Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (52)

I. Przed chwilą skończyła się spowiedź święta dzieci, przed jutrzejszą uroczystością pierwszej Komunii świętej (28.05.2017 r.). Na twarzach dzieci widoczne było przejęcie, czasami większe zdenerwowanie, ale także i skupienie. Stojąc przed konfesjonałem, same siebie podtrzymywały na duchu. Dwie dziewczynki ściskające się, to piękny znak wsparcia i bycia blisko z koleżanką, która za chwilę pierwszy raz uklęknie u kratek konfesjonału. Takie zachowanie, to dodanie odwagi.
Taki widok, który miał miejsce w naszym dywickim kościele, nie są zwykłą codziennością. Nie zawsze ludzie, którzy cierpią, doznają smutku, opuszczenia przez bliskich, spotykają osoby, które zachowają się jak te dwie dziewczynki. Można wręcz powiedzieć, że czasami usłyszą stwierdzenie: „jeżeli chcesz liczyć, to najlepiej licz na siebie”. Ale takie myślenie i dystansowanie się od innych pokazuje, że coraz mniej jest w nas wiary w Pana Jezusa. Nawet jeżeli mówimy, że wierzymy, to braki w miłości są olbrzymie. A przecież bez miłości bliźniego, nie można być prawdziwym uczniem Chrystusa Pana.
O sytuacjach obojętności na to, co przeżywają inni, słyszymy wiele informacji. Bolą, szokują postronnego widza i słuchacza. Ale najważniejsze jest jednak to, że mimo zamykania się na innych ludzi, budowania wysokich ogrodzeń, aby nic nie widzieć o problemach innych, to nadal znajdują się osoby, które łamią te bariery. Los innych jest dla nich ważny, pomagają im jak potrafią. Jeżeli nie stać na pomoc materialną, to udzielają wsparcia psychicznego i duchowego.
Czytając ten fragment rozważania, może warto spytać siebie: w jakim stopniu pomagam innym? Bo przecież nie wystarczy mówić: wierzę w Boga! Za tymi słowami mają iść oznaki miłości i duchowego wsparcia, pomocy udzielanej innym. Choćby te krótkie stwierdzenie: „pomodlę się za Ciebie”, staje się w sytuacji bólu, strachu, niepokoju, nieocenioną pomocą, która sięga samego nieba! Pamiętajmy o tym, nie stawiajmy murów obojętności, ale twórzmy relacje międzyludzkie oparte na miłości, dobroci, współczuciu, pomocy, ….!

II. Wniebowstąpienie Pańskie, kojarzy się nam najczęściej z zadartymi głowami Apostołów, którzy wpatrują się w niebo. Patrzą tak uparcie wzwyż, bo chcą jeszcze raz zobaczyć Pana Jezusa, z którym spędzili tyle niezapomnianych chwil. Może bali się tęsknoty, która mogłaby zatruć im życie? Trudno jednoznacznie powiedzieć, co działo się w tamtej chwili w ich sercach. Z pomocą kolejny już raz przychodzi Pana Bóg, który posyła swoich aniołów, którzy przerywają te zapatrzenie i mówią: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,11). Dopełnieniem tych słów jest też ostatni „rozkaz”, który otrzymali uczniowie od Chrystusa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt, 28,19-20).
Dobrze wiemy, jak zachowali się później Apostołowie. Ewangelia przez nich głoszona zaczęła docierać w różne części świata rzymskiego, a później jeszcze dalej. Ludzie, którym głosili Dobrą Nowinę, stali się dla nich drogą do nieba. Trzeba zatem pamiętać, że słowa Pana Jezusa „Idźcie”, są skierowane także i do nas. Drogą do nieba dla każdego z nas, jest życie tu na ziemi. Oraz jak najlepsze wykonywanie codziennych obowiązków, swojego życiowego powołania. Do nieba idzie się przez ziemię pracując, pomagając innym, głosząc Ewangelię Chrystusa.
Kilkaset lat temu bliski śmierci był brat z zakonu jezuitów, Jan Soto. W pewnym momencie otaczających go braci i księży poprosił, by podali mu igłę. Wszyscy stojący obok bardzo się zdziwili, pomyśleli: po co w takiej chwili potrzebna jest mu igła? Kiedy jednak ją podali, wszystko bardzo szybko się wyjaśniło. Brat Jan podniósł ją do góry i powiedział: „Oto mój klucz do Nieba”. Był krawcem i wiele lat bardzo gorliwie pracował w tym zawodzie. To właśnie ta mała igła, pomogła mu w pełnieniu dobrych uczynków, uświęcaniu siebie. Dzięki tej krawieckiej pracy, z każdym dniem zdobywał skrawek nieba!
Czytelnicy tych rozważań są w różnym wieku. Jedni szybciej w niebie się znajdą, inni będą musieli jeszcze trochę „poczekać”. W takim razie warto zadać sobie parę pytań: Czy czasami myślę o niebie? Czy pamiętam, że droga do nieba, prowadzi przez dobre życie tu na ziemi? Wreszcie: Czy mam swój klucz do nieba – jak brat Jan Soto?

