Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (36d)

I. Uroczystość Objawienia Pańskiego (Trzech Króli), przypomina bardzo ważną prawdę: Pan Jezus przyszedł do wszystkich narodów ziemi. Wybrał czas i miejsce swojego narodzenia, wybrał też naród, z którego pochodził. Ale Jego przyjście nie ograniczyło się tylko do Żydów, chciał aby wiedzieli o Nim wszyscy. Dlatego z taką radością ale też podziwem i szacunkiem, powinniśmy patrzeć na owych trzech Mędrców ze Wschodu, którzy podążają do Betlejem. Niosąc z sobą dary, aby ofiarować je nowo narodzonemu Mesjaszowi – Zbawicielowi świata.
Ewangelista Mateusz zapisał w Ewangelii, że po spotkaniu z Dzieciątkiem inną drogą wrócili do swoich domów (zob. Mt 2,1-12). Co mogą oznaczać te słowa? Zapewne nie chcieli spotkać się z Herodem, który przestraszył się tej nowiny. Dosyć często w trakcie interpretacji tego tekstu wskazuje się też na to, że dokonała się w nich pewna zmiana. Poszli inną drogą, ale już nie kierowani światłem gwiazdy, tylko światłem płynącym od spotkanego Zbawiciela.
Dla nas to przypomnienie, że każde spotkanie z Panem Jezusem, powinno zachęcać do dokonania potrzebnych zmian. Inna droga oznacza także, że od tego momentu spotkania, to sam Chrystus będzie wyznaczał drogę, którą powinniśmy już iść. Aby doświadczyć łaski umocnienia na tej drodze, trzeba odrzucić magię, czary, wróżby, karty tarota, horoskopy. I jeszcze wiele innych zabobonów, które niestety mają nadal wpływ na nasze decyzje i wybory życiowe.
Zniknięcie gwiazdy oznacza, że od chwili spotkania z Chrystusem, przyjęcia Go jako naszego Pana, światło płynące od Niego w pełni powinno nam wystarczyć. Pojawiające się współczesne gwiazdy muzyki, sportu, filmu, polityki, dziennikarstwa, itp. nie są w stanie zasłonić tego blasku! Pamiętajmy, że one świecą krótko, znikają, często pozostawiając po sobie emocjonalną pustkę. A ich rady i wskazania nie trwają długo, szybko okazują się złudne i oszukańcze. Pouczenia zaś i rady Pana Jezusa, dają światło i siłę w wędrówce ku wieczności. A On jest zawsze z nami, przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

II. „Kocham Pana Boga nad życie! Ale mojej sąsiadce, to bym głowę urwała” – mówią czasami bywalcy codziennych Mszy świętych. Słowa, które zapisał ks. Jan Twardowski, pokazują nasze trudne realia życia z bliźnimi. Jako ludzie poszukujemy miłości, chcemy kochać innych. Głośno czasami krzyczymy: Bóg jest miłością! Chcemy dzięki temu, także innych ludzi zachęcić do odważnego otwarcia się na Niego. Z drugiej zaś strony, chyba wszyscy mamy większe lub mniejsze kłopoty z miłością i akceptacją drugiego człowieka.
W pierwszym swoim Liście św. Jan Apostoł podaje kryterium, dzięki któremu możemy odkryć czy naprawdę kochamy Boga (zob. J 4,19-5,4)? Czy miłość Pana Jezusa, jest w nas w jakimś stopniu obecna? Tym kryterium i oznaką naszej miłości do Pana Boga jest kochanie człowieka, którego każdego dnia widzimy, z którym rozmawiamy. Kiedy miłość łączy nas coraz bardziej z Bogiem, wtedy też nasze serce powinno otwierać się bardziej na drugiego człowieka. Zaczynamy kochać inne osoby tą miłością, jaką okazał samarytanin pobitemu człowiekowi pod Jerychem. Potrafimy kochać miłością przyjacielską, potrafimy kochać ludzi bliskich i dalekich. Siła jaką otrzymujemy od Niego, pomaga nam również w miłowaniu nieprzyjaciół.
Ktoś czytający ten tekst może powiedzieć, że w rozważaniu, które pojawiło się po ubiegłej niedzieli, też czytał podobną zachętę do miłowania drugiego człowieka. Pisze o tym także dlatego, bo w tej dziedzinie życia doświadczamy wielu porażek. Sprawiają one, że niestety po pewnym czasie zaczynamy rezygnować z jej realizacji. Wiem, że porażki w tej dziedzinie życia – tak jak w każdej innej – bardzo bolą. Pamiętajmy jednak, że kryterium pokazującym czy naprawdę kochamy Pana Boga, jest nadal miłość do bliźniego. Dlatego jako uczniowie Pana Jezusa, świadkowie Jego Ewangelii, nie powinniśmy nigdy rezygnować z okazywania miłości innym ludziom!

III. Siedząc w ławce przed konfesjonałem – po prawej stronie kościoła, spoglądam na choinki postawione przed żłóbkiem i ołtarzem. Ku mojemu zaskoczeniu i zdziwieniu zauważyłem – kiedy zapalone są żarówki – że można na nich dostrzec, dosyć wyraźny kontur Polski. Nie zrobiłem tego umyślnie, po prostu tak wyszło. Okazuje się, że wykonując jakąś zwykłą i banalną pracę, można zrobić coś dobrego, nawet interesującego.
Dlaczego o tym piszę? Bo czasami z tej i tamtej strony, słyszymy przeróżne narzekania. Niektóre osoby stwierdzają, że przy wykonywaniu codziennych zajęć nie doświadczają z tego powodu żadnej satysfakcji. Takie prace jak: gotowanie, sprzątanie, zmywanie, często wykonywane są z musu. Niestety takie myślenie i narzekanie, staje się częstym towarzyszem życia.
Jednak kiedy dłużej nad wykonywaną przez nas pracą się zastanowimy, wtedy widzimy ukryty sens w tym co robimy. Bo przecież przez takie czy inne czynności wykonywane w domu, okazujemy naszą miłość bliskim nam osobom. Uczymy członków rodziny – szczególnie dzieci – obowiązkowości, punktualności, czystości. Rodzice w ten sposób przygotowują swoje dzieci, do dorosłego życia. Dostrzegamy w tym wszystkim ukryty plan działania Pana Boga. Często wymyślamy różne rodzaje postów, umartwień, aby dorównać znajomym i przyjaciołom w tej dziedzinie. Jednocześnie zapominamy, że codzienne wykonywanie rodzinnych obowiązków i zadań, jest pierwszym elementem ascezy, umartwienia, który powinniśmy podjąć. Chrześcijańska asceza jawi się najpierw jako wymaganie wierności Bogu, który powołuje człowieka do komunii z Sobą. Jest to odpowiedź na nasze powołanie, stanowi ona wysiłek związany z postanowieniami koniecznymi do życia w wierności Bogu (por. Jerzy W. Gogola OCD, Teologia komunii z Bogiem, Kraków 2001, s. 218).
Dlatego zachęcam do wytrwałego podejmowania swoich codziennych zadań i obowiązków. Stanowią one przecież pewien element wypełniania naszego powołania. Chociaż czasami mogą wydawać się nam nudne i banalne, to jednak w perspektywie relacji do Pana Boga, poszukania komunii z Nim, stają się potrzebne, wręcz niezbędne. Pamiętajmy, wtedy także w nas dzieje się coś dobrego i pięknego. Ten obraz pojawi się w swoim czasie, niespodziewanie, przynosząc duchową radość z tego co robiliśmy. Także nadal staramy się wytrwale to czynić.

ks. Kazimierz Dawcewicz