Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (63)

I. Poniedziałkowe przygotowania do odpustu Wniebowzięcia NMP, niosą z sobą wzmożone prace. Jest także głośno, bo kosiarki, dmuchawa – to cuda techniki pomagające człowiekowi – ale jak na razie głośno pracują. Mimo wszystko trzeba z nich się cieszyć, praca jest szybciej wykonana przy mniejszym fizycznym wysiłku, niż było to jeszcze parę lat temu. Wysiłek mniejszy, ale za to hałas wokół większy.
Jak już kiedyś wspominałem, ten głos kosiarek, …., ludziom nie przeszkadza. Ale bicie kościelnych dzwonów, już tak. Wywołując mniejsze lub większe głosy sprzeciwu tych wszystkich, którzy podobno poszukują ciszy i spokoju. Widać w takim zachowaniu pewną przewrotność, może nawet dozę złości i gniewu na Kościół – jak to mawiają niektórzy.
Ta wtorkowa maryjna uroczystość, wnosi w nasze chrześcijańskie życie trochę przypomnień. Po pierwsze, przedstawia każdemu z nas naszą przyszłość. To bardzo ważne, bo jesteśmy mocno zakorzenieni w ten ziemski świat, pochłania nas i angażuje w wiele spraw. Nawet do tego tego stopnia, że zapominamy o niebie jako naszej prawdziwej ojczyźnie – jak poucza święty Paweł Apostoł. Maryja Wniebowzięta, przypomina jak mamy się zachowywać, aby cieszyć się radością nieba. Wypowiedziane „Tak” Panu Bogu w chwili zwiastowania, było konsekwentnie później przez Nią wypełniane.
Wreszcie zachęca nas Maryja ciesząca się radością nieba, abyśmy nieśli Pana Jezusa innym ludziom. Po zwiastowaniu udaję się do swojej krewnej Elżbiety, wnosząc radość i pokój w jej dom (Łk 1,39-56). Wierząc w Pana Jezusa każdy z nas powinien pamiętać, aby swoją wiarą i miłością dzielić się z innymi ludźmi. Bycie chrześcijaninem to wielka godność, wielkie wyróżnienie. Dlatego też powinniśmy do wspólnoty uczniów Mistrza z Nazaretu, przyprowadzać innych ludzi. Aby i oni mogli zachwycać się Jego przyjacielską miłością.
Wreszcie Maryja Wniebowzięta, pokazuje swoim życiem, że przy Chrystusie trzeba być zawsze. Ona była z Nim pod krzyżem, później ciesząc się Jego zmartwychwstaniem towarzyszy apostołom w Wieczerniku kiedy oczekiwali na zesłanie Ducha Świętego. Warto o tym wszystkim sobie przypomnieć, kiedy myślimy o Maryi Wniebowziętej, kiedy będziemy przeżywali te i jeszcze inne święta związane z Matką naszego Pana Jezusa Chrystusa.

II. Szukam w głowie tematu do napisania drugiego fragmentu tego rozważania. Nic mi przez dłuższy czas nie przychodziło do głowy. Dlatego sięgnąłem jeszcze raz po małą książkę kar. Basila Huma, i zacząłem niecierpliwie czegoś szukać. Spoglądałem to na ta stronę, później jeszcze na inną, wreszcie znalazłem coś bardzo ważnego. Cytuję: „W prywatnej kaplicy papieskiej znajduje się piękny krucyfiks wykonany dla papieża Pawła VI, gdy był arcybiskupem Mediolanu. Na krucyfiksie tym Jezus nie ma korony cierniowej. Gdy papież zwrócił na to artyście uwagę, ten odrzekł: „Nie, Pan złożył ją na głowie arcybiskupa Mediolanu” (Własnymi słowami, Kraków 2001, s. 95).
Czasami ludzie zastanawiają się dlaczego w życiu mają ciągle pod górkę? Skąd tyle przeciwieństw? Myślę, że zacytowane powyższe słowa są dobrą pomocą, aby na te pytania znaleźć odpowiedź. Każdy z nas, podobnie jak inni ludzie, doświadcza w życiu trudnych sytuacji sprawiających ból. Pytania: dlaczego nas to spotyka, stawiamy sobie, podobnie jak inne osoby. Dobrze też wiemy, że na takie wydarzenia, które mają miejsce w naszym życiu, jako chrześcijanie powinniśmy patrzeć przez pryzmat wiary w Pana Jezusa.
Decydując się na pójście za Nim, zgadzamy się nie tylko na duchowe uniesienia, radość, przeogromną miłość obecną w naszym sercu. Ale także na cierpienie, które jest konsekwencją zanurzenia nas przez sakrament chrztu świętego, w tajemnicę życia, mękę, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa. Może właśnie wtedy kiedy wszystko nas boli, warto przypomnieć te słowa wypowiedziane przez owego artystę, do późniejszego papieża Pawła VI. Trzeba pamiętać, że nasza głowa jest też właściwym miejscem, gdzie nasz Pan może złożyć swoją koronę cierniową.