III. Jesteśmy ciekawi świata, ciekawi życia znanych osób, ile mają lat. Ciekawią nas też wszyscy ci, którzy żyją obok, z którymi spotykamy się nawet parę razy dziennie. Usprawiedliwiając się mówimy: tacy już jesteśmy. Chociaż ciągle jesteśmy zachęcani, aby niepotrzebnie i nadmiernie nie interesować się życiem innych osób. Ale jakoś w tym elemencie codzienności, wielu z nas ciągle doznaje porażki z tak zwaną ludzką ciekawością. Tomasz A Kempis w książce o „Naśladowanie Chrystusa” poucza, że czas który poświęcamy innym, lepiej byłoby przeznaczyć dla siebie, tym samym szybszy dokonałby się w nas duchowy wzrost. Pisze o tym dlatego, że podczas spotkania w białym tygodniu z dziećmi, pokazałem im swoją książeczkę komunijną. Powiedziałem następnie, że jest ze mną pięćdziesiąt lat. Siedząca w ławce dziewczynka zaczęła dodawać, pięćdziesiąt plus dziewięć, w ten sposób doliczyła się ile jej proboszcz ma lat.
Jej zachowanie nie miało nic z tej naszej dorosłej ciekawości, którą później najczęściej dzielona jest z innymi ludźmi. Ona o tym szybko zapomni, zajmie się innymi ważniejszymi sprawami. Jej zachowanie, postawa także innych dzieci, pokazuje nam także, że są one ciekawe świata, ciekawe życia ludzi, wydarzeń i różnych spraw, które dzieją się obok nich. To dlatego stawiają tyle pytań, oczekując jednocześnie od rodziców, nauczycieli, księdza, …, odpowiedzi. Jest to bardzo ważna zagadnienie w wychowaniu dzieci, które nie powinno się lekceważyć. Przecież sami źle się czujemy, kiedy ktoś nie odpowiada na nasze pytania, odwraca się od nas plecami, a cóż dopiero powiedzieć o małych dzieciach. Bólu ich serca i przeżytego wtedy rozczarowania, nikt nie jest w stanie przecież zmierzyć.
Pisze o tym też dlatego, abyśmy jako uczniowie Pana Jezusa, zawsze pamiętali, że mamy wiele innych płaszczyzn życia – poza plotkowaniem, obmawianiem – którym możemy się oddać. Tym samym zrealizujemy się jako chrześcijanie. Święty Paweł Apostoł poucza nas: „Miłość niech będzie bez obłudy. Miejcie wstręt do złego, podążajcie za dobrem. W miłości braterskiej nawzajem bądźmy życzliwi. W okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzajcie. Nie opuszczajcie się w gorliwości. Bądźcie płomiennego ducha. Pełnijcie służbę Panu. Weselcie się nadzieją. W ucisku bądźcie cierpliwi, w modlitwie wytrwali. Zaradzajcie potrzebom świętym. Przestrzegajcie gościnności. Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie. Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą. Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach. Nie gońcie za wielkością, lecz niech was pociąga to, co pokorne” (Rz 12,9-16b).
Oto pole naszych trudów, prac, wszelkich zabiegów, które mamy podjąć jako katolicy. Podejmijmy zatem zachęty świętego Pawła, niech w codziennym życiu, staną się one inspiracją do przemiany naszych serc. Tym samym w relacjach do naszych braci i sióstr, więcej będzie miłości i wyrozumiałości, a mniej niezdrowej ciekawości!

ks. Kazimierz Dawcewicz