Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (48d)

I. Pewnego dnia w części wioski jaką przecież nadal są Dywity, około godziny piętnastej wyłączono prąd. Wieczorem ciemności mówiły wszystkim, że nadal energii elektrycznej brak. Ta sytuacja pokazała, jak mocno jesteśmy przywiązani do energii, do świecących żarówek. Wielu z nas z utęsknieniem, w tamtych godzinach „ciemności” wyczekiwało powrotu prądu. Taka sytuacja sprawiła także, że zamknięte zostały sklepy, nieczynny był bankomat. Tym samym można nawet powiedzieć, że zatrzymało się życie w Dywitach. W centrum ruch samochodów bardzo zmalał, mało ludzi chodziło po ulicach. Wielu z nas musiało szukać, gdzieś głęboko ukrytych świeczek.
Ale mimo tych ciemności, chyba wielu z nas dobrze przeżyło te wtorkowe godziny. Mimo pewnego zimna w domu, można było z sobą porozmawiać. Posiedzieć razem przy szklance soku, wody. Takie chwile obecnie zdarzają się rzadko, czy nawet bardzo rzadko. Po włączeniu prądu, kiedy znów w domach zrobiło się jasno, okazało się, że ta ciemność nic złego nam nie zrobiła.
Czy tamte „ciemne” chwile czegoś nas nauczyły? Może nie nauczyły wiele, ale pokazały, że można żyć bez telewizji, można odłożyć zakupy na jutro, i wreszcie można w gronie rodziny posiedzieć i porozmawiać. To już coś, przy tak wielkim natłoku zajęć, spotkań, szybkości życia.
Warto jeszcze zwrócić uwagę, na jedną sprawę. Może zauważyliśmy, że kiedy w tych ciemnościach zapaliliśmy choćby jedną małą świeczkę, zmianie uległa kuchnia, pokój. Zobaczyliśmy, że ciemność nie jest aż tak straszna, jak niektórzy z nas myślą. Da się ją zmienić, choćby przez mały płomyk wychodzący ze świecy. Do czego to można jeszcze porównać? Zdarza się czasami tak, że niektórzy z nas w życiu psychicznym i duchowym, doświadczają podobnych ciemności. Lękamy się ich i boimy, bo nie wiemy jak je przegonić. A przecież pomoc jest w zasięgu ręki, blisko nas.
„Ja jestem światłością świata, kto chodzi za Mną, nie tkwi w ciemności”. Te słowa Pana Jezusa, wiara w Niego rozjaśnia mroki i ciemności naszego życia. Sprawia, że widzimy lepiej, pewniej czujemy się na drodze, którą idziemy. Dlatego warto dbać o to, aby ten płomyk wiary w Chrystusa Pana, ciągle w nas był. Wtedy nie straszne będą nam, żadne ciemności!

II. Medialną bombą okazała się wiadomość, że w jednej z gdańskich Parafii, ksiądz z ministrantami palił książki. To barbarzyństwo, takie rzeczy działy się w latach trzydziestych XX wieku, kiedy w Berlinie hitlerowcy palili książki. Nie będę cytował tych wszystkich wypowiedzi, bo i po co. Mniej było oburzenia, kiedy jeden z polskich artystów „znieważył” Biblię – podarł ją na oczach swoich fanów, a oni następnie te kartki palili. Tak działa świat medialny, wskazując, że trzeba z szacunkiem podchodzić do słowa zapisanego na papierze. Bo przecież ktoś włożył w to swoją pracę, dlatego wypada to docenić. Jest w takim zachowaniu i oburzeniu wiele teatru. Zapewne spalone książki nie są tak ważne dla wielu osób, ale najważniejsza jest tu osoba księdza, który to zrobił, i jeszcze wciągnął w ten „proceder” ministrantów.
Co by nie powiedzieć o tym zachowaniu, było nieroztropne i niepotrzebne. Palenie książek kojarzy się nam wszystkim z prześladowaniami, dyktaturą władzy, która w ten sposób broni się przed nie niewygodnymi dla siebie wiadomościami i poglądami. Co należy robić z „niepotrzebnymi” książkami? Można je oddawać do księgarni, do antykwariatu, gdzie sprzedadzą ją za przysłowiową złotówkę. Wyłożyć w widocznym miejscu, z napisem: „do wzięcia”. Wreszcie stare książki – brzydko wydane – gazety, przeróżne czasopisma, oddaje się też na makulaturę. Nie oszukujmy się też, bo wielu z nas duże ilości zapisanego słowa na papierze użyło i może nadal używa, jako podpałkę ognia w piecu, w kuchni czy w komiku.
Literaturę niepotrzebną, niebezpieczną dla nas w sensie moralnym i duchowym, jako chrześcijanie-katolicy, powinniśmy „wypychać” za drzwi naszych domów. Kiedy ktoś wychodzi z jakiegoś demonicznego uzależnienia, wtedy zaleca się pozbycie wszelkich książek, które „pachną” magią. Przedmioty kultu magicznego, maski, figurki, inne „artystyczne” dziwolągi służące szamanom w ich obrzędach, nie powinny znajdować się w katolickich domach. Trzymanie ich na pólkach nie jest żadnym postępem i tolerancją, ale często jest to znak niewiary i wiary w zabobony. Jeżeli ktoś w takie rzeczy wierzy, może w to wszystko opływać, może w tym się nawet „kąpać”. Ale trzeba wtedy postawić sobie pytanie: czy tak naprawdę jestem jeszcze uczniem Pana Jezusa? Chyba, że ktoś czyni to w celach naukowych, to posiadanie takiej literatury jest zrozumiałe i konieczne do pracy.
Przy całej prasowej nagonce i oburzeniu, trzeba z cała odwagą powiedzieć, że tego co wydarzyło się przy kościele w Gdańsku, żadną miarą nie należy kwalifikować jako bluźnierstwa! Ale niszczenie i palenie Biblii na pewno już tak! Powinniśmy uczyć siebie, dzieci, młodzież, szacunku do książek. Dobra książka, to przyjaciel człowieka. Ale nie oszukujmy się, na rynku wydawniczym pojawiają się także złe książki. Dlatego osoby wierzące zachęcam i proszę, aby ich nie „dotykały”, tym bardziej kupowały. Bez naszej pomocy trafią kiedyś do śmietnika zapomnienia, aby wreszcie trafić w gardła przeróżnych niszczycielek papieru. Tym samym ulegną zniszczeniu, trochę innemu niż spalenie, ale zniszczeniu.

