Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (44E)

I. Przed chwilą wróciłem z pogrzebu (sobota). W trakcie homilii wspominając postać zmarłej Pani Małgorzaty Kwass wspomniałem, że miała swoje wydeptane drogi i ścieżki, którymi chodziła do dzieci, na cmentarz, do fryzjera. Ale była jeszcze jedna bardzo ważna droga, którą chodziła nie tylko w niedzielę, ale także w ciągu tygodnia, przychodziła do kościoła na Mszę świętą. Po przeczytaniu tych słów, ktoś może teraz powiedzieć: to nic wielkiego, takie stałe drogi posiada wielu ludzi! Może i tak. Ale ja chciałbym wskazać, że droga, którą tak wytrwale pokonywała wspomniana przeze mnie Pani Małgorzata – prawie do samej śmierci – prowadziła ją do kościoła. A wiara w Pana Boga, uczestnictwo w liturgii Kościoła – jak można było usłyszeć z ust syna i wnuczki – to był fundament jej życia. Źródło, z którego czerpała dobroć, miłość.
Niby to takie oczywiste, że my takimi stałymi drogami i ścieżkami podążamy przez życie. Bo obserwując życie wielu osób – także i nasze – możemy powiedzieć, że ich życie – codzienność, wygląda podobnie. Ranne wstawanie, śniadanie, najczęściej podróż samochodem do pracy. Później powrót do domu, zakupy, trochę odpoczynku, telewizja, no i położenie się do łózka. Rano znów to samo, i tak do piątku.
Ale okazuje się, że tak do końca nie jest. W tym pędzącym świecie, zwalczających się różnych poglądów na życie, pewna część z nas pod wpływem mediów, propagandy, ideologii, zmienia swoje przyzwyczajenia. Wprowadza w codzienność – przynajmniej na pewien czas – coś nowego. Zmienia drogi swojego życia, zmienia słownictwo, językowe zwroty, towarzystwo osób. Nie chce, aby inni patrząc na nich mówili: to, ci zahukani ludzie, nudni, tacy sami ciągle. Brak im entuzjazmu, oryginalności.
Co mamy o tym myśleć? Jak się zachować, kiedy usłyszymy takie opinie pod swoim adresem? Pierwsza rzecz na jaką powinniśmy zwrócić uwagę, o której powinniśmy pamiętać, to świadomość tego kim jesteśmy. Bycie chrześcijaninem katolikiem, to wielka godność i wyróżnienie, ale i zadanie to spełnienia. Dlatego też nie wszystkie nowoczesne prądy, propozycje zachowań, sposobu myślenia, są dla nas właściwe. Przeżywamy swoje życie w nurcie tego świata, ale nie powinniśmy pozwolić aby inni decydowali o naszym sposobie życia. Powinniśmy nauczyć się mówić pewnym światowym propozycjom NIE! To nie jest ucieczka od nowoczesności, postępu, ale to pokazanie, że w tej propozycji znajdują się rzeczy, sprawy, poglądy niegodne ucznia Pana Jezusa.
Dlatego też nie powinniśmy za wszelką cenę dążyć do tego, aby wszystkim się podobać. To by świadczyło o braku charakteru, mądrości. A może przede wszystkim o słabości naszej wiary w Pana Boga, że tak do końca nie docenimy tego wszystkiego Kim dla nas jest i co od Niego ciągle otrzymujemy.
Tak, w życiu trzeba czasami coś zmienić, poprawić. Odejść od tego co stało się rutyną, zwykłym przyzwyczajeniem. Ale jako ludzie wierzący nigdy nie możemy zastąpić drogi do kościoła, drogą do supermarketu, do teatru, itp. Wybierać w niedzielę drogę do lasu, zamiast na niedzielną Mszę świętą. Pamiętajmy, że kiedy pozwolimy jej zarosnąć krzakami, chwastami, zagubimy swoje duchowe piękno. Możliwe, że ludziom będziemy się podobać, ale powoli będziemy tracić wewnętrzne piękno, które tworzy w nas Pan Bóg przez łaskę swojej miłości.
Wspomniana przeze mnie zmarła Pani Małgorzata dla swojej rodziny, ale i dla nas parafian, pozostawiła piękny przykład dobrego, katolickiego życia. Pomocą w tym była dla niej droga, która prowadziła ją do kościoła, do spotkania z Panem Bogiem!

