I. Spoglądam w okno – już dawno tak nie pisałem – Dywity zaczyna ogarniać ciemność. Chociaż jeszcze widzę ośnieżone dachy domów, ale za parę minut ten obraz „zniknie” sprzed moich oczu. Nie zniknie, tylko na parę godzin przytuli się do nich. Tak potrzebna nam wszystkim ciemność. Niektórzy zbytnio nie lubią tego „ciemnego” czasu – nocy – ale potrzebny jest on nam wszystkim. Ludziom, zwierzętom, ptakom. Odpoczynek, sen który wtedy nas dotyka, to lekarstwo. Wiem, że obok nas żyją ludzie, którzy za tymi ciemnymi nocnymi godzinami nie przepadają, nawet ich się boją. Nie mogą spać, dla nich ten czas bywa trudny.
Dlaczego teraz o tym piszę? Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ale kiedy rozpocząłem stukanie w klawiaturę komputera, pomyślałem sobie, że warto coś o tym napisać. W zasadzie nie będzie to nic odkrywczego, ale ową ciemnością, która ogarnia Dywity na chwilę się zajmę.
Kiedy spoglądamy na uśpione w ciemnościach wioski, inne miejscowości – o miastach trudno to powiedzieć, bo bywają pięknie oświecone – zbyt mocno nie zajmują nas inni ludzie, którzy tam mieszkają. Jesteśmy mocno skupieni na naszym życiu, dlatego tylko osoby najbliższe, znajdują się w kręgu naszych zainteresowań. Inni niech sobie spokojnie żyją – myślimy i nawet mówimy o tym w naszych myślach. Ale w tym czasie nocnym życie także się toczy. Obok tych, którzy spokojnie zasypiają, mamy przecież osoby chore, dla których noc jest trudnym doświadczeniem, choćby dlatego, że spędzają ją bardzo często sami.
W tych nocnych godzinach wiele rodzin z niepokojem oczekuje na przyjście ojca. Nie są to spotkania miłe, raczej przepełnione lękiem, strachem, może nawet ucieczką z domu. W tych godzinach tętnią życiem tak pięknie oświetlone miasta. Obecne tam bary, restauracje, wypełnione są ludźmi. Ich właściciele zarabiają wtedy pieniądze. Gdzieś tam mieszkańcy miast, wsi, spotykają się na sąsiedzkich i przyjacielskich kolacjach. W jeszcze innych zakątkach omawiana jest sytuacja kraju – czynią to politycy, samorządowcy. A w jeszcze innych, spotyka się świat przestępczy, który szuka lepszego sposobu na „zarobek”, no i „lepszego” życia.
Jak widzimy noc nie jest tylko czasem spania. Noc to także czas działania, niestety może być też czasem okradania innych. Ale jest coś jeszcze na co warto zwrócić uwagę, o czym warto wiedzieć. Dla pewnej grupy osób noc, to czas modlitwy, to czas adoracji Pana Boga. Nie tylko w kościołach, kaplicach, ale także w domach. Pod osłoną nocy siadają blisko Pana i przy Nim trwają. Trwają w adoracyjnej modlitwie, także prosząc, przepraszając, uwielbiając. Nie możemy o postawie takich ludzi zapomnieć, bo oni są potrzebni światu.
Spoglądam kolejny już raz przez moje okno, od ostatniego opisanego spojrzenia, minęło ponad dwie godziny. Czy coś się zmieniło? Tak, nie widać ośnieżonych dachów, drzew przed kościołem. Widać za to święcące się lampy, które zachęcają idących gdzieś ludzi, przejeżdżających drogą, do przypomnienia sobie, że nasze życie pochodzi od Boga i jest w Jego błogosławionych dłoniach. W chrześcijaństwie nazywamy to Bożą Opatrznością. Bóg jako kochający Ojciec ciągle nas pragnie mieć blisko siebie, chce abyśmy nosili w sobie pragnienie dzielenia z Nim naszego życia!
