Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (51)

I. Podróżowanie małymi busami jest czasami męcząca, szczególnie wtedy kiedy jest upalnie. Jednak z drugiej strony, czegoś te podróże uczą, pokazują. Tak też było ostatnio, kiedy wracałem z Bartoszyc. Siedząca za mną mama telefonowała do córki, po paru minutach córka do mamy. Nie przysłuchiwałem się ich rozmowom, ale ostatnia rozmowa już przed Dywitami, przede wszystkim pouczenia mamy skierowane do córki, to już zapamiętałem. Nałóż sukienkę – poucza matka – czapkę z daszkiem bo świeci słońce, tenisówki, abyś nie otarła sobie pięt. Słuchałem tych wskazań uśmiechając się pod nosem, ale pomyślałem sobie, kiedy ta mama pozwoli córce dorosnąć?
Powyższe zachowanie nie było i niej jest udziałem tylko tej mamy, z którą razem podróżowaliśmy do Olsztyna. Podobnie zachowuje się wielu rodziców, którzy ciągle kierują życiem swoich dzieci, pouczają ich, przygotowują im ubrania i kanapki do szkoły. Kiedy dzieci są małe, jest to zrozumiałe, ale takie kierowanie nastolatkami jest już niebezpieczne. Rodzice wyręczają ich z podejmowania decyzji, odpowiedzialności. Rozumiem, że chcą aby dzieci doświadczyły jak najmniej rozczarowań, upokorzeń, porażek. Ale chyba są one nieuniknione, bo jeżeli nie dosięgną ich takie doświadczenia w tym wieku, to będą jeszcze gorzej przeżywały je w wieku dorosłym.
Rola rodziców w życiu dzieci jest bardzo ważna, ale trzeba pamiętać, że przychodzi taki czas, kiedy dorastające czy dorosłe dzieci, same muszą wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Jak będą się ubierać, z kim będą się spotykać. Rodzice nie mogą ciągle nimi dyrygować, podpowiadać co mają robić. Jeżeli rodzice będą tak się zachowywać, to tylko unieszczęśliwią swoje dzieci.
Na płaszczyźnie wiary katoliccy rodzice, doświadczają pedagogicznych rozczarowań. Bo już w wieku młodzieńczym, dzieci poddają w wątpliwość wiarę wyniesioną z domu, odrzucają tradycje i świąteczne zwyczaje. Trzeba pamiętać, że takie zachowania są nie do uniknięcia. Młody człowiek mierzący się z życiem, musi sam też dokonać wyboru wiary w Pana Boga. Dziękując rodzicom za ich wiarę, to on musi powiedzieć: „Tak Panie Boże, wierze w Ciebie”. Ten osobisty wybór drogi życia z Bogiem, życia według Jego przykazań, stanie się miejscem jego duchowego wzrostu i rozwoju.

II. Trwają przygotowania do uroczystości pierwszej Komunii świętej. Dzieci uczestniczą w próbach, także i niektórzy rodzice. Jednak nie wszyscy są zainteresowani tym, co dzieje się w kościele. Niektórzy chodzą niecierpliwie po kościele, inni siedząc w ławce – gdzieś z boku – przeglądają strony internetowe. Ot takie jest życie, powie ktoś!
Chyba takie zachowania rodziców są nieuniknione, bo wrażliwość religijna niektórych jest mała, albo malutka. Jednak nie należy tych moich uwag uogólniać, bo część rodziców – i to znaczna – aktywnie uczestniczy w tych przygotowaniach. Można nawet powiedzieć, że dla nich także ten czas ma wielkie znaczenie. Nie tylko te, że uczestniczą w przygotowaniach Komunii świętej swojej córki czy syna, ale też sami zostają dotknięci tym komunijnym klimatem. To znaczy, że przygotowując dziecko do pierwszej spowiedzi świętej, tłumacząc czym jest Komunia święta, ucząc się razem katechizmu, modląc się wspólnie, staje się to dla niektórych z nich duchowym i intelektualnym powrotem do Pana Boga. Na nowo zaczynają interesować się swoją katolicką religią, wiarą, moralnością.
Pan Bóg działa na różne sposoby, wykorzystuje różne sytuacje, aby przypomnieć o swoim istnieniu. Przypomnieć, że Jego miłość czeka. W szóstą niedzielę wielkanocną usłyszeliśmy słowa Pana Jezusa, który mówi: „Nie zostawię was sierotami” (zob. J 17,1-11a). Dobrze wiemy, że sierota nie ma rodziców, których obecność jest znakiem miłości. Bardzo dotkliwie odczuwa brak swojego domu. Będąc przynajmniej trochę krytycznym względem siebie domyślamy się, że przez zaniedbanie relacji z Bogiem, odrzucenie Go, każdy z nas buduje w sobie duchowe sieroctwo. Ale przez uczestnictwo w przygotowaniach do I Komunii świętej – ci którzy doświadczają takiego duchowego sieroctwa – na nowo uświadamiają sobie, słyszą słowa przemawiającego Boga, który zapewnienia, że nigdy nas nie opuści i nie opuścił!
Wtedy też w sercach i umysłach tych osób, rodzi się na nowo zrozumienie, jak ważne jest to, aby każdego dnia pielęgnować w sobie – przez modlitwę, życie sakramentalne – ufność i miłość do Pana Boga, który ciągle nas kocha. Nie jesteśmy na tym świecie kimś przypadkowym. Papież Benedykt XVI przypomina nam: „ Każdy z nas jest owocem zamysłu Boga. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny”.

