Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (59)

I. W opinii ludzi niewierzących, zadeklarowanych ateistów, osoby wierzące uważane były (nadal są), za ograniczone, zacietrzewione, nietolerancyjne. Uknuto takie oświeceniowe teorie i przez wieki następnie je powielano. Co jednak się okazało? W gazecie „Rzeczpospolita”, podano wyniki badań, które zostały przeprowadzone w Belgii. „Uczeni …wykonali ostatni krok w kierunku obalenia jednego z największych oświeceniowych mitów. Dotychczas jeden z głównych antyreligijnych stereotypów głosił, że wyższość ateistów i agnostyków nad osobami religijnymi polega na tym, że są mniej dogmatyczni, a więc i bardziej tolerancyjni. Tymczasem brytyjski „The Independent” opisuje wyniki badań psychologów z Louvain, którzy wykazali, że osoby wierzące mają umysł bardziej otwarty od ateistów, choć ci drudzy sami siebie mają za mniej dogmatycznie nastawionych” (sobota-niedziela 8-9 lipca 2017, s. 3).
Warto te słowa zapamiętać, czasami nawet wypada je przypomnieć tym wszystkim, którzy uważają nas – osoby wierzące – za nietolerancyjnych, konserwatywnych, nieprzejednanych w swoich opiniach. Wiem, że są to tylko badania socjologiczne, mimo wszystko pokazują pewną ważną prawdę. Jako ludzie wierzący w Pana Jezusa, mamy prawo bronić swojej wiary, moralności. Z drugiej strony, wymagania stawiane nam przez Chrystusa, dotyczą nie tylko naszych relacji do współbraci w wierze. Moralne wymagania jakie nam stawia, miłość i szacunek dla drugiego człowieka, mamy okazywać wszystkim. Nawet tym, którzy źle o nas mówią, myślą czy nawet prześladują.
Dużo dzisiaj pisze się o religijnym fanatyzmie, łączeniu wiary z polityką. Jednak kiedy czyta się artykuły gazet lewicowych, słucha się dyskusji telewizyjnych ludzi wyznających lewicową opcję, trudno tam czasami znaleźć zrozumienie dla innego myślenia. Można wręcz powiedzieć o ich skostnieniu, nasze argumenty są najważniejsze – mówią – mają one podłoże naukowe i humanistyczne. Zależy nam na dobru człowieka, dobru kobiet – nawet wtedy, kiedy ostro domagają się prawa do aborcji.
Te wyniki badań podane w angielskiej gazecie, nie powinny nas uśpić. W spotykaniach z innymi ludźmi, postawa szacunku, zrozumienia i chrześcijańskiej miłości zawsze powinna nam towarzyszyć. Dotyczy to nas wszystkich, także i mnie jako księdza. Spotykam się przecież w kancelarii z oczekiwaniami ponad miarę. Choćby w żądaniu podpisania się na zaświadczeniu, że ktoś jest wierzący i praktykujący, kiedy w rzeczywistości nim nie jest. To tylko jeden z przykładów, których jest jeszcze więcej. Mimo to pamiętajmy, że każda modlitwa, niedzielna Msza święta, wsłuchiwanie się w Słowo Boże, to są chwile, w których Pan Bóg przez Jezusa Chrystusa przemienia nasze serca. Aby kochały tak jak On, aby przebaczały tak jak On, aby pochylały się na niedolą innych, jak On to czynił!

