Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (47d)

I. W czasie ostatniej podróży do Bartoszyc, przejeżdżałem obok domu, w którym za moich szkolnych czasów, znajdował się internat Zespołu Szkół Zawodowych w Lidzbarku Warmińskim. Zawsze kiedy go mijam spoglądam w tamtą stronę – w tej chwili mieści się tam starostwo powiatu lidzbarskiego. Dlaczego o tym teraz piszę? A no dlatego, że moją uwagę przykuło szkolne boisko. Za czasów kiedy tam mieszkałem przez trzy lata, było to miejsce gry w piłkę ręczną, siatkówkę, koszykówkę. W latach siedemdziesiątych tamtego wieku, aż roiło się od młodzieży. Teraz boiska wokół, zastawione są samochodami. Ludzi przechodzący obok, stojących przed starostwem, jak na lekarstwo. Porównując tamte czasy z tymi obecnymi mogę powiedzieć, że są to zupełnie dwa inne światy.
Ktoś może powiedzieć, że wszystko się zmienia, tak zgadzam się z tym. Ale ta zmiana sprawiła, że z tego domu, z tych boisk zniknęła młodzież. Pamiętam, że mieszkało nas tam około dwieście pięćdziesiąt osób. Byliśmy uczeni różnych zawodów, byliśmy wtedy także kształtowani – poddawani „obróbce”, aby służyć i wierzyć w jedyny wtedy słuszny system – komunizm. Oj wiele się zmieniło, od tamtej pory!
Tak sobie teraz myślę – pisząc te słowa – że jednak to co teraz mieści się w tym budynku, też służy ludziom. Taka chyba jest rola starostwa powiatowego. Takie jest życie, wszystko się zmienia. I nie ma co nad tym, aż tak długo narzekać.
Trzecia niedziela Wielkiego Postu przypomina nam, że jednym z ważnych elementów tych dni, jest to, aby spróbować coś w sobie zmienić. Pan Jezus mówi do nas, że mamy się nawrócić. Zawsze mamy szansę, aby siebie zmienić i zacząć wydawać dobre owoce (zob. Łk 13,1-9). On jest cierpliwy, nie męczy się czekaniem na podjęcie przez nas potrzebnych zmian.
Zapewne jeszcze wiele razy będziemy zaskoczeni tym, co po latach zobaczymy, co zmieniło swój wygląd i przeznaczenie. Może nie należy, aż tak mocno tym się przejmować. Chociaż kiedy zobaczymy przemienionego człowieka, który wyrwał się ze szponów grzechów i zła, wtedy trzeba okazać swój zachwyt nad miłością Pana Boga! Powinien on wyrazić się także, w naszym uwielbieniu i dziękczynieniu za tak wielki cud!

II. W trakcie pogrzebu, chwilę przed złożeniem trumny do grobu, zauważyłem biegającą i mocno zdezorientowaną małą myszkę, która szukała drogi ucieczki z tego miejsca. Chociaż z uśmiechem na twarzy wypada mi teraz stwierdzić, że „zaszczyciła” swoją obecnością uroczystości pogrzebowe, a to widok rzadki. Zapewne nikt na jej obecność nie liczył, nikt nie zapisał ją w gronie zaplanowanych gości. Ta cała sytuacja naprowadziła mnie na to, aby dotknąć tematu gościnności. Składania sobie wizyt – tych zapowiedzianych i tych niezapowiedzianych.
Co możemy powiedzieć o gościnności? Czy nadal jest ona obecna w naszym codziennym życiu? Odpowiadając na te pytania, trzeba powiedzieć, że ten duch gościnności mimo wszystko nadal trwa. Ludzie odwiedzają się nawzajem, nie zawsze są to spotkania zaplanowane i umówione. Chociaż mimo takich zachowań, wypada też powiedzieć, że pojawiają się postawy, które świadczą o zamknięciu się na rodzinę, przyjaciół. Wysokie ogrodzenia, brak domofonu u bramy, to znak, że idzie nowe. Co nie znaczy, że są to dobre zachowania. Po prostu są to oznaki odcięcia się od sąsiadów, od społeczności danego osiedla czy miejscowości.
Kiedy myślimy o gościnności i staramy się ją wyrażać na różne sposoby, zawsze trzeba pamiętać, że gościnność jest zachowaniem cenionym i chwalonym na kartach Biblii. Udzielając gościny nieznanym przybyszom, Abraham udzielił gościny samym aniołom, posłanym przez Pana Boga. Z gościnności celników korzystał Pan Jezus, był częstym gościem u Łazarza i jego sióstr. Wnosił w ich dom miłość, wiarę, wreszcie dokonał cudu wskrzeszenia Łazarza.
Dla nas chrześcijan takie zachowania są oznaką otwartości, ale też i okazją do dzielenia się swoją wiarą i miłością do Pana Jezusa. Goszcząc kogoś w swoim domu, szczerze rozmawiając, przychodzimy często z pomocą. Wspieramy naszych rozmówców, podtrzymujemy na duchu, zachęcamy do przemiany życia. Obdarowujemy innych ludzi swoim czasem, uwagą, troską i współczuciem. Warto także pamiętać, że w trakcie tych spotkań, my również jesteśmy obdarowywani. Dlatego trzeba dbać o wspólne spotkania, te zaplanowane ale i te zaistniałe spontanicznie – przy tak zwanej okazji.

