I. Od dawna wiedziałem, że niektóre prace, które wykonujemy nie przynoszą zbyt wielkiej satysfakcji. Nawet można powiedzieć, że są przez nas nielubiane. Chyba prasowanie ubrań do takich zajęć należy, to takie moje spostrzeżenie po dzisiejszym prasowaniu. Jest duszno, żelazko wydaje swoje ciepło, no i mamy „duży” powód aby trochę po marudzić. Mimo takiego narzekania, wypada powiedzieć, że ładniej wyglądamy w ubraniu wyprasowanym, niż pogniecionym. To stwierdzenie sprawia, że tych parę pierwszych zdań, które napisałem traci swoją siłę i znaczenie. Wniosek z tego można wyciągnąć też taki, że każda nasza praca jest potrzebna, ma swoje znaczenie.
Nie każdy w państwie może być prezydentem, premierem, ministrem, wojewodą, sołtysem. W zakładach pracy nie wszyscy mogą być dyrektorami, kierownikami, czy prezesami firm. Mamy podział pełnienia pewnych funkcji i zadań. Ale najważniejsze jest to, abyśmy dobrze swoje zadania wypełniali. Począwszy od tych dużych, a skończywszy na tych najmniejszych, o których nie pisze się w gazetach i nie mówi się w telewizji.
Taki sam podział mamy także w Kościele, do którego należymy. Jest on instytucją hierarchiczną. Papież, biskupi, duchowieństwo, osoby konsekrowane, świeccy, wszyscy razem tworzymy organizm duchowy, który ma do spełnienia w świecie swoją rolę i zadanie. Święty Paweł Apostoł w 1 Liście do Koryntian tak napisał: „Wy przeto jesteście ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami. I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami. Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów? Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć? Lecz wy starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą” (12, 27-31). Po tych słowach rozpoczyna się hymn o miłości (zob. 1 Kor 13).
Droga ku doskonałości, to droga miłości Pana Boga, miłości bliźniego jak siebie samego. To wykonywanie tych najmniejszych codziennych prac z miłością. Wtedy wiele rzeczy, których nie lubimy robić nabierze innego znaczenia. Zobaczymy w takich dziełach i czynach element „wdrapywania” się ku doskonałości. Pozwolimy także Panu Jezusowi podnosić się wzwyż! Jego łaska w wystarczający sposób będzie przemieniała naszą słabość i zniechęcenie, to codzienne marudzenie – choćby przy prasowaniu ubrań.
II. Czytałem ostatnimi czasy krótkie spostrzeżenia polskiej teolożki. Nie podaję jej nazwiska, nie chcę jej robić reklamy, ale już parę razy w innych rozważaniach jej nazwisko gdzieś się pojawiło. W tym artykule odnosi się do spraw polskich, przedstawia też swoje spostrzeżenia z pobytu w jednym z miast europejskich. Kończy pisanie zaczepką do jednego z obecnych polskich ministrów. W moim lekkim odczuciu z pewną złośliwością informuje też czytelnika, że w kościele w którym się znalazła uczestniczy we Mszy świętej wieczornej sześć starych kobiet. Za to, baczniejszą uwagę zwraca na akcję humanitarną prowadzoną przez tę parafię. Która dała w przedsionku kościoła schronienie uchodźcom. Pomoc ubogim jest sprawą bardzo ważną w działalności Kościoła. Nie lekceważę i nie podważam tej działalności. Przecież Apostołowie specjalnie wyznaczyli do tej posługi diakonów, którzy mieli dbać o to, aby we wspólnocie uczniów nikomu nic nie brakowało, rozdawano sprawiedliwie dary.
Po przeczytaniu tego tekstu towarzyszyła mi przez parę godzin myśl, że tak ważna pomoc ubogim i potrzebującym, została przedstawiona jako najważniejsze zadanie Kościoła. A przecież kiedy czytamy Dzieje Apostolskie jasno tam zostało zapisane: „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i modlitwach. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów” (Dz 2, 42-43).
Te dwa zdania opisujące życie pierwotnego Kościoła, rzucają bardzo ważne światło na to, czym mamy także teraz się zajmować. Tak w dalszej części tego tekstu jest mowa, o sprzedawaniu majątków i dóbr, rozdzielaniu ich według potrzeby (zob 2, 45-46).
Brak trwania w nauce Apostołów, nie zgłębiania jej, tym samym sprawia, że dajemy się nieść nurtom tego świata. Bardziej ciekawią nas i fascynują informacje przedstawiane przez rozmaite media. Tworzące swoją narrację, napięcie, strach, lęk, sympatie polityczne i społeczne. To im poświęcamy uwagę i czas, tym samym pozwalamy, aby one kształtowały myślenie, prowadziły nas przez życie.
Tematem często dzisiaj podnoszonym jest krytyka papieża – następcy apostoła Piotra. Nawet podważanie ważności i wiarygodności jego wyboru przez niektórych publicystów. Robienie z niego lewicowca. Takie działanie nie ma nic wspólnego z trwaniem we wspólnocie. Jest raczej jej rozbijaniem, sianiem zamętu. Przy tym propagowanie tego co było kiedyś, nie dowierzając temu co jest dobre dzisiaj. Mam tu na myśli ciągłe dyskusje o Mszy Trydenckiej, pisanie i podkreślanie jej „wyższości” nad obecną.