II. Wielu katolików skarży się na jakość homilii, za dużo w nich moralizatorstwa, polityki. Wiele kazań – pisze o. Wojciech Jędrzejewski OP – choruje na „bieżączkę” – komentowanie tego co dzieje się w polityce, życiu społecznym. Sam komentarz wypowiedziany bywa też w sposób zjadliwi i złośliwy. Jakie w takim razie mają być kazania? Czego powinny przede wszystkim dotykać?
Kaznodzieja nie może być człowiekiem poirytowanym, ale zatroskanym o duchowy rozwój swoich słuchaczy. Ludzie bardzo szybko poznają po tonie głosu, doborze tematów, intencje księdza, który rozpoczyna kazanie. Czy chce im „dołożyć”, czy pomóc, wyjaśnić, zrozumieć, prowadzić do spotkania z Panem Jezusem.
Popularnością w niektórych kościołach cieszą się homilie typu „serial w odcinkach”. Kapłan podejmuje się przez pewien czas wyjaśnić prawdy wiary, wyznanie wiary, przykazania, sakramenty. Okazuje się, że taka Msza gromadzi więcej osób.
Źródłem, z którego każdy ksiądz powinien czerpać tematy do kazań powinny być czytania mszalne. Myśli Boga nie są myślami naszymi, dlatego trudno jest je nam pojąć. Ale jeżeli będziemy z nich korzystać obficie, doświadczymy siły i mocy Bożego słowa. To słowo ma moc burzenia warownych twierdz zbudowanych przez człowieka. Kapłan, który potrafi sercem otwartym słuchać mówiącego Boga, wchodzi w jego żywy nurt – może spełnić funkcję proroka.
Co jednak mają zrobić ludzie, którzy są skazani na lokalnego kaznodzieję, który mówi to co chce, jest niewolnikiem swoich niekoniecznie kościelnych i godnych słuchania myśli. Dla wszystkich jest to pewna nieznośna trudność, ale wyjściem z sytuacji jest upomnienie. Zapewne pierwsi powinni uczynić to bracia w kapłaństwie, ale osoby świeckie niech nie czują się z tego trudnego zadania zwolnione. Czasami trzeba wybrać się w drogę, poprosić kaznodzieję o rozmowę, powiedzieć o swoim niezrozumieniu homilii (por. Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 28-31).
Czytelnik tego tekstu spotkał wielu oraz różnych kaznodziejów. Wszyscy ci, którzy czasami przemawiają czy przemawiali, wiedzą jak trudna jest to dziedzina. Nie jest to żadne usprawiedliwienie źle mówiących księży. Ale chęć ukazania odpowiedzialności za wypowiadane z ambony słowa. Pierwszą ważną sprawą jest to, aby w przygotowaniu homilii towarzyszyła nam – kapłanom modlitwa, prośba do Ducha Świętego o światło. W przygotowaniu kazania, warto korzystać z różnych pomocy homiletycznych.
Nie można zapomnieć, że nie wszyscy kapłani mają dar mówienia. Sprawia im to wielką trudność, wywołuje przeróżną walkę ze swoimi emocjami, napawa lękiem, strachem. Mimo takich doświadczeń, jeżeli homilia jest przygotowana znajdzie ona drogę do serc i umysłów słuchaczy. Na koniec ważna uwaga dla słuchających kazań. Należy pozbyć się wszechobecnego krytycyzmu oraz zbyt szybkiego i pochopnego udania się w drogę, aby kaznodzieję upomnieć.
III. Czas, który obecnie przeżywamy – pandemia – dotknął wszystkie dziedziny naszego życia. Nie ominął też Kościoła, pokazując jego silne strony oraz te słabe. Mocne strony duszpasterstwa, to poszukiwania duszpasterskie (msze w internecie, spotkania, nabożeństwa). Przywiązanie wiernych do sakramentów, zdrowe wspólnoty formacyjne. Objawiły się także słabe strony: błędne poglądy teologiczne – dotyczy to, sakramentalności i przestrzeni sakralnej. Najpełniej jest to widoczne w sporze związanym z udzielaniem Komunii świętej na rękę. Koncentracja na objawieniach prywatnych i fatalistyczna wizja świata, błędna teologiczna analiza wydarzeń w świecie i Kościele. Zaniedbania w formacji wiary, kryzys autorytetów. Jak widzimy tego wszystkiego trochę się nazbierało, pokazało, że nie wszystko wydaje czyste światło, jak się nam wydawało.
