Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (54F)

I. Czasami pisanie okazuje się wielkim trudem. Doświadczenie chwilowej pustki, intelektualnej ociężałości, wnosi pewną niemoc. Piszę o tym, bo czegoś takiego teraz doświadczam. Chociaż mam świadomość, że takie odczucia miną. Wtedy znów pojawi się chęć pisania. Z tego, co sobie przypominam, to takie słowa – o trudnościach z pisaniem – już na tych stronach się pojawiła. No takie niesie „radości” życie!
Kiedy czytamy Ewangelię, spotykamy ludzi, którzy doświadczyli od Pana Jezusa cudu uzdrowienia. W ramach wdzięczności i podziękowania chcieli dołączyć do uczniów Chrystusa. Ku ich zaskoczeniu – może i naszemu – On im na to nie pozwalał. „Wracaj do domu, do swoich i opowiadaj im, co pan ci uczynił i jak się nad tobą zmiłował”. Odszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu o tym, co Jezus dla niego uczynił, a wszyscy się dziwili” (Mk 5,19-20).
Niektórzy z nas czytali dzieło św. Augustyna „Wyznania”. Intencja napisania tego wszystkiego, co przeżył w swoim życiu była związana z daniem świadectwa. Chciał pomóc innym w odnalezieniu Pana Jezusa – w odnalezieniu prawdy! Współcześnie wiele nawróceń ma miejsce po wysłuchaniu historii życia, po zobaczeniu, co Boże miłosierdzie zdziałało w życiu innego człowieka. Osobiste świadectwo o tym, czego Pan dokonał w naszym życiu, jeśli wypływa z pokory i pragnienia chwały Bożej, jest jedną z najskuteczniejszych form ewangelizacji (o. Raniero Cantalamessa).
Pomyślałem sobie, że te słowa „zmuszą” kogoś do tego, aby podzielić się z innymi ludźmi poszukującymi, historią swojego życia. Podzielić się historią doświadczenia miłości, która całkowicie zmieniła nasze życie. Nie zatrzymujmy tego dla siebie, pamiętajmy że jest to bardzo skuteczna forma ewangelizacji. Przy poszukiwaniu teraz sposobów przyciągania ludzi do Pana Jezusa, ta wygrywa z innymi!
Moje świadectwo z początku tego rozważania było trochę pesymistyczne. Wypada mi tylko za nie przeprosić i wziąć się do pracy.

II. „Św. Łukasz opowiada o dwóch osobach ze świątyni Jerozolimskiej, na które warto zwrócić uwagę.
Anna i Symeon. Oboje dożyli sędziwych lat. Jednak charakteryzują ich dwie rzeczy, których zazwyczaj nie oczekujemy od osób starszych. Po pierwsze oni służą. …Symeon wychwala Boga i nazywa siebie sługą Bożym.
Pomimo podeszłego wieku oboje wiedzą, że mogą służyć w królestwie Bożym. U Boga nigdy nie przechodzimy na emeryturę. Bóg nigdy nie mówi, że nas już nie potrzebuje. W czasie i w wieczności mamy powierzone zadanie – służbę u Niego. Po drugie Anna i Symeon są pełni oczekiwania. To, że młodzi ludzie żyją w oczekiwaniu, jest czymś naturalnym, ale dla starców nie jest to takie oczywiste. Rozczarowania życiowe zwykle tłumią młodzieńczy zapał.
Mówi się, że z wiekiem człowiek na wszystko patrzy bardziej realistycznie. Jednak ten „realizm” tak naprawdę jest nieszczęściem człowieka. Twoje oczekiwania nigdy nie mogą stać się zbyt wielkie, czekasz przecież na Boga, a On zawsze jest kimś więcej i kimś większym, niż ten, którego oczekujesz. […]
Anna i Symeon byli prawdziwymi realistami. Życie nie zdołało ugasić ich marzeń. Możemy się od nich wiele nauczyć” (Wilfrid Stinissen OCD, Dziś jest dzień Pański, Poznań 1998, s. 47).
Ten fragment Ewangelii (zob. ŁK 2, 22-40) o Annie i Symeonie czytany jest w liturgii Kościoła 2 lutego. Tego dnia obchodzone jest święto Ofiarowania Pańskiego. Święty Jan Paweł II uczynił ten dzień, także dniem modlitwy za osoby konsekrowane. Postawa Anny i Symeona – postawa służby i oczekiwania – jest wskazana dla wszystkich, którzy zdecydowali się na życie według rad ewangelicznych. Przede wszystkim warta podkreślenia – w moim odczuciu – jest postawa oczekiwania. Siostrom i braciom zakonnym i nam także, grozi rozczarowanie codziennym życiem, które zabija w nas marzenia jakie towarzyszyły nam w chwili wyboru swojego powołania.
Każdy z nas jest narażony na przeróżne negatywne doświadczenia, które owe marzenia podcinają. Sprawiają, że realizm zaczyna górować nad wszystkim. Zasypywane są wszelkie ideały, z jakimi rozpoczynaliśmy drogę wędrówki z Panem Jezusem. Tym samym zaczynamy poruszać się tu na ziemi jak ptaki z podciętymi skrzydłami, które nie mogą latać. Zamiast oddać się marzeniom o królestwie Bożym, zgadzamy się na wszelką ociężałość – duchową i cielesną.
Niech przykład życia Anny i Symeona będzie dla nas wszystkich zachętą do służby i walki o zachowanie naszych marzeń związanych z Bogiem. Pamiętajmy u Niego nie ma emerytury, zawsze jesteśmy Mu potrzebni!

