Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (49d)

I. W trakcie rekolekcji, ksiądz rekolekcjonista zadał dzieciom z zerówki i przedszkolakom następujące pytanie: w jaki sposób wysyłamy dzisiaj wiadomości do najbliższych nam osób? Co ciekawe większość z tych dzieci stwierdziła, że najlepszym środkiem do tego są SMS-y. Kto z was wysłał już takie SMS-y.? – zapytał, podniósł się las małych rąk. Okazuje się, że dzieci mają już kontakt z telefonami komórkowymi. Czy można zatem przekornie zapytać: jakie w najbliższym czasie niemowlaki będą otrzymywały prezenty? Odpowiedź jest bardzo prosta, będą nimi telefony! Trochę teraz sobie żartuję, ale korzystanie z tego środka komunikacji bardzo wzrosło. Czy należy z tego się cieszyć czy smucić? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale można pokusić się o stwierdzenie, że za parę lat uzależnienia od telefonu komórkowego, mogą być powszechne.
Wracając jeszcze do prezentów jakie otrzymują małe dzieci po chrzcie świętym, wypada mi powiedzieć, że nie powinniśmy popadać w zbytni pesymizmem. W trakcie ostatnich chrztów świętych w naszej Parafii, medalik, obrazek przedstawiający anioła stróża, znalazł się w gronie prezentów jakie otrzymały dzieci. Dziadkowie, krewni obecni na tej uroczystości, widzą nadal w tym duchową pomoc. Chociaż niebezpieczeństwo spadku otrzymywania takich pamiątek-prezentów, jest bardzo realne.
Nie da się powstrzymać inwazji medialnej, jaka spadła na nasze społeczeństwo. Stoi za tym nasza informacyjna wygoda, łatwość relacji z najbliższymi, łatwość zdobywania przeróżnych potrzebnych informacji. Z innej strony patrząc trzeba pamiętać, że świat telefoniczny, komputerowy, to olbrzymie pieniądze, jakie zarabiają przeróżne koncerny i firmy. Olbrzymia rzesza ludzi znajduje tam pracę, kształci się w tym kierunku, wiążąc swoją przyszłość właśnie z tą branżą.
Co w taki razie możemy zrobić, aby nie dać się zniewolić? Czy należy telefony odstawić i wrócić do przeszłości, i zacząć pisać listy? Jest to raczej niemożliwe. Po prostu trzeba nauczyć się właściwego korzystania z telefonu, komputera. Znaleźć swój czas na siedzenie przed komputerem, czas na trzymanie w ręku telefonu. Kierując się mądrością i roztropnością, powinniśmy umieć w odpowiednim czasie wyłączać komputer, odłożyć na bok telefon.
Wielką pomocą, aby dobrze korzystać z tych środków komunikacji, może okazać się systematyczna modlitwa. Trzeba zatem zacząć prosić o łaskę mądrości i roztropności, o łaskę duchowego rozeznania. „Wiedzenia” tego co dla nas jest dobre, a co jest złe. Abyśmy następnie potrafili to zło, odrzucić. Wreszcie potrzeba jest odwaga, aby nie zachowywać się jak inni! Ale iść swoją drogą, zgodnie ze swoim sumieniem ukształtowanym przez Boża łaskę.

