Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (48E)

I. W ostatnich dniach Wielkiego Postu, słuchając fragmentów Ewangelii czytanej w trakcie Mszy świętej, jesteśmy świadkami nienawiści do Pana Jezusa. Uwidacznia się to w zachowaniu faryzeuszów, uczonych w Piśmie. Arcykapłan Kajfasz, wyjaśnia i uzasadnia konieczność zabicia Go. Tłumaczy bardzo dosadnie, że trzeba to zrobić dla dobra narodu, bo jak nie to przyjdą Rzymianie i zniszczą świątynię i cały naród. Arystokrację kapłańską cechowała wyniosłość, arogancja. Dlatego słyszymy te słowa, które wypowiedziane były w złej woli. Chociaż z upływem czasu zobaczyliśmy, że właśnie te słowa o zabiciu Chrystusa stają się wielką prawdą. Bo istotnie umiera On za wielką i świętą prawdę, umiera za innych – nie tylko za swój naród – ale za całą ludzkość (zob. J 11,45-57).
Mimo takich wrogich zachowań, Pan Jezus przebywa po dziś dzień w swoim Kościele, który doświadcza przeróżnych prób, burz, zachwiań. Ale nade wszystko trwa. Tym samym wywołuje w niektórych osobach złość, gniew, „skłania” do ataku. Mimo takich współczesnych negatywnych zachowań, ludzie z przeróżną historią życia pragną spotkać Pana Jezusa. Święty Augustyn wskazuje, że jest tylko jedna metoda, żeby Go znaleźć: szukać Go trzeba sercem, a pochwycić Go można tylko miłością. Jeśli się stosuje inne metody, Jezus pozostaje nieuchwytny.
Te wskazania biskupa i doktora Kościoła są ciągle aktualne. W poszukiwaniu trzeba użyć serca. Trzeba tak jak wspomniany wielki święty powiedzieć, że moje serce jest niespokojne Panie, dopóki nie spocznie w Tobie.
Patrząc na aktualny stan życia Kościoła, czytając różne „mądre” artykuły na jego temat, można doznać rozczarowania. Pamięć tak mocno przepełniona przeróżnymi wiadomościami, które zajmują cały świat emocji i uczuć, staje się wielkim hamulcem. Trudno wtedy dotknąć swojego serca, usłyszeć jego pragnienia i tęsknoty.
Autor tych słów w swoim życiu doświadczył rzeczy podobnych. Ale to co spotykał na swojej drodze nie cieszyło go, nie zaspakajało jego serca. Ale te poszukiwania zostały uwiecznione powodzeniem. Pomoc znalazł u biskupa Mediolanu św. Ambrożego, który go później ochrzcił.
Szukanie sercem, to sposób na Pana Jezusa, to metoda aby Go znaleźć. Znajdując, otwierając przed Nim serca, jesteśmy w stanie Go pochwycić. Można też powiedzieć, że my jesteśmy pochwyceni przez Niego. W ten sposób trzeba starać się wychodzić także do tych wszystkich ludzi, którzy chcą dzisiaj zniszczyć Kościół.
Ktoś kiedyś śpiewał, że po burzy przychodzi słonce. Możliwe, że burza słów, którą usłyszymy pod adresem Kościoła – nawet prawdziwych i słusznych – kiedyś się skończy. Serce takiego grzmiącego człowieka, usłyszy swoje najgłębsze pragnienia. Jezus nikogo nie przekreśla, wlewa zawsze w otwarte serca swoją miłość, daje się pochwycić nawet największemu łobuzowi poszukującemu Go sercem!

