Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (61F)

I. Czytanie słowa Bożego, to bardzo ważne zadanie dla każdego chrześcijanina. Chociaż trzeba uważać, aby w tej osobistej lekturze nie przesadzić. Jak rozumieć te stwierdzenie „nie przesadzić”? Czasami bowiem zdarza się tak, że osoba czytająca Ewangelię zaczyna sama ją interpretować. Wyciągać wnioski, które podstawia pod swoje życie. Wiemy o różnorodności chrześcijańskich wspólnot, sekt, które powołują się na autorytet Pisma świętego. Biblia oddana poszczególnym osobom, które ją interpretują, staje się później źródłem rozdarcia.
Nowy Testament ma swoje korzenie w Kościele. W pierwszych dziesięcioleciach istnienia Kościoła nie było jeszcze spisanych Ewangelii. Ewangelie i cały Nowy Testament są pisemnym streszczeniem ustnego przepowiadania dobrej nowiny w Kościele. Dlatego też Nowy Testament może być interpretowany jedynie tam, gdzie, począwszy od apostołów, istnieje nieprzerwana tradycja.
Słuchanie i interpretacja słowa Bożego na własną rękę bez łączności z Kościołem, prowadzi albo do fałszywej mistyki, albo do sekciarstwa. Historia daje na to niezliczone dowody (Wilfrid Stinissen OCD).
Zacytowane słowa pokazują, jaka jest droga rozumienia słów Ewangelii. Jednak, to nie znaczy, że nie mamy prawa sami wyciągać pewnych wniosków, uwag z przeczytanych fragmentów. Jest to wręcz nasz obowiązek i zadanie, które powinniśmy spełnić. Mimo to, trzeba to wszystko, co jest owocem czytania, skonfrontować z nauczaniem Kościoła. Pozwolić na ocenę, wskazanie co jest dobre, a co wypada odrzucić z naszych refleksji.
Konfrontacja z nauczaniem Kościoła, czasami wywołuje u czytających Ewangelię pewną niechęć. Ucieczkę od tego, co mogą usłyszeć. W dobie łatwego szafowania słowem „wolność”, postawy buńczuczne bywają chwalone i nawet zachęca się do ich eksponowania. Ale takie zachowania mogą tylko zepsuć owocność spotkania ze słowem Bożym.
Każdy z nas na przykładzie swojego życia wie, że możemy pobłądzić, dokonać złego wyboru. Nie bez powodu patronka dzisiejszego dnia – św. Katarzyna ze Sieny – mawiała, że największymi niebezpieczeństwami dla człowieka są: świat, szatan i ludzka natura. Te niebezpieczeństwa towarzyszą nam także, w trakcie czytania Nowego Testamentu. Dlatego bazując na wierze Kościoła, pamiętając jak ważna rolę w życiu wiarą spełnia cnota posłuszeństwa, słuchajmy Kościoła. Nowy Testament ma swoje korzenie w Kościele, dlatego może być interpretowany tam, gdzie od czasów apostolskich, istnieje nieprzerwana tradycja. Pamiętajmy o tym kiedy bierzemy do rąk Ewangelię aby ją czytać, aby poznawać Jezusa Chrystusa naszego Pana!