II. Miałem nie pisać o strajku nauczycieli, bo to temat drażliwy. Nie chciałem aby nauczyciele poczuli się dotknięci tym co napiszę. Stanowią przecież, aktywną część naszej wspólnoty parafialnej. Ale przeczytałem przed chwilą słowa o. Leona Knabita, benedyktyna. Na jednym z portali społecznościowych pojawił się tekst, tego cenionego mnicha: Napisał on: „Przedstawiciele różnych zawodów zgodnie twierdzą, że każdy, kto kocha swoją pracę albo choćby ma poczucie odpowiedzialności za to, co robi, bardzo często pracuje o wiele więcej, niż musi. Nauczyciele nie są tu wyjątkiem, ja gdybym był dzisiaj nauczycielem, do strajku bym nie przystąpił.
Znam trochę historie i wiem, jaką cenę płacili polscy nauczyciele za nauczanie polskich dzieci w zaborach rosyjskim i pruskim. I wiem, że podczas okupacji niemieckiej zapłatą dla nauczycieli tajnych kompletów w razie dekonspiracji był obóz lub nawet śmierć. A jednak trwali w służbie Ojczyźnie i jej młodemu pokoleniu.
Dzisiaj strajk jest faktem. Trudno, ale trzeba sobie i społeczeństwu wyraźnie powiedzieć, o dzieci tu nie chodzi, chodzi o pieniądze”. Kolejnego dnia strajku pojawił się następny wpis ojca Leona, nie będę już go cytował. Zainteresowanych odsyłam na stronę internetową tynieckiego mnicha.
Podobne i jeszcze inne myśli, odczucia i uczucia towarzyszą i minie, od chwili tej strajkowej akcji. W rozmowie z moją parafianką – nauczycielką – powiedziałem jeszcze przed strajkiem: „chodzi w tym Waszym nauczycielskim strajku w pierwszym rzędzie o pieniądze. Dodałem: tak media go przedstawiają”. W tej chwili chyba już nikt się z tym nie kryje, mamy do czynienia z konfliktem płacowym w polskim szkolnictwie. Dzieci i znaczna część młodzieży chyba się cieszy, że nie muszą chodzić do szkoły. Nawet jeden z parafialnych „maluchów” stwierdził: niech to trwa jak najdłużej”. Uczeń szkoły średniej podszedł do tego inaczej, wskazał na brak troski o uczniów, na obecność polityki w tej akcji. Co o tym wszystkim należy sądzić? Zapewne odpowiedzi na to pytanie będzie wiele. ale element płacowy i polityczny organizatorów strajku jest bardzo widoczny.
Dopiero w trzecim, czwartym dniu strajku, pojawiły się głosy, aby zająć się systemowo polskim szkolnictwem. W dyskusjach przewija się temat zmian, wskazywanie aby było mniej papierkowej i biurokratycznej pracy w szkołach. Uwolnić nauczycieli od przewalania stosów papierów. Niestety pojawiają się takie wiadomości jak z Gorzowa Wielkopolskiego. Młodzież gimnazjalna pisała pierwszego dnia swój egzamin. Kodowcy protestowali przed szkołą, puszczając z głośników głosy krów, …, ewidentnie im przeszkadzając. Wyszli do nich nauczyciele z tej szkoły, i co …, zaczęli im klaskać! Bez komentarza zostawię te wydarzenie. Na stronach internetowych, pojawiają się także piosenki śpiewane przez strajkujących nauczycieli, na przeróżne melodie. Nawet odwołano się do repertuaru Czesława Niemena.
Wypada mieć nadzieję, że wszyscy zainteresowani tym konfliktem, rząd i związkowcy, pójdą w najbliższym czasie po rozum do głowy. Dojdą do porozumienia, tym samym zaczną robić to co jest ich obowiązkiem. Uczniowie zaczną chodzić do szkoły, a nauczyciele zaczną ich uczyć!

III. Przyglądając się choćby swojemu życiu duchowemu, warto pamiętać, że wymaga ono od nas pewnej walki. Czasu kiedy pragniemy się modlić, rozważać słowo Boże, czytać książki duchowe trochę mamy. Ale nie dziwmy się, że pewna część tego czasu danego nam przez Pana Boga, to także zmaganie się ze zmęczeniem, lenistwem, zniechęceniem. Do tego dochodzi nasze niezadowolenie z dotychczasowego wzrostu duchowego, czy rozproszeń na modlitwie. Co mamy z tym wszystkim zrobić? Jak powinniśmy się zachować w takich doświadczeniach?
Jednym z częstych zachowań jest ucieczka. Kiedy modlitwa nam „nie wychodzi”, wtedy po prostu z niej rezygnujemy. Stwierdzamy autorytatywnie: „ja nie nadaje się do bycia człowiekiem modlitwy”. Niektórzy mają kłopot, aby wybrać się na niedzielną Mszę świętą. Co wtedy robimy? Zamiast zmierzyć się z tym niechceniem, wziąć się w garść, to my czekamy na lepszą chwilę. Takie czekanie czasami trwa, wiele lat. Najgorsze jest to, że ona tak po ludzku się nie pojawia.
W życiu duchowym nie wypada czekać, aż łaska Boża coś za nas zrobi. Przecież każdy z nas ma w sobie pewne pokłady siły, aby te negatywne emocje pokonać. Trzeba zacząć z nich tylko korzystać. Zamiast uciekać od modlitwy, dobrze by było o „jedną” minutę ją wydłużyć. Zamiast czekać na lepsze czasy, trzeba wstać z fotela, ubrać się i pójść do kościoła. Nikt nam nie poda książki do ręki, sami mamy po nią sięgnąć, aby zacząć ją czytać. Kiedy zaczniemy „coś” robić, to po skończonej choćby trudnej modlitwie, po powrocie z Mszy świętej, nasze serca będą przepełnione radością. Odkryjemy, że jednak potrafię, mogę „coś” dobrego uczynić. Bóg widząc jak się trudzimy, „zejdzie” i nam pomoże. Tak jak dobry i kochający ojciec, obserwując swojego paroletniego syna czy córkę, próbującego wejść choćby na schody lub na kanapę, po pewnym czasie ich zmagań i trudów, wyciąga ręce i wprowadza – wnosi na kolejny schodek, usadawia wygodnie na kanapie. Przynajmniej na jakiś czas! Podobnie dzieje się też i w naszym życiu duchowym, trzeba tylko podjąć walkę! Nic nie robiący, czekający bezczynnie, nic nie dostaną!
Jaka dla nas wszystkich zatem rada? Trwać wytrwale na modlitwie, nawet wtedy kiedy jest nam ciężko! Korzystać systematycznie z sakramentów świętych, czytać słowo Boże! Dzięki temu Duch Święty będzie systematycznie wprowadzał nas w tajemnicę Bożej obecności i miłości!

ks. Kazimierz Dawcewicz