze raz się spotkałem, tym razem na adoracji Najświętszego Sakramentu.
Telefony komórkowe, to dobro cywilizacyjne, pomaga w życiu, pomaga w kontaktach z ludźmi. Można szybciej zatelefonować na policję, pogotowie, ratując komuś życie. Mimo tego, złe korzystanie z nich sprawia, że człowiek od nich się uzależnia. Ich obecność słyszalna jest też w kościele, na Mszach świętych, nabożeństwach. Rozumiem, że idąc na Mszę świętą, można zapomnieć go wyłączyć, tak się zdarza. Ale inaczej należy patrzeć na tych, którzy zawsze mają włączony telefon. A niestety takich osób jest sporo, a ich tłumaczenie się jest przeróżne. Może w tym czasie – mówią – ktoś będzie mnie szukał? Jeżeli coś ważnego się wydarzy, jak mnie o tym poinformują? Takie i podobne usprawiedliwienia można mnożyć w nieskończoność, ale one pokazują, że Msza święta mimo wszelkich zapewnień nie jest najważniejszym wydarzeniem.
Może trzeba czasami – chcąc zrobić porządek z telefonem komórkowym – przypominać sobie słowa przywołanej przeze mnie dziewczynki. „A mówiłaś, że jesteśmy w górach i ….”. Jesteśmy w kościele na Mszy świętej, na przyjęciu rodzinnym – wtedy telefonu nie używamy! Spróbujmy zatem przed wejściem do kościoła, na różne towarzyskie spotkania, wyłączyć go! Pamiętajmy, że to telefon jest dla nas, a nie my dla telefonu!

III. „Święty Augustyn […] kiedyś tak opisał swoją codzienność: „Upominać niezdyscyplinowanych, pocieszać małodusznych, podtrzymywać słabych, zbijać argumenty przeciwników, strzec się złośliwych, nauczać nieumiejętnych, zachęcać leniwych, mitygować kłótliwych, powstrzymywać ambitnych, podnosić na duchu zniechęconych, godzić walczących, pomagać potrzebującym, uwalniać uciśnionych, okazywać uznanie dobrym, tolerować złych i niestety kochać wszystkich” (Sermo, 340,3). „Ewangelia mnie przeraża” (Sermo 379,4) – to ten zdrowy lęk nie pozwala nam żyć dla nas samych i popycha nas, abyśmy przekazywali naszą wspólną nadzieję” (Benedykt XVI, Spes salvi 29).
W minionym tygodniu obchodziliśmy wspomnienie św. Augustyna (28 sierpnia). Ten cytat zaczerpnięty z papieskiej encykliki, przynajmniej trochę pokazuje nam, czym zajmował się ten wielki biskup i doktor Kościoła. Nasze wyobrażenie o pracy biskupa – także współcześnie – jest wielce mizerne. Chociaż obecnie biskup danej diecezji nie afiszuje się tym, jak wygląda tydzień jego duszpasterskich zajęć. My zaś jako diecezjanie, słyszymy jego imię wypowiadane przez księdza odprawiającego Mszę świętą, i to najczęściej nam wystarcza. Ten cytat pokazuje zupełnie coś innego, pokazuje nam cały wachlarz zajęć i trosk jakie biskup nosi – czy powinien nosić – w swoim sercu.
Chciałbym teraz zwrócić uwagę, to jedno z zajęć świętego Augustyna: „upominać niezdyscyplinowanych”. Można chyba powiedzieć, że taka postawa upominania, bywa współcześnie w Kościele zapominana. Bardzo mocno podkreśla się wolność człowieka, jego prawo do dokonywania samemu różnych wyborów. To sprawia, że choćby w dziedzinie religijnej, zrezygnowaliśmy z upominania tych, którzy dokonują wyborów niezgodnych z Ewangelią. Niezbyt chętnie zabierają się do tego rodzice, łzy dziecka, syna czy córki, wywołują raczej postawę „wiecznego” czekania. Może kiedyś sami zrozumieją, że tak nie można żyć – szpecą pod nosem rodzice. Duszpasterze nie chcąc się narazić na krytykę, wolą mówić o tematach mniej drażliwych, niż dotykać złych zachowań i złych wyborów swoich parafian. A przecież upominanie – jak napisał wspomniany święty – przynależy do codziennego zachowania prezbitera czy biskupa. Rodziców także, jeżeli chcą dobrze wychować swoje dzieci.
„Pocieszać małodusznych, podtrzymywać słabych”, to kolejne zadanie, które powinno wypełniać czas naszego życia tu na ziemi. Wiele osób chodzi współcześnie ze smutną twarzą, nie potrafią „odgonić” przygnębienia, które wywołują narastające kłopoty i problemy. Bardzo często nasze zachowanie w takich sytuacjach, polega na wypowiedzeniu swojego zdania, opinii, która staje się pewnym oskarżeniem, a także usprawiedliwieniem naszego nic nierobienia. Dlatego warto pamiętać, że małoduszność, słabość, która dotyka naszych braci i sióstr, ma różne przyczyny i swoje źródła. Pocieszanie, podtrzymywanie osób, które doświadczają owych trudności jest naszym obowiązkiem. Jak poucza nas Kościół, także uczynkiem miłosiernym.
Zachęcam do przeczytania jeszcze raz, tego krótkiego tekstu św. Augustyna, który pokazuje codzienny rytm jego biskupich zajęć. Spróbujmy coś z tego zapamiętać. Te przypomnienie może sprawić, że ulegnie zmianie i nasza chrześcijańska codzienność. Uświadomimy sobie, że zadaniem każdego z nas – a nie tylko biskupa i prezbitera – jest upominanie niezdyscyplinowanych, …, strzec się złośliwych, …, godzić walczących, …., tolerować złych i próbować kochać wszystkich!

ks. Kazimierz Dawcewicz