III. Przez mała chwilę obserwowałem przez okno plebanii, jak koty urządziły sobie polowanie na siedzące na jabłonce gołębie. Akcja się nie powiodła, gołębie trochę z nimi się „pobawiły”, przelatując z jednej gałęzi na drugą, aby wreszcie na dobre odlecieć. Koty jeszcze przez chwilę wyczekiwały na nie, ale później bezpiecznie zeszły na ziemię. Obserwując ich zachowanie, pomyślałem sobie, że jednak przyroda żyje swoim życiem. Mimo oswajania i jeszcze przeróżnych zabiegów ludzi, koty pozostały kotami. Po prostu polują, aby zdobyć jedzenie. Parę godzin po tym wydarzeniu oglądałem program telewizyjny o kotach, gdzie stwierdzono, że kot dwadzieścia razy dziennie podejmuje taką łowczą akcję, z czego siedem kończy się jego sukcesem.
Dlaczego o tym piszę? A to dlaczego, aby uświadomić nam wszystkim – ludziom, że część z nas straciła chęć walki o życie. Nie mam na myśli, tylko tego życia ziemskiego. Z tym radzimy sobie nawet dobrze, dajemy się często pochłonąć wszelakim akcjom i zabiegom, aby jak najwięcej posiadać wartości materialnych. Ale straciliśmy wewnętrzną motywację, walki o życie wieczne – o niebo. Zapewne jest to także wynikiem utraty czy osłabienia wiary. Dlatego myślenie, że tu na ziemi jest najlepiej i trzeba o to z całych sił zabiegać, staje się coraz mocniejsze i powszechniejsze. Niestety dzieje się to, ze stratą dla życia wiecznego!
Czy dzięki takiemu myśleniu jesteśmy przez to szczęśliwszy? Czy jest w nas więcej siły do życia? Słuchając wypowiedzi różnych osób, czytając różne wiadomości, które do nas docierają, trzeba z całą siłą powiedzieć, że Nie! Mając wszystko, okazuje się, że tak naprawdę człowiekowi czegoś brak. Będąc silnym materialnie – opływającym w pieniądze i różne zbytki, jesteśmy słabi.
Robiąc ostatnimi czasy opłaty na Poczcie, kupiłem książkę Adama Szustaka OP, „Czym jest siła mężczyzny” (Nowy Sącz 2019). Oparł on swoje rozważania na postaci biblijnej, na proroku Jonaszu. „Być może jako klasyczny mężczyzna żył w przekonaniu, że jego wartości i sposób funkcjonowania to coś wyjątkowego, niemalże sztuka. To co robił postrzegał jako coś wspaniałego, wyjątkowego, … Co więcej, uważał, że jego poglądy na temat świata, siebie samego i rzeczywistości są na wyższym poziomie niż reszty społeczeństwa. Masz tak, że uznajesz się za totalnego głupka? Ja chyba jeszcze nie spotkałem mężczyzny, który by myślał o sobie jako o kimś totalnie pozbawionym rozumu. My raczej mamy tendencje do myślenia o sobie jako o kimś absolutnie wyjątkowym, takim, że nawet Pan Bóg, jak patrzy na nas, to myśli: „czegoś takiego to nie widziałem”. Spróbuj to w sobie zobaczyć. Wiem, że to niełatwe. Jak kiedyś to w sobie odkryłem, to szczerze przyznam, że nie było to dla mnie łatwe doświadczenie. Trochę mnie przeraziła nieprzystawalność tego, co o sobie myślałem, z tym, jak to wygląda w praktyce. To jest Jonasz w nas – duchowy facet, wysoko mierzący, z ideałami, z wartościami, swoisty charyzmatyk, którego realne życie leży pod pokładem, bo jest zupełnie rozwalone” (s. 40).
Ojciec Adam Szustak stwierdza, że poszukiwanie tożsamości i siły mężczyzny, zaczyna się do pytania o jego relację z Bogiem. Bo to Pan Bóg jest właścicielem tego projektu, jakim na imię jest mężczyzna. Odpowiedzi na pytanie o jego siłę należy szukać w Piśmie świętym, nigdzie indziej. Ale ta jego podpowiedź, dotyczy życia każdego z nas!
Kiedy wszyscy szukamy w sobie tej siły potrzebnej do życia, nigdy nie możemy ominąć, pytania o relację z Bogiem. Bo przecież może się okazać, że ta nasz więź z Nim przypomina spanie. Dlatego trzeba ciągle pytać siebie: „gdzie z Nim jesteśmy? Jak w Nim jesteśmy? Czy w ogóle w Nim jesteśmy?” (jw. s. 34).
Podziwiamy zapobiegliwość o przeżycie jaką posiadają w sobie koty, ptaki, inne zwierzęta. Może nawet im tego instynktu zazdrościmy. Zaspani, rozleniwieni, trwając w oszukanym podziwie dla swojej „wielkości”, nie potrafimy znaleźć siły do takich wielkich duchowych „polowań”. Na początek trzeba abyśmy sobie przypomnieli – idąc za słowami o. Szustaka – że ten projekt jakim jest człowiek, nie jest dziełem skończonym. Bóg jest właścicielem tego projektu i w Nim zacznijmy szukać dla siebie siły, która sprawi, że podejmiemy potrzebne zabiegi o własne zbawienie!!!

ks. Kazimierz Dawcewicz