Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (5d)

I. Przez dość długi czas, telewizja – ogólnie media, wiele miejsca w swoich serwisach informacyjnych poświęcały protestowi osób niepełnosprawnych, ich rodziców, który miał miejsce w polskim Sejmie. Osoby te odwiedzany były przez niezliczoną grupę ludzi. Politycy od prawej do lewej strony, osoby zasłużone dla rozwoju III Rzeczpospolitej, Na końcu rozmawiał z protestującymi kardynał Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. Nagimnastykować się także musiał rząd, aby zaspokoić oczekiwania protestujących – chociaż w opinii protestujących nie do końca mu to dobrze wyszło. Pisząc o tym wydarzeniu, nie chcę wchodzić w jego polityczny aspekt, bo niestety taki też miał miejsce. Wypada chyba powiedzieć, że politycy jak to politycy, wykorzystali nadarzając się okazję do okazania swojej „troski”. Nawet pojawił się tam, suspendowany ks. Wojciech Lemański.
Przy całej tej okazji w rozmowach, różnych głosach pojawiały się też opinie, które pokazały całą ludzką perfidię. Choćby stwierdzające: dlaczego mamy ich utrzymywać, przecież oni nie pracują. Ujawniła się podejrzliwość, która widzi tylko rentę socjalną, a omija cały trud rodziców i opiekunów włożony w wychowanie i opiekę. Zapewne jeszcze różne myśli chodziły po głowach wielu ludziom. Ale ta sytuacja pokazała nam, jak odnosimy się osób najsłabszych i jak je traktujemy.
Ksiądz Adam Boniecki napisał, że „sytuacja najsłabszych jest miarą kultury każdego społeczeństwa, a także miarą jego chrześcijaństwa. (…) Wiem też, że jeśli na liście priorytetów państwa nie ma śladu solidarności z najsłabszymi, znaczy to, że kultura jest tam w stanie zapaści, nie mówiąc o stanie wartości chrześcijańskich.
Wspieramy najsilniejszych. Funduje się stypendia dla najzdolniejszych – wspaniale. Inwestuje się w obiecujących sportowców – zrozumiałe. Nagradza się najlepszych, bo niby kogo? Protest w Sejmie – mimo pewnego kontekstu politycznego (pisał tak o proteście z 2014 r) – stawia pytanie o najsłabszych. Pytanie o solidarność” (Połączenie odebrane, Kraków 2018, s. 29-30).
Warto zatrzymać się trochę dłużej nad tymi słowami, które dotyczą nas wszystkich, którzy wielką ufność pokładamy w swojej sile, wiedzy, zdolnościach. Ciągle podkreślamy znaczenie humanizmu dla rozwoju ludzkości. Z drugiej zaś strony nie potrafimy zatrzymać się przed ludźmi słabymi, potrzebującymi pomocy. Po prostu nie widzimy takiej potrzeby! Nie wiemy – czy też nie chcemy wiedzieć – że miarą naszego człowieczeństwa jest relacja do osób najsłabszych i najuboższych. Mam nadzieję, że te wydarzenie, które miało miejsce w Sejmie – 0d 17 kwietnia 2018 r – pomoże nam jeszcze bardziej chrześcijańskimi oczami patrzeć na osoby niepełnosprawne.

