Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (58E)

I. Po słowach „Panie nie jestem godzien, …” w czasie uczestnictwa we Mszy świętej, ma miejsce Komunia święta. Następuje to, na co powinniśmy czekać z utęsknieniem. Chociaż rzeczywistość często wygląda trochę inaczej. Co zatem sprawia, że u tak wielu katolików znika głód Ciała Jezusa? Jednym z powodów jest nasza mentalność, która każe nam pojmować miłość jako wydarzenie spektakularne. Eucharystia jako tajemnica przychodzącej do nas miłości Pana Jezusa, nie ma w sobie żadnej z tych pożądanych przez nas cech.
Chleb, który spożywamy jako sakrament obecności Jezusa, wprowadza nas w tajemnicę prostoty.
Dzielony bochenek chleba wśród zgromadzonych ludzi przy jednym stole to bardzo wyrazisty gest miłości rodzinnej. Miłości, która jest codziennie przekazywana, a bywa czasami szara. Czy umiemy tak właśnie kochać? Chyba dużo bardziej bywamy spragnieni szalonych uczuciowych doznań, porywów serca. Dlatego trudno jest nam odkryć smak miłości zwyczajnej.
Nie jest łatwo przestawić się z oczekiwania na ciągłą nowość, poszukiwanie zmiany, atrakcji, na dzieloną z drugim człowiekiem codzienność. Wymaga ona cierpliwości, przebaczenia, szacunku, ponawianych gestów troski, odpowiedzialności. Gdy tak spróbujemy kochać innych ludzi, to mamy szansę na nowo odkryć obecność Boga przychodzącego w Komunii świętej pod postacią chleba. Bo Jego miłość jest bardzo domowa, rodzinna, w atmosferze dzielonego chleba na dobre i na złe. Bywa wytrwała, cierpliwa i towarzysząca najbliższym – nam, w codzienności (por. Wojciech Jędrzejewski OP, Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 61-62).
Przyjmowanie Jezusa w Eucharystii jako pokarm w konsekwencji oznacza, że sami stajemy się pokarmem dla innych. Pokarmem jaki daje nam Jezus jest Jego miłość. Jest czymś niesłychanym w Eucharystii, że to właśnie w miłości Bóg nam się daje i to nie jako temat do naszej medytacji, nie jako przykład do naśladowania, ale jako substancjalny pokarm.
Jeżeli spożywamy i pijemy miłość, to sami stajemy się pokarmem i napojem. Istotą miłości jest dawać się. Zaczynamy tęsknić za tym, aby nasze życie stało się życiem dla innych. Coraz mniej zatrzymujemy dla siebie, chcemy być do dyspozycji innych. Chcemy ich uszczęśliwiać, zamiast żyć użalając się nad sobą. Troszczymy się teraz o innych, zamiast zasklepiać się we własnym smutku, radujemy się tymi, którzy się radują, a płaczemy z tymi, którzy płaczą (o. Wilfrid Stinissen OCD, Chleb, który łamiemy, Poznań 2000, s. 42-43).
Przeczytaliśmy, że Komunia święta powinna być dla każdego uczestnika Mszy świętej, każdorazowym doświadczeniem miłości naszego Pana. Miłości, która jest zawsze na wyciągnięcie ręki. Niezależnie od naszych emocji, dystansu, zatrzymania w drodze, stawianych pytań, Ona jest blisko. Aby jej w pełni doświadczyć – w czasie kiedy przyjmujemy Komunię świętą – potrzeba nam wszystkim otwarcia serca. Prośmy zatem naszego Pana i Zbawiciela, aby przymnażał nam miłości! Aby nasze serca stały się gorejącym ogniskiem miłości!