Apostołowie wzbudzali bojaźń przez to, że czynili wiele różnych znaków i cudów. Współcześnie nam żyjący ich następcy – biskupi takich cudów nie czynią. Mimo to w imieniu Jezusa Chrystusa sprawują swoją posługę i władzę w Kościele. To oni są głową lokalnego Kościoła. Tam gdzie jest biskup tam jest Kościół. Tam jest też Kościół, gdzie jest biskup. Są to słowa ojców Kościoła, które mają nam przypomnieć wagę i znaczenie posługi biskupiej.
Jeszcze wiele informacji, artykułów prasowych, przeczytamy mówiących o życiu Kościoła. Zawartość – treść ich – będzie różna, może czasami mocno krytyczna. Takie uwagi są potrzebne, ale z drugiej strony nie możemy zapomnieć od czego mamy zaczynać formację chrześcijańską, co mamy zrobić aby być w sercu Kościoła i stać się sercem tej wspólnoty. Dzieje Apostolskie przypominają nam ciągle, że mamy trwać w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i modlitwach.
III. Czasy, które w tej chwili przeżywamy nazywane są czasami trudnymi, i to chyba dla wszystkich. Dla przedsiębiorców, dla branży turystycznej, sportowej, itp. Są one trudne także dla Kościoła. Chociaż trzeba szczerze powiedzieć, że pewne trudy sami stworzyliśmy. Mam tu na myśli wszelkie akty wykorzystania seksualnego osób małoletnich, przez duchownych, które zachwiały życiem wielu wiernych. Do tego doszła postępująca laicyzacja, no i „wszechobecna” w myśleniu i ciągłym mówienia o niej – pandemia. Ona też przyczyniła się do tego, że kościoły opustoszały, że nadal pewna część osób boi się spotkania we wspólnocie na niedzielnej Eucharystii. Co mamy z tym wszystkim zrobić? Czy są jakieś wskazania na ten czas, które mogą ten obraz Kościoła zmienić?
Liturgia słowa na te dni ze Mszy świętej, kładzie akcent na dzieło ewangelizacji. Dziś jednak /piątek XIV tygodnia zwykłego/ nie skupia się na wzniosłości tego dzieła. Roli jaką spełniają ci, którzy niosą prawdę o Panu Jezusie, którzy oznajmiają ją światu. Słyszymy raczej ostrzeżenie przed trudnościami i prześladowaniami jakie czekają na osoby, które tego dzieła się podejmą (zob. Mt 10,16-23).
Pierwsze wieki chrześcijaństwa, to wieki krwawych prześladowań, które nie skończyły się mimo uznania chrześcijaństwa przez władców starożytnego świata. One trwają do dzisiaj. Żyjemy w czasach, kiedy postęp goni postęp, a bezgraniczna tolerancja ma być fundamentem relacji między ludźmi. W tych czasach też rok rocznie za wiarę w Chrystusa Pana umiera tysiące chrześcijan.
Mimo takich zachowań świata, nie jesteśmy zwolnieni z roli głosiciela Ewangelii. W takim razie jak mamy do takiego zadania się przygotować? Pan Jezus daje konkretne wskazówki: „Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie”. Być roztropnym jak wąż, to nie wystawiać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo czy postępować lekkomyślnie. Lecz z rozwagą badać otaczającą rzeczywistość i szukać skutecznych rozwiązań. Nie mamy więc działać powodowani lękiem, lecz cierpliwie czekać. Aby mocą Ducha Świętego głosić Ewangelię. Nieskazitelność gołębia, to szczerość i czystość intencji. Niosąc światło i prawdę Ewangelii, nie możemy szukać własnych korzyści – nieczystych zysków, ale mamy mieć na względzie przede wszystkim zbawienie innych ludzi.
Do świata, który na swoich sztandarach ma wypisane hasła o wolności i tolerancji, któremu też nie przeszkadza zabijać i prześladować uczniów Pana Jezusa, do takiego właśnie świata jesteśmy posłani, jak „owce między wilki”. Trzeba zawsze pamiętać, że Chrystus nie pozostawia swoich owiec samych, bez opieki pasterza. Wręcz przeciwnie! Zsyła Ducha Świętego, który nie tylko ma strzec osoby ewangelizujące, ale również ma je umacniać światłem i potrzebną do tego dzieła łaską (ks. Marcin Moks).
Możemy stosować wymyślne sposoby zachęcające ludzi do powrotu do Kościoła, związane choćby z tym światem medialnym, internetowym. Nawet trzeba z nich korzystać, pod warunkiem, że wszystkie materiały będą dobrze przygotowane, przemyślanie, poddane uprzedniej ocenie. Ale te wszystkie działania nie uczynią wszystkiego, nie są w stanie zastąpić dzieła ewangelizacyjnego, które spoczywa na nas – uczniach Pana Jezusa. Na osobistym kontakcie, świadectwie życia, osobistej rozmowie. Bycie jak wąż, jak gołębica, a przede wszystkim ewangelizowanie w mocy Ducha Świętego, przyniesie owoce nawrócenia. Odrodzenia wspólnot parafialnych, które z większą troską będą dbały o zbawienie ludzi.
ks. Kazimierz Dawcewicz