II. Z czym nam się kojarzy słowo: „testament?”. W zasadzie wszyscy wiemy, że jest to pismo sporządzone przez jakiegoś człowieka, który jeszcze za swojego życia zdecydował, jak po śmierci mają być rozdzielone jego materialne wartości. Nabiera on mocy po śmierci danej osoby, ale wtedy także wokół jego interpretacji, zaczyna często dziać się wiele dziwnych rzeczy. Można czasami powiedzieć, że staje się on przyczyną rodzinnych kłótni, nieporozumień, niekończących się wizyt w sądach. Czy taki był zamiar osoby, która go sporządzała? Czy tak musi być, z chwilą odczytania woli zmarłego? Odpowiadając na te pytania większość z nas powie: „nie powinno tak być”. Ale niestety codzienność wygląda czasami zupełnie inaczej. Wtedy pokazuje się ludzka zachłanność, materializm, rodzinne – ukrywane przez lata – niesnaski, no i wszędobylska zazdrość.
Okazuje się jednak, że testament może dotyczyć całkiem innych spraw. Jego przesłanie może mieć związek ze sprawami wiary. Ksiądz Krzysztof Grzywocz w książce „W duchu i przyjaźni”, cytuje słowa takiego testamentu. „W swoim testamencie ks. Bozowski napisał (…) Po prostu i serdecznie starać się żyć w przyjaźni z BOGIEM – i wszystkimi ludźmi – nikogo nie uważać za wroga czy obcego. Wciąż rozszerzać grono serdecznych przyjaciół i łączyć ich w Bogu przy pomocy łaski Bożej” (Kraków 2017, s. 89).
Może te słowa wielu z nas pokażą, o co tak naprawdę w naszym życiu tu na ziemi chodzi. Rozumiem, że wartości materialne są potrzebne do normalnego życia, ale nie możemy zapomnieć o tym, co powinno być dla nas najważniejsze – nie możemy zapomnieć o Panu Bogu. Bliskość z Nim sprawia, że nasze serce się „rozszerza”, dzięki temu potrafimy okazywać przyjaźń coraz większej grupie ludzi. Z upływem czasu, zaczynają też tracić całą swoją moc wartości materialne.
„Nie znam tego człowieka”! Słyszymy takie stwierdzenia niektórych osób, ale według słów owego testamentu, nie powinny one wychodzić z ust człowieka wierzącego. W tych słowach księdza Bozowskiego, zawiera się zachęta i prośba do pochylania się nad dolą i niedolą spotykanych przez nas ludzi.
Może niektórzy czytelnicy tych słów, napisali już swój testament. Podzielili między najbliższych swoje materialne zasoby. Zachęcam jednak aby skorzystać z propozycji warszawskiego księdza, który kochał Boga, dostrzegał potrzebujących. „W stopniu szczególnym przestrzegał ubóstwa, które traktował jako środek do przyjaźni z Bogiem i z ludźmi. Zyskał sobie przydomek biedaczyny z Warszawy. Powszechnie uważany za patrona przyjaźni z Chrystusem. Swoją dobrocią nawrócił wiele osób i wiele przybliżył do Boga” (j. w). Na kanwie tych słów, wypada także abym i ja zaglądnął do mojego testamentu. Teraz mocniej wiedzę, wiele braków i niepotrzebnych słów, które tam napisałem!

III. Jako dobrzy obserwatorzy choćby kościelnej, parafialnej rzeczywistości, z podziwem patrzymy na niektórych ludzi. Widzimy jak wielką rolę odgrywają oni w codziennym życiu, wydaje się nam, że bez nich życie parafii by się zatrzymało. Są tu i tam, widać ich na religijnych wydarzeniach choćby w Olsztynie. Zastanawiamy się także, skąd mają tyle czasu? Obserwując to wszystko sami stajemy się jacyś mali, zagubieni, jakby niepotrzebni. Takie myśli, wywołują w nas także negatywne uczucia, nawet ocieramy się o stany depresyjne.
W takim razie co mamy robić? Gdzie jest nasze miejsce we wspólnocie Kościoła, do którego należymy? Odpowiedź znalazłem w cytowanej powyżej książce księdza Grzywocza „W duchu i prawdzie”. Wspominając życie księdza Bozowskiego napisał: „Doświadczył także wiele przeciwności i cierpienia we wspólnocie Kościoła. Miał wielkie wsparcie i zrozumienie u kard. Wyszyńskiego. Pewnego dnia Kardynał wezwał ks. Bozowskiego i mówi: „Księże, ja nie wiem, co z księdzem zrobić, nigdzie ksiądz nie pasuje. Ksiądz jest takim kółeczkiem, które mi nie pasuje do zegara. Co ja mam z księdzem zrobić?”. Na to ks. Bozowski padł na kolana przed kard. Wyszyńskim i wyznał: „Księże kardynale, ja będę oliwką między tymi kółeczkami”. Ksiądz Bozowski przypomina św. Teresę z Lisieux, która także dzięki swojemu cierpieniu odkryła prawdę: „W sercu Kościoła, Matki, będę miłością” (jw. s. 89-90).
Jeżeli będziemy żyli w przyjaźni z Panem Bogiem, zapewne odkryjemy i my swoje miejsce w Kościele, swoje miejsce we wspólnocie parafialnej. Bycie blisko Boga, otwiera nas na innych ludzi. Warto pamiętać, że ci wszyscy, którzy są tacy aktywni, wszędzie widoczni, nie do wszystkich ludzi docierają. Nie bójmy się, zostawią coś dla nas do zrobienia. Choćby to, abyśmy ze swoją oliwą cierpliwości, wyrozumiałości, koili bóle i rany innych osób. To może być nasze miejsce w Kościele – miejsce ważne i bardzo potrzebne!!

ks. Kazimierz Dawcewicz