III. Europa znów opłakuje ofiary zamachu terrorystycznego, który miał miejsce w Anglii w mieście Manchester. Czy one kiedyś się skończą? Czy ludzie będą mogli żyć w pokoju i bez lęku? Są to pytania na które, chyba nikt teraz nie jest w stanie odpowiedzieć. Pozostaje tylko ludziom protestować, politycy nie kryją swojego oburzenia po tych zamachach. Prześcigają się w doborze słów, które mają pokazać całe zło takich zachowań. Ogłaszana minuta ciszy w mieście, stojący na ulicach ludzie mają pokazać, że nie boją się kolejnych zamachów.
W tej żałobie, która została ogłoszona po tym krwawym wydarzeniu, przyszło jednak zespołowi piłkarskiemu z tego miasta, grać finał Ligii Europy w Sztokholmie. Czarne opaski na ramieniu piłkarzy, cisza przed meczem, to znak solidarności z ofiarami zamachu. Ale o godz. 20.45 mecz się rozpoczął – pod szczególną ochroną policyjną. Rozradowani kibice na stadionie, cieszyli się bramkami zespołu z Anglii; wreszcie ostatni gwizdek, euforia kibiców i zawodników. Gdzieś w zapomnienie poszła tragedia, ból rodzin, które nie mogą jeszcze zrozumieć, co takiego się stało na tym poniedziałkowym koncercie.
Machinę piłkarską trudno jest zatrzymać, rządzi się swoimi prawami, transmisjami, podziałem pieniędzy. To wszystko pokazuje, że ból i cierpienie spowodowane zamachem, szybko zostaje rozjechane przez świat szukający rozrywki. Można powiedzieć, że takie jest życie, ale czy ktoś z tej tragedii wyciągnie daleko idące wnioski?
Nadal będziemy oglądać niekończące się dyskusje w studiach telewizyjnych, zapraszania ekspertów od terroryzmu. Przez parę dni staniemy się świadkami mówienia i przekonywaniu, argumentowania, że to tylko mała grupa radykalnych islamistów tak nienawistnie myśli i robi tyle zła. Te zamachy pokazują jednak – mimo podejmowanych intelektualnych i humanitarnych wysiłków – wielką różnicę mentalną, społeczną, kulturową, religijną, między islamem a światem zachodnim. Gdzie znaleźć ten łączący nas wspólny punkt? Gdzie dostrzec jakieś wspólne dzieło, które dotknie serc wszystkich ludzi: chrześcijan, muzułmanów, buddystów, ….?
Wydaje się, że nadal należy dbać i pielęgnować – mimo zamachów – jak najlepsze wspólne relacje. Ciągłe trzeba przypominać, że wszyscy pragniemy pokoju, jednocześnie przypominając co niesie militarna agresja. Może te argumenty uspokoją rozhukane i przepełnione różnymi walecznymi poglądami głowy. Przyniosą więcej zrozumienia, wytrąca oręż radykałom wszelkiej maści.
Są to nadzieje i pragnienia, które są złożone w naszych sercach, myślach. Teraz wypada nam się smucić i okazać żal i współczucie tym wszystkim, którzy stracili w tym zamachu kogoś bliskiego!

ks. Kazimierz Dawcewicz