I. Kiedy ludzie cierpią wielki ból fizyczny lub duchową udrękę, nie są w stanie się modlić, dopóki nie odkryją, że w tym wszystkim Pan jest z nami. Jestem pewien, że jedyną modlitwą, na jaką stać człowieka umierającego, jest ucałowanie ran Chrystusa.
Wszyscy pisarze traktujący o duchowości sugerują, że jeśli ktoś ma poczucie jałowości własnej modlitwy i przeżywa trudności duchowe, powinien zastanowić się, czy nie ma w jego życiu jakiejś bariery między nim a Panem, która jest Mu niemiła. Obok tego, mają miejsce powszechne duchowe próby, ciemność, przez którą przechodzimy, oraz wątpliwości. Cokolwiek byłoby przyczyną doznanej trudności, powinniśmy podobnie jak wówczas, gdy przychodzi upokorzenie – uklęknąć i podziękować Bogu. Kiedy przygniatają nas ból i udręka, całujmy rany Pańskie; zatem również, gdy przyjdą duchowe próby, mówmy poprzez ciemność: „Panie, przecież wierzę…; przymnóż mi wiary” (Kar. Basil Hume, Tajemnica krzyża, London, Warszawa 2003, s. 50-51).
Zacytowany tekst angielskiego kardynała, to dobre wskazanie dla tych wszystkich, którzy teraz przeżywają duchowe próby, cierpią fizycznie i psychiczne. Takie doświadczenia są obecne w życiu każdego chrześcijanina. Tylko ich intensywność może być różna, w zależności od tego, co danej osobie dolega.
Grono takich osób jest dosyć spore. Wierzący w Pana Boga, ale nie znajdujący czasu na modlitwę, doznają także wyrzutów sumienia. Przyczyną takich odczuć jest świadomość, że Go zaniedbują, nie szukają czasu, aby z Nim pobyć. W tej sytuacji pojawiające się narzekania na Pana są niedorzeczne. W pierwszym rzędzie powinni zacząć narzekać na siebie, na swoje lenistwo, tak zwane zapracowanie.
W chwilach, kiedy doświadczamy owego bólu – fizycznego i duchowego – pierwszym pomysłem, który zaczyna dominować jest pokusa ucieczki. Odłożenia modlitwy na czasy lepsze, na czas, kiedy będę „zdrowy”. Jest to niedobre rozwiązanie, może nas wyprowadzić na manowce. W takim razie co mamy robić? Próbować nadal się modlić! Te spotkania modlitewne, będą trochę inne. Jak mogliśmy przeczytać może być to ucałowanie krzyża Pana Jezusa. Jeżeli możemy, to także trzeba uklęknąć i podziękować Bogu za takie doświadczenie. Jest to sprawdzian naszej wiary, chwila oczyszczenia z naszych wymyślonych i ulubionych modlitw.
Tak, tak, jest to zaproszenie do oczyszczenia wiary z zabobonów i rutyny jaka nam towarzyszy. Wtedy też z serca pokornego mogą wypływać akty strzeliste. Krótkie wezwania, okrzyki, nawoływania, prośby, które rozbiją wreszcie mur jaki zbudowaliśmy.
Kto poważnie traktuje Pana Boga, znajduje czas na codzienne z Nim spotkania, powinien być przygotowany na duchowe próby. To nie jest żadna kara, to czas aby z ufnością je przyjąć. To czas duchowego wzrastania!
II. Wszystkim tym, którzy znajdują czas na spacer wokół jeziora, chyba nie umknęło pewne zjawisko. Ma ono związek z kaczkami, które po tych wodach pływają. Jest ich w tej chwili znacznie mniej, niż w latach ubiegłych. Spotkałem tylko raz kaczkę z małymi. Jeszcze parę lat temu, można je było spotkać każdego dnia. Zaszły jakieś zmiany, które dla nas są niewidoczne.
Dlaczego tak się stało? Co jest przyczyną ucieczki kaczek z naszego dywickiego jeziora? To już zadanie dla ornitologów, może oni daliby właściwą odpowiedź na te pytania. Dla postronnego obserwatora przyczyną może być to, że teren stał się mniej bezpieczny. Więcej ludzi odwiedza jezioro, spacerując, biegając. Może być tak, że sama populacja kaczek się zmniejszyła, dlatego jest ich tylko tyle. A może same wybrały atrakcyjniejsze jeziora. To tylko takie przypuszczenia, możliwe, że prawda znajduje się zupełnie gdzieś indziej.