II. Po kwietniowych chłodach jest teraz – w ostatnich dniach tego miesiąca – bardzo ciepło. Dobrze jest cieszyć oczy zielenią, kwitnącymi jabłoniami i innymi kwiatami, śpiewem ptaków. Powróciło ukryte w czasie zimy „życie”, weszło także w nas przynosząc radość, większą chęć do życia. Odnosząc to wszystko do naszej ludzkiej sytuacji dobrze wiemy, że powroty, wejścia na nowo niektórych osób w nasze życie, nie zawsze wnoszą pozytywne uczucia. Często bywa wręcz tak, że ich pojawienie się przynosi niepokój, lęk, nawet strach.
W piątą niedzielę wielkanocną „B” w pierwszym czytaniu słyszeliśmy, że Szaweł przybył do Jerozolimy. Próbował przyłączyć się do uczniów Pana Jezusa, lecz wszyscy bali się go, nie wierzyli, że on jest naprawdę Jego uczniem (zob. Dz 9, 26-31). Jeszcze dobrze pamiętali co wyprawiał on w mieście, kiedy był faryzeuszem. Mieli w pamięci jego aktywność w trakcie prześladowań, oczy pełne nienawiści i pogardy. Dopiero pojawienie się Barnaby wszystko zmieniło, dowiedzieli się o tym co wydarzyło się pod Damaszkiem. Jak spotkanie ze zmartwychwstałym Panem Jezusem go zmieniło, że to On wybrał go na Apostoła.
Żydzi kiedy dowiedzieli się o nawróceniu Szawła, uznali go za zdrajcę, chcieli nawet go zabić. Jego historia jest dramatyczna, miał wielu wrogów, sporo lat spędził w ukryciu lub w więzieniu, gdzie czuł się najbezpieczniej.
Dzieje Szawła to dobra zachęta, aby zatrzymać się na chwilę nad losem człowieka skompromitowanego, który chce wrócić do grona ludzi uczciwych. Musi on być odporny na wszelką rezerwę, z jaką będzie przyjmowany. Na zaufanie trzeba sobie zapracować, przekonanie innych o własnej uczciwości bywa rzeczą trudną. Pamięć o błędach, złych zachowaniach, żyje w środowisku nawróconego człowieka.
Paweł nie miał do chrześcijan za to pretensji. Kiedy później jeszcze głębiej poznał swoją drogę życia, często do tego wracał. Składał świadectwo, w którym przedstawiał siebie jako grzesznika. Była to dla niego lekcja pokory, to ona właśnie sprawiła, że zaczął być akceptowany i kochany.
Środowisko, które przyjmuje nawróconego człowieka, winno cechować się dużą ostrożnością i wielką rozwagą. Nawrócenie trzeba udokumentować całkowitą zmianą życia. Deklaracje nie wystarczą. Staranie o zaufanie trzeba otoczyć modlitwą. Sam Duch Boży rozpozna autentyczność nawrócenia, da moralną pewność do wyciągnięcia przyjacielskiej dłoni. Naiwne uwierzenie kończy się obopólną klęską.
Wszyscy ci, którzy po swoim nawróceniu zabiegają o to, aby zostali ponownie zaakceptowani i przyjęci przez swoje rodziny, wspólnotę parafialną, powinni spotkać się ze świętym Pawłem, powinni skorzystać z jego bolesnych doświadczeń. Nawróconego czeka długa droga zanim uzyska w swoim środowisku zaufanie. Trud tej drogi jest jednym z elementów pokuty, przeżywanej za dawne czasy (por. ks. E. Staniek, Rozważania na niedzielę i święta Rok A B C, Kraków 2004, s. 224-225).
Na koniec wracam do tego piękna, które teraz nas otacza. Do kwitnących jabłoni, kwiatów, śpiewu ptaków. Dla naszego ludzkiego oka, to wszystko pojawia się tak bezboleśnie, „siła rozpędu”. Pamiętajmy, że u nas ludzi bywa trochę inaczej. Szczególnie tych, którzy zbłądzili, czeka długa droga. Czeka trud na zdobycie ponownego zaufania: w rodzinie, u męża, żony, dzieci, sąsiadów, kolegów z pracy, …

III. Wracając pamięcią do lat szkolnych – choćby szkoły podstawowej – pamiętam, że otrzymywaliśmy prace domowe ze wskazaniem, aby czegoś nauczyć się na pamięć. Najczęściej był to jakieś wiersz, który później recytowaliśmy przed całą klasą. Poznając historię Polski, innych państw, wypada zapamiętać pewne ważne daty. W seminarium duchownym w ramach ćwiczeń homiletycznych, wymagano od nas wygłoszenia przygotowanej homilii z pamięci. Tak było kiedyś, jak jest teraz? Trzymane w rękach telefony, Internet, sprawiły, że zaczęto od tego uciekać. Przecież można w każdej chwili znaleźć potrzebną nam informację, należy tylko wpisać odpowiednie hasło.
Dlaczego o tym piszę? Bo nauczenie się pewnych słów na pamięć, potrzebne jest w życiu duchowym. Kiedy pragniemy stać się człowiekiem modlitwy, dobrze jest nauczyć się pewnych słów na pamięć. Stają się one skarbem, z którego można czerpać w każdej chwili. Zaczynamy wtedy upodabniać się do uczonego w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego. Jest on, mówi Jezus „podobny do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13,52). Słowa, które często powtarzamy i znamy na pamięć, stopniowo stają się częścią nas samych. Mają wpływ na naszą mowę, postępowanie.
Wiele osób skarży się, że ma trudności z modlitwą. Dlaczego? Ponieważ nie uczymy się już modlitw na pamięć. Im więcej modlitw i fragmentów Pisma świętego znamy na pamięć, tym większa jest szansa, że któreś ze słów nagle obudzi się do życia i zaczną się w nas poruszać, jak Jan Chrzciciel w łonie Elżbiety. Jeżeli chcemy aby rodziły się w nas słowa modlitwy, musimy je niejako wyryć w naszej pamięci. Pamięć może nam zaoferować jedynie to, co otrzymała (por. Wilfrid Stinissen, Panie, naucz nas modlić się, Poznań 2003, s. 62).
Ci z nas, którzy noszą w sobie pragnienie modlitwy, w tej chwili doświadczają z nią pewnych trudności, niech z niej nie rezygnują. Idąc za radą przeczytaną przed chwilą, zacznijmy uczyć się modlitw na pamięć. Oddajmy się „wkuwaniu” słów Pisma świętego w naszą pamięć. Tym samym pomagamy sobie, bo pewnego dnia jakieś słowo zacznie nas nieść, doda sił. Sprawi, że zaczniemy częściej się modlić.
Uczenie się czegoś na pamięć, bywa czasami denerwujące. Potrafi wywołać wielką złość, szczególnie wtedy kiedy po paru dniach nie potrafimy dokładnie powtórzyć tych słów. Trzeba jednak ciągle próbować, przyjdzie czas kiedy w całości zapamiętamy daną modlitwę. A nasza pamięć odda to, co otrzymała, pomoże nam w najlepszym dla nas czasie!

ks. Kazimierz Dawcewicz