Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (47F)

I. Zbliża się uroczystość Wszystkich Świętych. Jednak tak wyszło, że zamiast myśleć o niebie – bo tam przebywają teraz święci – to my wędrujemy po cmentarzach, aby odwiedzić bliskich zmarłych. Mimo takich naszych zachowań, to właściwa okazja aby przypomnieć sobie o istnieniu ostatecznej rzeczy człowieka – jaką jest niebo. Wszyscy powinniśmy żyć nadzieją, że pójdziemy do nieba. Wiemy także, że istnieje możliwość zguby wiecznej, jednak mamy odwagę ufać, że Boże miłosierdzie jest wielkie. Bóg, nasz Ojciec nie odmówi nam wstępu do nieba, jeśli tylko przyznamy się do naszych grzechów i ze skruchą je wyznamy.
Chociaż z drugiej strony wypada powiedzieć, że niektórzy z nas za niebem zbytnio nie tęsknią. W dawnych czasach ludzie bardziej interesowali się sprawami ostatecznymi. Wiedzieli, że nasze bytowanie tu na ziemi jest krótkie. Dlatego trzeba być przygotowanym na to, aby usłyszeć wołanie: „Przyjdźcie na ucztę” (Mt 22,4).
Dlaczego już tak nie jest? Są dwie przyczyny takiego zachowania i myślenia. Po pierwsze bardziej niż nasi przodkowie jesteśmy teraz przywiązani do życia tu na ziemi. Dzięki przeróżnym technicznym osiągnięciom życie człowieka nie jest taką mozolną walką jak bywało to w zamierzchłych czasach. Teraz ludziom materialnie dość dobrze się powodzi. Chociaż towarzyszą nam inne problemy – psychiczne, duchowe. Ale one nie tak łatwo kierują nasze myśli ku niebu.
Przyczyna druga znajduje się w dawnym, niedorzecznym obrazie nieba. Dante nakreślił niebo jako przeogromną aureolę, w której każdy ma dokładnie zarezerwowane miejsce. Spędzenie godziny adoracji przed Najświętszym Sakramentem jest cudowne i wspaniałe, ale robić to przez całą wieczność – trudno sobie wyobrazić coś takiego.
Filozofia średniowieczna i teologia nie miały pojęcia o ewolucji. Wszystko było stworzone raz na zawsze i miało swoją gotową formę. Nauka współczesna odrzuciła antyczną wizję statyczną świata. Wszędzie panuje ruch, rozwój, ewolucja. Wiemy, że wszechświat się rozwija. W rzeczywistości „wieczny odpoczynek” znaczy coś zupełnie innego; nie sen czy bezruch, ale koniec wszelkich trosk, cierpień, kłopotów. Bóg w swoim zatroskaniu o nas jest wciąż aktywny: „Nigdy się nie zdrzemnie ani się położy Ten, który czuwa nad Izraelem” (Ps 121,4).
Doskonała radość nieba jest owocem tego, że będziemy widzieć i poznawać Boga takim, jakim On jest (zob. 1 Kor 13,12). Oglądanie Boga nigdy nie jest nudne! Wizja Boga oznacza widzenie całego stworzenia w Nim. W poznaniu Boga jest niezwykła dynamika, nie patrzymy na nieruchomy pejzaż, ale będziemy żyli nowym, Boskim, wiecznym życiem. Poznawać Boga znaczy poznawać Jezusa, gdyż Jezus jest Bogiem. Życie w niebie, to przebywanie w obliczu Pana (zob. 2 Kor 5,8).
Jest jeszcze jedna radość nieba. Tam żyjemy w ciele uwielbionym w uwielbionym świecie. Jak będzie nasze ciało wyglądało w niebie? Święty Paweł nas informuje: Jezus Chrystus „przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała” (Flp 3,21). Wszystko, co pozytywne w naszym ziemskim życiu będzie wyryte w naszym niebieskim ciele. Męczennicy noszą znaki swego męczeństwa niejako wyryte rany, ale znaki zaszczytu.
Kiedy mówimy o niebie warto pamiętać, że jest jeszcze coś istotniejszego: wspólnota ze wszystkim świętymi. Nasze życie tu na ziemi jest życiem we wspólnocie z innymi. Jeżeli „w Panu” umieramy, to po śmierci ta wspólnota z ludźmi wkracza wraz z nami do nieba (por. Wilfrid Stinissen, Ja nie umieram – ja wstępuję w życie, Poznań 2002, s. 131-144).
Tak sobie teraz myślę, czy po przeczytaniu tego tekstu chociaż trochę zatęskniliśmy za niebem? Mimo różnych myśli związanych z tym co dzieje się tu na ziemi, które nami rządzą, zachęcam do częstszego myślenia o życiu wiecznym – o niebie!