Piszę o tym wszystkim dlatego, że otaczająca nas rzeczywistość też ulega zmianom. Sposób życia uległ zmianie na lepsze – w porównaniu z ubiegłymi latami. Myślenie ludzi uległo zmianie, zachowanie, postępowanie. Zwyczaje społeczne bywają inne, bardziej dopasowane do współczesnej mentalności.
Odnosząc to wszystko do życia Kościoła trzeba powiedzieć, że to wszystko ma wpływ także na życie Kościoła. Frekwencja ludzi na niedzielnych Mszach święta uległa zmianie. Jesteśmy świadkami odejścia od kościelnej wspólnoty, znacznej części młodzieży. Osoby dojrzałe ulegają kryzysom, modom, zwyczajom promującym choćby nie chodzenie na niedzielną Mszę świętą, kpinę z bycia katolikiem. Jak widzimy, trochę tego na „nie” dla Kościoła się nazbierało.
Mimo tej kryzysowej sytuacji, kościoły w maju bywają jeszcze wypełnione ludźmi. Ma to związek z uroczystościami I Komunii Świętej. Chociaż pewna cześć gości znajduje się poza świątynią, spacerując nad jeziorem. Wszyscy dobrze wiemy, że taka liczba osób w tym czasie nie jest wykładnikiem właściwej kondycji Kościoła. Z upływem czasu, z różnych przyczyn te komunijne dzieci będą coraz rzadziej odwiedzały parafialne kościoły, będą pojawiać się w nim sporadycznie. Niektórzy niestety zakończą swoją przygodę z nim, tą uroczystością – odpłyną (odfruną) na dobre.
Jezioro dywickie, mimo że nie zmieniło swojej wielkości, od pewnego czasu w jego otoczeniu zaszły zmiany. Od czasu do czasu pojawiają się dwa łabędzie. Ładnie ścięte drzewa pokazują, że bobry nadal pracują. Pięknie śpiewają ptaki, ale mimo to, kaczek mi żal – że jest ich tak mało!
III. Zdawać by się mogło, że w czasach tak bardzo oświeconych intelektualnie, postępowych, „tolerancyjnych”, tylko ktoś nierozsądny, może podjąć walkę z krzyżem. Ale tak dokładnie w maju 2024 roku się stało. Prezydent … podpisał ustawę o zdjęciu krzyży w urzędach jemu podległych. Takie zachowanie jest tak głupie, że w pierwszym odruchu można pomyśleć o jakiejś pomyłce informacyjnej. Ale niestety nie, to fakt. Dzieję się to teraz w naszej Rzeczypospolitej.
Co o tym myśleć? Jak należy spojrzeć na takie zachowanie? Dlaczego zostało to zrobione właśnie teraz? Odpowiedzi może być wiele, ale jedna dla mnie jest oczywista. Jakaś dziwna obsesja nielubienia chrześcijaństwa, a przede wszystkim katolicyzmu. Bo to miało w pierwszym rzędzie zaboleć nas – katolików!
Z drugiej jeszcze strony, osoba podejmująca taką decyzję jest też politykiem. Dla osób, które kiedyś będą chciały oddać głos w wyborach, to jasny sygnał – kim on jest.
Jest jeszcze jedna smutna sprawa, która dotyczy tego wydarzenia. W Polsce w czasach PRL-u, komunistyczne władze prowadziły walkę z Kościołem, także kazano zdejmować krzyże. Ówczesna władza chciała wyrugować wszelką religijność z życia publicznego. Czas pokazał, że nie dali rady. Zamknęli swoje akademie, wyprowadzili sztandary. Jednak okazuje się, że duch tamtych antyreligijnych zachowań, w umysłach niektórych osób panuje nadal.
Możliwe, że przybrał on inne formy. Wypływa z chęci przypodobania się nowym trendom i modom. Ale fakt pozostaje faktem. Do grona walczących z krzyżem, który był broniony choćby przez polską młodzież – przecież w niedalekiej przeszłości – zapisała się nowa osoba!
ks. Kazimierz Dawcewicz