II. Uczestnicząc we Mszy świętej, w czasie składania darów, ma miejsce niepozorny gest, ale pełen głębokiego znaczenia. Mała kropla wody zostaje zmieszana z winem w kielichu. Staje się ona winem, zostaje w nie przemieniona. Warto pamiętać, że jeżeli czasem do kielicha wpadnie mucha, mała muszka, jeżeli uda się jej ujść z życiem, pozostanie nadal tym czym była przedtem. Najwyżej przez chwilę będzie pachniała inaczej.
Jaka jest wymowa tej przygody, której doświadcza ta odrobina wody?
Odpowiedź znajdujemy w słowach, które podczas tej czynności wypowiada kapłan: „przez to misterium wody i wina daj nam Boże, udział w Bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo”.
Te słowa mówią najpierw o Panu Jezusie. On przyjął nasze ludzkie ciało, on naprawdę stał się człowiekiem. Jako Bóg stał się człowiekiem. Teraz to samo ma się dokonać w drugą stronę. W chrześcijaństwie w pierwszym rzędzie nie chodzi o to, by człowiek stał się lepszym od innych. Naszym powołaniem jest mieć udział w Bóstwie Jezusa Chrystusa. On przyjął nasze człowieczeństwo, by nas z sobą zjednoczyć. Zostaliśmy stworzeni przez Boga po to, żeby dzielić Jego życie, aby Jego miłość przepływała przez nasze serca. Jesteśmy dziećmi Pana Boga, dziećmi Króla, które mają udział we wszystkim, co należy do Niego.
To wszystko – ta tajemnica, dokonuje się właśnie podczas Mszy świętej. Warto jeszcze raz przypomnieć sobie te słowa: „przez to misterium wody i wina daj nam Boże udział w Bóstwie Chrystusa”. Ile razy przyjmujemy Komunię świętą, jednoczymy się z Bogiem. Dlatego jest to możliwe, że On wcześniej chciał zjednoczyć się z nami w osobie swojego Syna Jezusa Chrystusa (por. Wojciech Jędrzejewski, Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 36-37).
Dla czytelników tych słów zapewne jest to wielkie odkrycie. Bo często to wlanie kropli wody do kielicha nam umyka. A jeżeli już widzimy, że ksiądz coś tam „robi przy nalewaniu wina do kielicha”, to tych słów nie słyszymy i nie wiemy o co tam chodzi w tym znaku. Tym samym umyka nam także to, że jesteśmy ciągle zapraszani, aby mieć jak największy udział w Bóstwie samego Chrystusa Pana.
Dlatego tak ważna jest koncentracja na tym co dzieje się w czasie Mszy świętej. Widzenie i odkrywanie znaków, gestów, które są częścią każdej Eucharystii. Miejmy zatem oczy otwarte aby widzieć, ale z drugiej strony sięgajmy też po komentarze do Mszy świętej, które pomogą nam w coraz lepszym uczestnictwie w tej świętej Liturgii!

III. Przed chwilą obejrzałem fragment dokumentalnego filmu o Kazimierzu Górskim (wtorek). Film, odwiedzanie w tym dniu jego grobu, to teraz dzieje się z tego powodu, że minęło właśnie sto lat od jego urodzin. Kim on był? Dlaczego tyle medialnego „szumu” przy tej osobie? Bo to najlepszy polski trener, który prowadził reprezentację Polski w piłce nożne. Zdobył z nią złoty i srebrny medal na olimpiadach, a na mistrzostwach świata w 1974 roku srebrny medal (trzecie miejsce). W tych dniach podkreśla się jego trenerski talent, ale także znane powiedzenia, anegdoty. Kiedy prowadził polską kadrę chodziłem do szkoły podstawowej, a później do średniej. Pamiętam go z transmitowanych meczów, siedzącego na ławce trenerskiej, z konferencji po meczu. Był lubiany przez kibiców, nie mogło być inaczej, przy tak pięknie grającej i wygrywającej reprezentacji.
Jak wspominają teraz byli zawodnicy, to on ich stworzył i ukształtował jako piłkarzy, ale oni też przyczynili się do jego popularności, sławy. Znaleźli wspólny język, który dał tyle radości nam Polakom. Oglądając współcześnie ich mecze, może nam się wydawać, że było to takie proste i łatwe, przy tak utalentowanych piłkarzach. Ale to tak prosto i łatwo nie działa. Trzeba było stworzyć zespół z dużej liczby osób rozumiejących się, akceptujących siebie, którzy chcieliby ze sobą grać. Jemu to się idealnie „udało”!
Myślę, że są to ważne wskazania dla nas. Przecież każdy z nas żyje w jakiejś wspólnocie, chcemy coś dobrego razem stworzyć, po sobie pozostawić. Aby to osiągnąć trzeba najpierw mieć świadomość wspólnego celu, otwarcie na innych ludzi. Zrozumienie, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić sami. Potrzebna jest też i nam wyrozumiałość, łagodność, wytrwałość. Wreszcie umiejętność do okazywania sobie przebaczenia, bo przecież wszyscy popełniamy jakieś błędy.
To wszystko co przed chwilą napisałem, potrzebne jest w rodzinie, we wspólnocie kapłańskiej, zakonnej. Także we wspólnotach, które teraz powstają przy parafiach. W tym zespole ludzi jest potrzebny lider, pomocnicy, odpowiedzialni. Ale trzeba pamiętać, że tworzenie dobra, to praca wszystkich. Pan Kazimierz Górski ukształtował sławę pewnych piłkarzy, a oni jego. Takie samo wspólnie działanie, potrzebne jest we wspomnianych przeze mnie wspólnotach.
Mówiąc o katolickich rodzinach, wspólnotach parafialnych, warto pamiętać, że jest obecny z nami Pan Bóg. To On rozdziela hojnie wszystkim potrzebnych łask, które umacniają, podnoszą z upadków, tworzą dobro. Tym samym jesteśmy kształtowani i prowadzeni – w tym dobrym dziele – także przez Niego.

ks. Kazimierz Dawcewicz