III. Człowiek mimo wielkich chęci, wysiłku jaki wkłada w życie – bycie dobrym, sprawiedliwym – nadal popełnia grzechy. Okazuje się, że nikt z nas nie może powiedzieć, że jest bez winy. To taka nasza codzienność, która nas boli. Ale z drugiej strony uczy pokory, leczy z pychy. A co najważniejsze otwiera nas na tego, który może nam w tym dziele zmagania pomóc – otwiera na Pana Jezusa.

„Kto by jednak zbluźnił przeciwko Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma przebaczenia” (zob. Mk 3,22-30). Jak w takim razie mamy rozumieć te słowa?
Przesłanie Nowego Testamentu jest dobrą nowiną: wszystkie grzechy będą nam odpuszczone. Ale w jaki sposób? Nikt z nas nie może przebaczyć sobie samemu, to inni mogą nam przebaczyć, albo przez zapomnienie o naszych winach, albo też dlatego, iż nie miały one żadnych konsekwencji. Jednak to, co zostało popełnione, nie może zostać przekreślone. Przeszłość może naprawić jedynie Bóg, który jest Panem czasu i wieczności; a zatem jedynie Bóg może przebaczyć w pełnym tego słowa znaczeniu (por. Mt 9,3)
Po zmartwychwstaniu Pan Jezus daje Apostołom władzę przebaczania poprzez wyjątkowy symbol: tchnie w nich Ducha Świętego. Przez wieki Kościół przebacza grzechy tą samą mocą: mocą Ducha Bożego.
A zatem ten, kto nie wierzy w moc Ducha Świętego, kto zaprzecza skuteczności sakramentów ustanowionych przez Chrystusa, kto w kapłaństwie widzi jedynie ludzką instytucję, zaprzecza samemu Duchowi Świętemu i pozbawia się możliwości oczyszczenia i uwolnienia od zła (por. Tomas Śpidlik, Medytacje nad Ewangelią w dni powszednich, Kraków 2003, s. 295).
Czy jest dużo ludzi, którzy takie grzechy popełniają? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Chociaż w czasach nam obecnych spotykamy ludzi – częściej niż kiedyś – którzy odwracają się od Pana Boga. Żyją po swojemu, sami dla siebie bywają wyrocznią. Sami decydują o tym, co jest dobre a co złe. Ale czy idą aż tak daleko, aby zaprzeczyć istnieniu Ducha Świętego, tym samym pozbawiając się możliwości oczyszczenia i uwolnienia od zła?. Zewnętrznie może wydawać się, że tak jest – choćby przez fakt apostazji. Ale co dzieje się w ich sercu, wiedzą o tym tylko oni!

ks. Kazimierz Dawcewicz