Nie będę omawiał tych wszystkich zagadnieniem, ale chciałbym na chwilę zatrzymać się na zagadnieniu związanym ze zbytnią koncentracją na objawieniach prywatnych. Tak często bywa, że zaniedbując pogłębienie wiary, doktryny katolickiej, biegamy za przeróżnymi nadzwyczajnościami. W tym pandemicznym czasie takich wizjonerów/rek, mówiących o tym co trzeba robić, a czego nie, pokazało się dosyć dużo. Niestety w krąg ich działania weszli także duchowni, którzy nie wiadomo czego tam naprawdę szukają. Najgorsze jednak jest to, że tacy prywatni wizjonerzy są później innym polecani.
Trudno mi stwierdzić, czy za takimi zachowaniami kroczy wzrost wiary. Raczej skłaniam się ku temu, że często dochodzi do zatrzymania się na drodze rozwoju. Brak zgłębienia doktryny i nauczania Kościoła, niedocenianie, że w każdej Eucharystii jesteśmy świadkami największego cudu jaki dzieje się na naszych oczach, to złe świadectwo. Nawiązując jeszcze do prywatnych objawień, trzeba też pamiętać, że dopóki objawienia nie zostaną zatwierdzone przez biskupa diecezji, są tylko prywatnymi poglądami danego człowieka.
Niestety te negatywne skutki działań duszpasterskich, zostały przeniesione do internetu. Łatwość dostępu sprawia, że wiele osób w to wsiąka. Czas obecny pokazuje zatem, że nie można zrezygnować z formacji stałej duchowieństwa i osób konsekrowanych. Powinno się podjąć także formację osób świeckich, potrzebna jest wzmożona troska o przekazywanie zdrowej duchowości. Należy też nadal zachęcać do rozważania słowa Bożego, korzystania z sakramentów świętych.
Epidemia odsłoniła źródła kryzysu Kościoła. Znalazło to wyraz w rozprzestrzenianiu się błędnych poglądów teologicznych: odnośnie rozumienia Eucharystii, objawień prywatnych czy też zakresu objawień maryjnych. Można także zauważyć coraz większą radykalizację kaznodziejów, grup wiernych będących w opozycji do swojego biskupa. Dlatego tak bardzo konieczna jest solidna formacja duchownych i świeckich (por. ks. Przemysław Sawa, Duszpasterstwo w Polsce w czasie epidemii: mocne i słabe strony, wyzwania, nadzieje, w: Duszpasterstwo w czasie pandemii, zeszyt specjalny do programu duszpasterskiego Kościoła katolickiego w Polsce na rok 2020/2021, s. 81- 105).
Nie należy na tę opinie i wnioski się gniewać, obrażać. One pokazują prawdę o kondycji naszej wiary, zaufania do Kościoła. Te czasy, które teraz przeżywamy pokazały nam, że ważniejsze są moje przyzwyczajenia, tradycje, niż wskazania biskupa. Pokazały także nieposłuszeństwo części duchownych i osób świeckich. Niestety chęć zaistnienia, postawienia za wszelką cenę na swoim, stała się mocno obecna i modna.
W czasie uroczystości pierwszej Komunii świętej, dzieci w naszym kościele po odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych śpiewają pieśń: „com przyrzekł Bogu przy chrzcie raz dotrzymać pragnę szczerze. Kościoła słuchać w każdy czas i w świętej wytrwać wierze”. Tak jak żeglarz potrzebuje w nocy latarni, aby dotrzeć do portu, tak my potrzebujemy wiary w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, aby dotrzeć do portu naszego życia – jakim jest niebo!
ks. Kazimierz Dawcewicz