II. Wśród wszystkich religii tylko w chrześcijaństwie dziecko odgrywa tak wielką rolę. Ani Budda, ani Mahomet, ani Konfucjusz nie zainteresowali się dzieckiem. Tylko Jezus. Postawił pośrodku uczonych tego, który w ówczesnym świecie nie miał żadnych praw, i powiedział, żeby się od niego uczyli prostoty, szczerości, a przede wszystkim ufności.
Geniuszem dziecka jest to, że bezbronne i bezradne ufa swojemu ojcu.
Każdy z nas – jako dziecko Boga – ma ufać Bogu Ojcu (ks. Jan Twardowski, Myśl na każdy dzień, s. 77).
Minął już dzień 1 czerwca, w liturgii Kościoła, wspomina się w tym dniu św. Justyna, męczennika (ok. +165 ). Jednak dla wielu osób, a przede wszystkim dla rodziców jest to okazja do świętowania Dnia Dziecka. W centrum uwagi przez parę godzin stawiane są dzieci, nie tylko te mały, ale wszystkie, które jeszcze posiadają rodziców.
Wracając do przeszłości wypada mi napisać, że w moich szkolnych czasach – Szkoły Podstawowej – czekaliśmy na ten dzień. Był inny, bardziej uroczysty, rodzice przygotowywali nam poczęstunek w szkole. Czuliśmy ten świąteczny zapach, choćby przez pączki, które wtedy pojawiały się na stole. Ale jak jest w życiu, po takim dniu szybko wracaliśmy do codzienności. To znaczy, rano szliśmy znów pieszo 1,5 km do szkoły przez łąki, siadaliśmy w ławkach, brudziliśmy palce atramentem. I tak było każdego dnia, aż do wakacji.
Jak obchodzony jest ten dzień teraz? Z informacji jakie do mnie docierają słyszę, że dzieci otrzymują w tym dniu prezenty. Organizowane są gminne, osiedlowe obchody Dnia Dziecka. Coś „dziecięcego” i ważnego się dzieje.
Wypada także stwierdzić, że wiele się zmieniło odnośnie wychowania, troski okazywanej dzieciom. Mocno artykułuje się prawa dzieci, zajmują się tym rozmaite urzędy. W razie „złych warunków życia” w rodzinie, Sąd może nakazać je zabrać i umieścić w rodzinie zastępczej, ośrodku wychowawczym. Mają one swojego Rzecznika Praw Dziecka. Chociaż pewnym niebezpieczeństwem przy podkreśleniu rozmaitych praw dzieci, jest eliminowanie obowiązków. Miłość, która ma kształtować, przygotowywać do życia, zawsze powinna być połączona z roztropnym stawieniem wymagań. Czasami tego niestety brakuje!
Jak czytaliśmy na początku tego punktu rozważania, Pan Jezus otaczał dzieci miłością. Ich bezradność, zaufanie jakie okazują swoim rodzicom, posłużyło Mu do wskazania drogi jaką my mamy iść. Zaufanie Bogu Ojcu, powinno stać się naszą codzienną postawa!

III. Czytając kazanie na Górze, które wygłosił tam Pan Jezus, dowiadujemy się, że przyszedł On na ziemie wypełnić prawo. Wskazuje na jego wielką rolę w kształtowaniu życia człowieka. Nie można zmienić ani joty, ani kreski, w słowach, które czytamy i rozważamy. Wyjaśniając to zagadnienie Chrystus sięgnął po najmniejszą literę alfabetu greckiego, aby pokazać moc i wartość Bożego prawa (zob Mt 5,17-19). Na przykładzie tej najmniejszej litery i znaku w alfabecie greckim, każe nam Jezus zwrócić uwagę na to co małe, a co często jest niedostrzegalne.
W naszym życiu tak bywa, że łatwiej jest nam skupić się na tym co wielkie. Na tym co jest zauważalne, rzuca się w oczy dla nas i dla innych ludzi. Czegoś wielkiego z wielką wytrwałością szukamy, na coś wielkiego oczekujemy. Tym samym nie dostrzegamy, że jakość życia i smak, tkwi w tym co małe. Obserwując choćby świat samochodowy, widzimy różnicę między nowym „volvo”, a starą „warszawą” – chociaż oba jeżdżą. Wiele małych szczegółów decyduje o jakości naszego życia. Dlatego trzeba zwrócić uwagę na to, co jest niedostrzegalne, pomijane.
Spojrzenie Pana Boga na człowieka jest właśnie takie. Patrzy On głęboko w serce i nawet jeśli byłoby tam mnóstwo grzechów, wad, to On jest wpatrzony w to, co w nas dobre. Choćby był to okruch – mała jota czy kreska. Ważne jest także to, że On liczy na to, że ten mały okruch wyda plon – trzydziestokrotny, … Choćby inni nas przekreślali, albo lekceważyli te małe elementy dobra, Bóg może wyprowadzić z nich naszą nową jakość (ks. M. Moks).
Wszystkich czytelników tego tekstu, zachęcam do zwrócenia uwagi na to co małe. Życie to coś wielkiego i pięknego, ale kolorytu miłości dodają mu rzeczy małe. Nieporadne gesty, znaki, słowa, które codziennie ponawiane sprawiają, że my i inni ludzie karmieni jesteśmy niezliczoną ilością dobra i miłości!

ks. Kazimierz Dawcewicz