III. Ranne spacery pokazują, że nawet przy lekko mroźnej temperaturze, świat ptaków i innych żyjących zwierząt nad jeziorem ma się dobrze. Ptasi śpiew, przelatywanie ptaków z jednej gałęzi na drugą, to piękne widoki. Kaczki, perkozy, opływają jezioro. Trzeba jeszcze wspomnieć koty, będące w dosyć dużej ilości w tych dniach na jeziornych łowach. Mimo takiego ruchu w świecie przyrody, chcę wskazać też na pewne wyjątki. Kiedy tego ranka obchodziłem jezioro, wszystkie kaczki pływały. Ale idąc ścieżką wokół, mijałem stojącą kawałek od brzegu kładkę, zbudowaną przez rybaków. Najczęściej wykorzystaną przez nich, ale tym razem, siedziała na niej kaczka. „Leniwie” patrząc na wodę jeziora. Kiedy przechodziłem obok tego samego miejsca drugi raz, już jej nie było. Postanowiła skończyć z porannym odpoczynkiem, może rozpoczęła dalsze poszukiwanie jak najlepszego miejsca na złożenie jaj.
Trzeba także jasno powiedzieć, że ta kładka, nie była dobrym dla niej miejscem. Na chwilę może i tak, ale na dalsze dni na pewno nie. Podobnie czasami dzieje się i w naszym życiu, wybieramy na „odpoczynek” miejsca niewłaściwe, czasami nawet można powiedzieć, że złe! W chwilach życiowego „zmęczenia”, oddajemy bezkrytycznie losy swojego życia człowiekowi żyjącemu w jakiś uzależnieniach, układach gangsterskich, mafijnych. Dopiero po pewnym czasie odkrywamy, że jesteśmy w złym towarzystwie i miejscu, „odpoczywamy” na złej kładce. Bo obok znajdują się ludzie moralnie źli, zdeprawowani. Najsmutniejsze z tego wszystkiego jest to, że z tego miejsca jest trudno uciec. Czasami nawet wydaję się nam, że niemożliwością jest to, aby zmienić miejsce pobytu i styl życia.
Ta sytuacja znad jeziora pokazuje, że w świecie ptaków, takie zachowanie – zmiana, pozostawienie niepewnego miejsca jest możliwa i szybko realizowana. Czy takie zachowanie jest możliwe w życiu konkretnego człowieka? Czy mamy jakieś drogi wyjścia z tych przeróżnych układów? Szukając odpowiedzi na te pytania, najpierw trzeba powiedzieć, że człowiek, tym bardziej może to zrobić. Jesteśmy przecież obdarowani wolnością, darem rozumu, męstwa. Wreszcie w codziennym życiu towarzyszy nam miłość Boga Ojca, który nawet mimo naszego zagubienia nie rezygnuje z nas. Nadal czeka, wygląda naszego powrotu. Potrzeba nam tylko odrobinę łaski wiary, przypomnienia sobie, że w domu Ojca, … (zob. Łk 15, 1-3. 11-32).

ks. Kazimierz Dawcewicz