I. Wielkimi krokami zbliża się już wrzesień, tak w zasadzie to już prawie jest. Piszę te słowa w ostatni dzień sierpnia, co oznacza, że wrzesień jest tuż tuż za drzwiami. Wracając do czasu wakacyjnego chcę podzielić się pewnym wydarzeniem związanym z małym chłopcem – bratankiem siostry Elżbietanki z Dusznik Zdroju. Odważnie wszedł do jadalni – piliśmy wtedy kawę przed wyjazdem – aby poczęstować się bułką leżącą na stole. Następnie widziałem go idącego z tatą do kaplicy, wchodząc na drugi stopień schodów odwrócił się w moją stronę i oznajmił dziecięcym głosem: „idę Amen”.
Słowo „Amen” kończy nasze modlitwy, wypowiadamy je kiedy chcemy przyjąć Komunię świętą. Możliwe, że przyzwyczailiśmy się do tego słowa, robimy to z pewną także rutyną. Dlatego też warto sobie przypomnieć, że w tym słowie znajduje się wielka siła, formuła potwierdzenia: „niech się stanie”. Stając przed Panem Bogiem mówiąc „Amen” – niech się stanie, oznajmiamy naszą zgodę i wolę życia zgodnego z Jego przykazaniami. Dobrze jest to sobie teraz uświadomić po to, aby na nowo zrozumieć jak wielką wagę i znaczenie ma nasze słowo wypowiedziane na zakończenie różnych modlitw.
Przy tej okazji warto wspomnieć także inne słowa, które wypowiadamy. Mają one wielką wagę i znaczenie. Przecież wypowiadamy je nie tylko przed Panem Bogiem, ale z różnym natężeniem kierujemy je w stronę innych ludzi. Oznajmiając nasze pragnienia, opinie, oczekiwania, …
Niech przykład tego chłopca, który z taką odwagą stawiał kroki na schodach, aby pójść do kaplicy zakonnej i powiedzieć „Amen”, zachęci nas do uważniejszego i bardziej świadomego wypowiadania tego słowa, które potwierdza naszą wiarę i miłość do Pana Boga.
II. Starać się modlić, to znaczy modlić się. Nigdy nie przestawaj się modlić (kar. Basil Hume). Jest to bardzo ważna rada i zachęta jednocześnie. Bo trzeba z całym smutkiem stwierdzić, że wielu chrześcijan się nie modli. Dlaczego tak się dzieje? Jaka jest tego przyczyna? Po pierwsze chyba nie do końca uświadamiamy sobie, że modlitwa wymaga od nas wiele wysiłku, trudu, zaangażowania. Brak świadomości tego sprawia, że zbyt szybko się zniechęcamy kiedy coś nie idzie po naszej myśli. Kiedy nie ma efektów „siedzenia” przed Panem Bogiem.
Obojętnie jak będzie wyglądała nasza modlitwa, trzeba się modlić. Z początku wygląda ona jak jazda na rowerze. Kiedy nie zaczniemy nim jeździć, nigdy się nie nauczymy się jazdy rowerem. W tym dziele uczenia się towarzyszą nam upadki, zderzenia ze ścianą, zmęczenie, zdenerwowanie. Ale po czasie zaczynamy nabierać wprawy, zaczynamy doświadczać także przyjemności, kiedy pokonujemy kolejne kilometry. Mijając piękne okolice, widzimy jak pięknie Bóg stworzył ten świat, wtedy z naszego serca wypływa spontaniczna modlitwa.
W tej zachęcie abyśmy nie przestawali się modlić, tkwi ważna prawda związana z naszym życiem. Jako dzieci Boże potrzebujemy Jego bliskości, obecności, czułości. Wiele naszych błędów, upadków, głupot, które robimy ma związek z tym, że nie posiadamy żywej relacji z Bogiem, który jest kochającym nas Ojcem! Zbyt liczymy na siebie, myśląc, że „zjedliśmy wszelkie rozumy”. Dobrze jednak wiemy, że takie myślenie i takie zachowania samowolne kończą się źle. Ta wewnętrzna walka, która w każdym z nas się toczy, bez odniesienia do Boga, zaprowadza nas w ciemność.
„Skąd pochodzę? Od Boga, jestem owocem Jego miłości. Dokąd zmierzam? Do Boga. On powołał mnie z ciemności do swojego przedziwnego światła (1P 2,9). Co jest moim życiowym zadaniem? Kochać. Czym jest miłość? Oddać swoje życie, oddać siebie. Są to jasne i jednoznaczne odpowiedzi, które wszyscy są w stanie zrozumieć.
Życie nie jest zagadką, której nie da się rozwiązać. Zamiast żyć naszymi ciągłymi pytaniami, możemy i będziemy żyć Bożymi odpowiedziami.
Człowiek może żyć w stałym i niezłomnym przeświadczeniu i pewności. Wiemy, że Boża światłość zwyciężyła ciemność. Jedyne, co pozostaje, to przyjąć tę jasność” (Wilfrid Stinissen OCD, Dziś jest dzień Pański, Poznań 1998, s. 89).
Aby żyć w tym przeświadczeniu Bożej miłości, aby chodzić w świetle, nigdy nie przestawajmy się modlić!
III. Nowy początek! Musimy się nauczyć przeżywać każdy dzień, każą godzinę, każą minutę jako nowy początek. Jako jedyną okazję, by uczynić wszystko nowym. Ale czy tak da się żyć – może pytają teraz czytelnicy tych słów? Tak, jest to możliwe! Problemem, który blokuje takie życie, bywa nasza przeszłość, która z każdym rokiem staje się dłuższa. Tym samym zmusza nas do powiedzenia, że „ty znasz już wszystko, nie oczekuj niczego nowego. Wszystko widziałeś, wszystko słyszałeś, bądź realistą”.
Kiedy dajemy posłuch takim głosom, one dowodzą, że mają rację. Każda kolejna minuta, godzina, dzień, będą nudne, pozbawione czegoś nowego i pięknego, zabraknie nowości. Co wtedy powinniśmy zrobić? Przegonić takie myśli na cztery wiatry. Po to, aby otworzyć umysły i serca na głos Pana Boga, który z wyżyn nieba woła do nas: „Jestem Bogiem z wami”. Otrę z oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie ani żałoby, ani smutku. Dawny świat już minął (por. Ap 21,2-5).
Jeżeli chcemy, aby każdy dzień był nowym początkiem, to powinniśmy zdecydować się na słuchanie tego głosu z wysokości! Każda decyzja słuchania Go będzie coraz bardziej otwierać nas na odkrycie nowego życia, ukrytego w obecnej chwili; życia oczekującego z utęsknieniem na swe narodzenie (por. Henri, J.M. Nouwen, Tu i teraz, Kraków 1998, s. 8-9).
To takie rady dla tych wszystkich, którzy z wielkim ciężarem, może z zniechęceniem, bólem głowy, rozpoczęli ten nowy tydzień. Czy też nowy rok szkolny!
ks. Kazimierz Dawcewicz