III. Przed blokiem gdzie mieszka moja mama, znajduje się ogrodzona drewnianym płotkiem piaskownica dla dzieci. Podczas ostatniej wizyty, zauważyłem, że obok znajdował się tylko jeden mały chłopczyk, który zawzięcie kopał piłkę. Było parę minut po dziesiątej, może jego koledzy jeszcze spali, ale jego widok przypomniał mi moje dziecięce czasy. Kopanie piłki o ścianę domu – czasami też samemu – był to kiedyś nieodłączny element podwórkowego życia. Te kopanie piłki nie było i nie jest takie bezsensowne, jak myślą postronni obserwatorzy. To właśnie tu wielu przyszłych piłkarzy uczyło się przyjmowania piłki, techniki, a także siły uderzenia. Wypada też współczuć tym wszystkim, którzy mieszkali za ścianą, kiedy słyszeli te wszystkie odgłosy. Chociaż często takie piłkarskie gierki, po paru minutach kończyły się krzykiem – „uciekaj stąd! Nie masz gdzie grać!”
Piłka nożna jest grą zespołową, potrzeba w zespole jedenastu zawodników. Ale obok wspólnych treningów, niektórzy piłkarze decydują się jeszcze na indywidualne zajęcia. Trener wyznacza im program takich zajęć, ale wykonanie zostawia ich indywidualnej wytrwałości. Patrząc na życie naszego Kościoła, dobrze wiemy, że centrum tego życia jest niedzielna Eucharystia. Od początku istnienia chrześcijaństwa uczniowie Pana Jezusa gromadzili się w tym dniu, na słuchaniu Słowa i łamaniu Chleba – jak czytamy w Dziejach Apostolskich. Ale nie było to wszystko, do czego byli zachęcani? Mieli każdego dnia żyć Słowem, które usłyszeli, mieli także pamiętać o Panu Jezusie. Chwilą szczególną, kiedy człowiek wierzący słyszy głos Pana – w ciągu tygodnia – jest modlitwa.
Obok wspólnotowej modlitwy, rodzinnej, małżeńskiej, każdy z nas powinien modlić się także sam. Tak jak ten mały chłopczyk kopiący sam piłkę na trawniku, tak my sami mamy czytać Pismo święte, rozważać je. A wszystko po to, aby wzrastać w wierze i miłości do Pana Jezusa. Piłkarze udają się na różne treningowe obozy, my powinniśmy szukać odpowiednich dla siebie rekolekcji. Gdzie pod kierunkiem Kościoła, będziemy pozwalali prowadzić się ku szczytom chrześcijańskiej doskonałości.
Może kiedyś uda nam się zobaczyć, małego chłopca kopiącego piłę o ścianę domu. To wtedy warto sobie przypomnieć, że takie dziecięce kopanie piłki – w jakiś poranek wakacyjnego dnia, w przeszłości sprawiło, że mogliśmy później podziwiać jego piłkarski kunszt. Jako zawodnika ligowej drużyny, lub nawet narodowej kadry. Przenosząc to na życie duchowe pamiętajmy, że wyszukiwanie takich samotnych chwil na modlitwę sprawi, że i my możemy stać się jeszcze lepszymi uczniami Pana Jezusa. Tym samym staniemy się dla innych ludzi, znakiem Jego miłości, światłem oświecającym drogę do Niego!

ks. Kazimierz Dawcewicz