II. Dzisiaj to jest w środę, 12 stycznia 1944 r, zostanę stracony – pisał z Drezna do swojej rodziny Romuald Szemiot, żołnierz NSZ. – Jest teraz popołudnie, zostało mi kilka godzin życia. Wieczorem będzie egzekucja. Lecz się nie lękam śmierci, idę odważnie na stracenie. Szóstego stycznia wyspowiadałem się przed księdzem z wszystkich grzechów moich i nazajutrz przyjąłem komunię świętą. Mam głęboką wiarę i nadzieję, że Pan Jezus daruje mi grzechy i łaskawie przyjmie do chwały swojej. Dzisiaj także jest ksiądz z nami i w ostatniej godzinie będziemy mogli się godnie przygotować na drogę do wieczności.” (Rafał Sierchuła, Złowrogi cień gilotyny, W sieci Historia, nr 11-12 , s. 22).
Słowa bardzo poruszające, mocno też nawiązują do pierwszego punktu tego artykułu. Autor tego listu wierzy, że zostanie przyjęty przez Chrystusa Pana do nieba. Zapewne oczami wyobraźni widział gilotynę, ale z drugiej strony jeszcze mocniej wierzył w życie wieczne. Jakie dla nas dzisiaj płynie z tego listu przesłanie? Dobre przygotowanie się do tego wydarzenia, jakim była śmierć. Wyspowiadał się, przyjął Komunię święta. Zrobił to co mógł, teraz z cała ufnością powierzył się Bożemu miłosierdziu i miłości.
W dzień, kiedy wspominamy Wszystkich wiernych zmarłych, modlimy się za naszych bliskich, którzy odeszli do wieczności. Prosimy o skrócenie czasu czyśćca – jeżeli w nim jeszcze przebywają – aby mogli zobaczyć Pana Jezusa w wieczności. Pewną bolączką dla wielu z nas jest to, że niektórzy z naszych zmarłych nie byli przygotowani do tego spotkania. Odkładali spowiedź świętą i Komunię na później. W tym swoim później żyli wiele lat, aż zostali „zaskoczeni” przez śmierć. Tym samym zmarli bez sakramentów.
Czytających słowa żołnierza polskiego podziemia z czasów II wojny światowej, niech jego słowa nie będą tylko okazją do wzruszenia się i podziwiania jego wiary, pokładania ufności w Panu Jezusie. Niech staną się także zachętą do bycia zawsze przygotowanym na spotkanie z Chrystusem Panem. W ramach chrześcijańskiej troski o naszych bliźnich, nie bójmy się także ich do tego zachęcić!

III. W dzisiejszej Mszy świętej (24 października), w modlitwie wiernych prosiliśmy o łaskę spowiedzi dla tych, którzy ją odkładają na później. Okazuje się, że słowo „później” jest nadal – chyba było zawsze – w wielkiej cenie. Pisałem już kiedyś, że założyciel Opus Dei wiele troski wkładał w to, aby tego słowa nie wprowadzać w życie. Oraz takich jak: kiedyś, jutro, zaraz, … W tych słowach znajduje się klucz do odkładania pewnych pilnych spraw, nie robienia czegoś, kiedy trzeba to zrobić. Dlatego czasami stajemy przed wielką górą brudnych ubrań, niepozmywanych naczyń.
To są sprawy ważne, zaniedbywanie ich przyczynia się czasami do konfliktów. Konsekwencje nie wykonywania potrzebnych prac, odkładania ich na kiedyś, wzbudzają gniew u osób nam bliskich. W rodzinie stają się przyczyną tak zwanych, „cichych dni”. Jednak całkiem innego znaczenia nabiera odkładanie spraw wiecznych na „później”.
Wiem, że w tych rozważaniach „kręcimy” się cały czas obok wieczności – nieba. Ale jest to sprawa ważna, której nie należy bagatelizować. Jesteśmy ludźmi swoich czasów, bywamy dotykani światowym zachowaniem, myśleniem, postępowaniem przeróżnych osób, które z chrześcijaństwem mają mało wspólnego. Uważamy siebie jeszcze za chrześcijan, ale mimo to mocno tkwimy we współczesności. Uważamy, że bez nas takie czy inne wydarzenia społeczne, kulturalne nie będą ważne. I nie wiedząc kiedy możemy się obudzić w innej rzeczywistości – to znaczy zatrzymującej nas przed pójściem na niedzielną Mszę świętą, przed pójściem do spowiedzi, przyjęciem Komunii świętej w czasie wielkanocnym.
Upływające szybko dni, miesiące, lata, chłodzą serce. Pan Bóg trzymany jest na bezpieczną odległość. Słowo „później” bywa także często wypowiadane. Dlatego tacy ludzie potrzebują naszego duchowego wsparcia – przede wszystkim modlitwy!

ks. Kazimierz Dawcewicz