II. Chełpimy się różnymi cudami techniki, uważamy, że dzięki nim jesteśmy kimś wielkim, zamożniejszym. Przez to, jesteśmy mądrzejsi od ludzi żyjący parę wieków temu. Wiemy dzięki internetowi więcej, szybciej komunikujemy się z innymi. Ale czy naprawdę tak jest? Czy technika, zawsze spełnia nasze oczekiwania? W cytowanym już przez mnie numerze „Rzeczpospolitej” Jan Maciejewski we wstępie do artykułu „Niespełniona obietnica techniki” napisał: „miała dać nam więcej czasu wolnego, możliwość rozwijania swoich pasji, uczynić nas szczęśliwszymi. Tymczasem odbiera nam sen i sprawia, że stajemy się coraz mniej autentyczni. Dlaczego technologia zdradziła ludzkość?” (s.10-11).
„Tygodnik Powszechny” w artykule „Cisza życia” wskazuje na negatywny wpływ hałasu. „Nasza cywilizacja i nasze religijność pełne są hałasu, który niszczy ciało i nie pozwala rozwinąć się duszy. Powrót do ciszy – choć trudny – jest koniecznością”. W innym miejscu czytamy: „Jak skutecznie sprawić, by dobra szkoła stała się złą, a zła – dobrą? Trzeba przenieść lotnisko z otoczenia złej w sąsiedztwo dobrej.
To nie dowcip, ale opis sytuacji, jaka miała miejsce w Niemczech – co wykorzystali naukowcy zajmujący się wpływem hałasu i ciszy na funkcjonowanie człowieka. Wiedząc o planowanej zmianie lokalizacji portu lotniczego, zaczęli śledzić wyniki w nauce osiągane przez uczniów obu szkół. Po przeniesieniu lotniska zauważyli zmianę, uczniowie dobrej szkoły od razu się pogorszyli. Uczniowie złej, uwolnieni od hałasu, po pewnym czasie zaczęli uczyć się zdecydowanie lepiej” (9 lipca 2017 r, nr 23, s. 11-14).
Te artykuły i inne, które można w tych czasopismach przeczytać, ukazują potrzebę korzystania z osiągnięć techniki. Jednocześnie uświadamiają, że niewłaściwe z niej korzystanie, oddanie się technicznym „cudom” sprawia, że śpimy krócej – przy tym jesteśmy zmęczeni; uzależniamy się od świata różnych informacji. Czasami niosą nas przez wiele dni zmyślone fakty, poznajemy historię różnych osób, ale jesteśmy daleko od nich, jakbyśmy oglądali jakąś sztukę w teatrze.
Hałas samochodów, głośno słuchana muzyka, ciągle włączone radia i telewizory, to wszystko sprawia, że boimy się ciszy. Lęk nas ogarnia, kiedy zaczynamy słyszeć bicie własnego serca, kiedy pojawiają się różne nieznane dotąd myśli. W czasie rozmowy z innymi ludźmi, źle się czujemy, kiedy pojawi się pauza. Chociaż wart wiedzieć, że w poszukiwaniu spokoju i ciszy, niektórzy próbują parę miesięcy, lat, spędzić w klasztorach kontemplacyjnych: trapiści, kartuzi. Tam podstawowym dźwiękiem, który człowiek słyszy, jest wewnętrzny hałas w ludzkich głowach.
Po przeczytaniu powyższych zdań fragmentu tego rozważania, może czujemy się nimi zaskoczeni. Bo przecież i nam często mówiono, że współczesna cywilizacja, to dobro najlepsze, które mogło nas spotkać. Okazuje się jednak, że do końca tak nie jest. Czasami, to co inni uważają za dobro nas uzależnia, ogranicza, wywołuje uczucia osamotnienia. W takim razie co mamy robić? Trzeba nauczyć się roztropnego korzystania z technicznych nowinek. Warto także pamiętać, że aby spotkać się przynajmniej na chwilę z Panem Bogiem – na modlitwie – potrzebujemy ciszy. Aby usłyszeć słowa osób nam bliskich, trzeba ciszy, aby usłyszeć swój bicie serca, też potrzebujemy ciszy.

III. W Polsce poruszenie, para książęca z Wielkiej Brytanii, odwiedziła nasz kraj. Młodego następcę tronu z rodzina witają rzesze ludzi, którzy chcą zobaczyć osoby niby z „innego świata”. Wielce zapewne się zdziwią, kiedy zobaczą młodych ludzi z dwójką dzieci, podobnych do wielu innych małżeństw w ich wieku. Nasza wyobraźnia została pobudzona, bo są piękni, bogaci, znani, filmowani i nawet „śledzeni” przez rzesze fotografów. Zainteresowanie tą wizytą, to wynik nie tylko zwykłej ludzkiej ciekawości, może objawia się w tym jakaś tęsknota za straconą możliwością posiadania własnego – polskiego – następcy tronu. Mieliśmy przecież swoją rodzinę królewską. Historia jednak tak się potoczyła, że w tej chwili możemy tylko czytać o nich książki. Albo oglądać parę filmów, które pokazują ich życie, czy też oglądać groby królewskie na Wawelu w Krakowie.
Zachwyt nad książęcą parą, nie powinien nam zasłonić naszej królewskiej godności. Czytając te słowa powie ktoś: „teraz, to trochę ksiądz przesadził – ja jestem królem?”. Ale skądże, przecież każdy z nas w sakramencie chrztu świętego taką królewską „godność” otrzymał. W czasie udzielania nam tego sakramentu, następuje namaszczenie krzyżmem świętym. Wonny olej poświęcony przez biskupa, oznacza dar Ducha Świętego dla neofity. Jesteśmy chrześcijanami, to znaczy „namaszczonymi” Duchem Świętym, wszczepionymi w Chrystusa, który jest namaszczony jako kapłan, prorok i król (por. KKK, nr 1241).
To z tej przynależności do Chrystusa Pana, mamy tę królewską godność. Zapewne trudniej jest sobie to uświadomić, niż ma to miejsce u brytyjskich gości, którym ciągle tę królewską godność im się przypomina. W naszym przypadku zależy to przecież, od naszej osobistej relacji z Panem Jezusem. Wielu z nas – katolików – też o tym nie słyszało. Stąd takie zaskoczenie, może nawet niedowierzanie. Dlatego warto tę prawdę sobie uświadomić i zacząć nią żyć, okazją do tego jest nie tylko oglądanie koronowanych głów na ekranach telewizorów. Ale każde uczestnictwo w liturgii sakramentu chrztu świętego, słowa które kiedyś wypowiedziano nad nami, teraz są wypowiadane nad nowo ochrzczonym. W czasie Liturgii Wigilii Paschalnej w Świętą Noc, dokonuje się odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych, to także dobra okazja, aby tę prawdę sobie przypomnieć.
Ta świadomość włączenia nas w życie Pana Jezusa – proroka, kapłana i króla – powinna na trwałe być w nas obecna. Wtedy nie będą nami targały niepotrzebnie złe emocje, zazdrość, że ludzie nazywają jakiegoś człowieka królem, królową, księciem. Zacznijmy doceniać, to wszystko czym zostaliśmy obdarowani. Dzięki temu nasze wybory będą mądre i dobre, wnoszące w życie innych osób Bożą miłość!

ks. Kazimierz Dawcewicz