II. Czytając Pismo święte, zauważamy, że Pan Bóg wybierał góry na spotkania z ludźmi. Chciał na ich szczycie coś im przekazać, oznajmić. W czasie Wielkiego Postu – w trakcie kazań pasyjnych – korzystając z „podpowiedzi” o. Maksymiliana na takie górskie szczyty się wspinaliśmy. Była to góra Moria, gdzie Abraham miał złożyć w ofierze swojego syna. Następnie góra Horeb, gdzie Mojżesz usłyszał imię Pana Boga, gdzie później otrzymał przykazania. Z Nowego Testamentu, były to góry błogosławieństw, przemienienia Pana Jezusa, góra Oliwna. Ostatnia z nich to Kalwaria, miejsce śmierci Chrystusa Pana. Wędrówka po tych wzniesieniach przypomniała nam, jak ważny jest człowiek dla Pana Boga. Nie zostawia go samego, prowadzi, podpowiada, naucza, umacnia wiarę.
Patrząc na góry, na masywy górskie, wzbudzają one podziw i szacunek. Zachwyt, który wyraża się później w górskich wyprawach, zdobywaniu szczytów. Pokonywaniu tym samym swojej słabości, ale przy tej okazji zostajemy obdarzeni cudownymi widokami. Dla pewnej grupy osób góry to wyzwanie prawie że sportowe. Stają się one miejscem rywalizacji, pokazania kto szybciej jakiś szczyt zdobędzie. Czy da radę to zrobić w czasie zimy tam panującej. No niestety czasami kończy się to śmiercią. Czy potrzebną? Nie podejmuję się na to pytanie odpowiedzieć.
Wracając do gór z Pisma świętego, wypada nam w tym czasie końca Wielkiego Postu, zatrzymać się na górze Kalwarii. Nie da się jej porównać – wysokością – do naszych Tatr, Alp, nie mówiąc już o Himalajach. Ale jej znaczenia w historii zbawienia nie jesteśmy w stanie ogarnąć i wypowiedzieć. Możemy tylko pochylić głowę i wypowiedzieć z serca płynące uwielbienie.
Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne. Znamy te słowa św. Jana Ewangelisty, ale w tych dniach Wielkiego Tygodnia, to dobry czas, aby kolejny już raz uświadomić sobie, że Syn, który jest miłością Ojca, zawisł z miłości do nas/do mnie – na krzyżu.
Wiem, że dzisiaj ta miłość jest niekochana. Nawet wyśmiewana, opluwana, ale to nie zmienia nastawienia Pana Boga do ludzi. On nadal nas kocha. Jego cierpliwe czekanie, to szansa dla każdego zbłąkanego człowieka, aby mógł wrócić i powiedzieć: Ojcze zgrzeszyłem, ale chcę nadal być Twoim kochanym dzieckiem.
Krzyż, który stanął na górze Kalwarii, na którym umarł Pan Jezus, to najpiękniejszy znak miłości Pana Boga do człowieka.

III. Pan Jezus odchodząc z tego świata, pragnął zostawić swoim uczniom Pamiątkę, w której byłby obecny nie tylko mały fragment Jego życia, ale On sam. Uczynił to w sobie znany Boski sposób. Przez wypowiedzenie poniższych słów w czasie Ostatniej Wieczerzy:
Bierzcie I Jedzcie Z Tego Wszyscy
To Jest Bowiem Ciało Moje,
Które Za Was będzie wydane (…)
Bierzcie I Pijcie Z Niego wszyscy,
To Jest Bowiem Kielich Krwi Mojej,
Nowego i Wiecznego Przymierza,
Która Za Was i Za Wielu Będzie Wylana
Na Odpuszczenie Grzechów
To Czyńcie Na Moją Pamiątkę.

Nasze pamiątki, które ofiarujemy innym, są symbolicznym darem, pewną obecnością daną drugiemu człowiekowi. Gdy jednak Serce Boga ofiaruje Pamiątkę tym, których kocha, staje się Ona czymś nie symbolicznym, ale realną obecnością Jego samego. Taki cud dokonuje się podczas Eucharystii, kiedy chleb i woda zostają przemienione w Ciało i Krew Chrystusa. Nie tracąc swych zewnętrznych właściwości, żyją już innym życiem – Duchem Pana, który udziela w nich samego siebie. Miłość z jaką ofiarował swoje życie na krzyżu, zwycięstwo Zmartwychwstania w walce o naszą wolność, dar Ducha jako najbardziej wewnętrzna obecność w nas Trójcy zakochanej w człowieku – to wszystko ożywia i pulsuje pod postaciami darowanego nam Pokarmu.
Jest to niepojęta tajemnica, równie nieskończenie zdumiewająca jak wszystkie „rzeczy”, które Bóg uczynił dla naszego zbawienia. Stworzenie świata z niczego, uniżenie się przez akt Wcielenia i Krzyż, chwała Zmartwychwstania.
Święty Ambroży, biskup i doktor Kościoła zapisał: kapłan nie posługuje się własnym zwrotami, ale używa słów Chrystusa. Pamiętajmy zawsze, że sakramentu dokonują słowa Chrystusa (zob. Wojciech Jędrzejewski, Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 42-44). Nasze uczestnictwo w Eucharystii, to ciągłe wspominanie Pamiątki jaką swoim uczniom pozostawił sam Chrystus Pan. Nie możemy nigdy zapomnieć, że nie jest ona czymś symbolicznym, ale realną obecnością Jego samego. Dlatego też każdorazowe uczestnictwo w tym cudzie – aby jej owoce spłynęły do naszych serc – wymaga wiary i miłości do naszego Pana!

ks. Kazimierz Dawcewicz