I. Kościół potrafi nieraz głęboko zranić. Ludzie wyposażeni w autorytet potrafią zadać nam ból przez słowa, zachowanie lub stawianie nierealnych wymagań. Ponieważ nasza wiara zbliża nas i konfrontuje z tak zasadniczymi kwestiami jak życie i śmierć, stąd nasza wrażliwość religijna dość łatwo może sprawić, że zostaniemy zranieni i obrażeni. Duszpasterze i „działający na polu religijnym”, rzadko sobie uświadamiają fakt, że nieuzasadniona krytyczna uwaga, nieprzemyślany gest odsunięcia kogoś, czy prosty brak zainteresowania lub moment zniecierpliwienia są długo zapamiętywane przez tych, których dotknięto i obrażono.
W ludziach wyczuwa się głębokie pragnienie odnalezienia sensu życia, potrzebę wsparcia, zwykłego pocieszenia, przebaczenia i pojednania. Pragnienie odnowienia i uzdrowienia duchowego. Wszyscy piastujący Kościelne urzędy czy władzę, niech pamiętają nieustannie i przypominają sobie, że autorytet religijny najtrafniej opisany jest słowem „współcierpienie”. Bez ustanku powinni przyglądać się osobie Jezusa, którego autorytet wyrażał się przez współcierpienie (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 332).
Nadal mówimy o Kościele, zastanawiamy się nad codziennością Kościoła, a także szukamy dróg wyjścia z obecnego kryzysu Kościoła. Grupą, którą teraz mocno się oskarża o to wszystko, co jest złe w naszym katolickim Kościele jest duchowieństwo. Nie da się ukryć, że pewna grupa osób nosi „zranienia” zadane im przez osoby piastujące urzędy w Kościele. Przy kontakcie, spotkaniu, doświadczyli nieodpowiednich słów krytyki, zobaczyli gest zniecierpliwienia, brak zainteresowania. Odkładane spotkania na później, bywają długo pamiętane przez ludzi dotkniętych takim zachowaniem.
Pełniący w Kościele urzędy powinni pamiętać – jak poucza nas cytowany autor – że swój autorytet pokazują najlepiej przez postawę „współcierpienia”. Tego uczy nas wszystkich sam Pan Jezus. To Jego słowa, gesty, zachowania, sposób prowadzenia rozmowy, powinny stać się najlepszym wzorem do naśladowania. Mimo pewnym ludzkich słabości, jakie towarzyszą wszystkim pełniącym urzędy w Kościele, troska o innych powinna być zawsze na pierwszym miejscu.
Ludzie szukający pocieszenia, wsparcia, uzdrowienia duchowego, zwracają się o pomoc do Kościoła. Ci wszyscy, którzy doznali wielkiego rozczarowania Kościołem, po pewnym czasie także tu wracają. Dlatego tak ważna jest postawa okazania im tego autorytetu „współcierpienia”. Zrozumienia, cierpliwości, ofiarowania potrzebnego czasu, który pomoże im odzyskać nadszarpnięte zaufanie do osób pełniących przeróżne urzędy w Kościele.
II. W naszym publicznym życiu coraz bardziej oddalamy się od Boga i spraw bożych, a jednak wydaje mi się, że w sercach ludzi tęsknota za Bogiem staje się coraz bardziej dojmująca (kar. Basil Hume). Czy można zgodzić się z tymi słowami? Czy wypowiedziane słowa tchną jakąś nadzieją? I tak, i nie! Chociaż więcej we mnie jest nadziei na to, że wygra tęsknota za Bogiem, niż życie bez celu, z oczami wpatrzonymi w ziemię.
Jaka jest droga do tego? Odpowiedź znajdujemy na to pytanie w książce Włodzimierza Zatorskiego OSB „W życiu chodzi o życie”. Koncentrujemy się w życiu na tym, co jest bieżące, co jest nam potrzebne – według naszego mniemania – co często okazuje się pozorne. Mimo to, że wiemy, że nasze życie nie kończy się na tym, co bezpośrednio przeżywamy, ale sięga dalej nie tylko w przyszłość, poza obecną sytuację, ale co jest najistotniejsze sięga poza granice naszego życia doczesnego. Trzeba się nam zatem wszystkim przebudzić, co w istocie sprowadza się do spojrzenia na życie z perspektywy końca. Dopiero w tej perspektywie można prawdziwie i mądrze wybierać, wiedząc co w życiu jest najważniejsze.
Kiedy człowiek żyje jedynie reaktywnie, tylko reaguje bezpośrednio na to, co się w życiu dzieje, to wówczas najczęściej jest sterowany najmocniejszymi i jednocześnie najbardziej prymitywnymi instynktami i pragnieniami. W szczególności imponuje mu to, że niektórzy mają pieniądze, władzę, znaczenie, dobrze mu się powodzi… Dlatego o tym marzy. W psalmie 73 psalmista pisze o takich myślach, które go nachodziły. Zamartwiał się niepowodzeniami w życiu, porównując się z ludźmi. Po pewnym czasie jednak zrozumiał.
Spojrzenie od końca doprowadziło psalmistę do odkrycia bardzo istotnej prawdy: potrzeba żywej relacji z Bogiem, nieustannie obecnej w życiu człowieka, relacji indywidualnej opartej na więzi przymierza. Otwarcie oczu prowadzi do wejścia w żywą relację z Bogiem. Właśnie od wezwania do otwarcia oczu Pan Jezus rozpoczyna głoszenie Ewangelii. Wzywa nas do przemiany naszego sposobu patrzenia i widzenia: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” [Mk 1, 15] /por. Kraków 2020, s. 83-85/.
Czy stać nas dzisiaj na otwarcie oczu? Czy chcemy i pragniemy przemiany naszego sposobu patrzenia i widzenia? Trudno jest odpowiedzieć na te pytania, ale wypada żywić nadzieję, że pragnienie tęsknoty za Panem Bogiem dotrze do umysłu i myśli wielu ludzi. Żyjąc tylko tym co światowe, co głośne, widowiskowe, co ma wymiar bogactwa, …, to nie zaspokoi najgłębszych pragnień i oczekiwań człowieka. Wtedy spojrzenie na koniec doprowadzi ich do odkrycia prawdy, do rozpoczęcia poszukiwania żywej relacji z Panem Bogiem.
III. Patrzę w moje okno, świeci słońce, drzewa jeszcze bez liści, ptaki fruwają z jednej gałęzi na drugą. Jest ciepło – wiosennie, chociaż trzy dni temu temperatura była o kilka stopni niższa. Jest tak jak powinno być: słońce, deszcz, chłód, ciepło, śpiew ptaków, to wszystko mówi nam o pięknie tego świata. Przede wszystkim kieruje nasze myśli ku Stwórcy tego świata – ku Bogu naszemu Ojcu.
Wiem, że to co teraz dzieje się na świecie bywa dla wielu z nas bardzo ważne, pochłania nasze myślenie. Wojna w Ukrainie, pyskówki polityków, inne plotki ze świata artystów, piosenkarzy, dziennikarzy. Pochłaniają nas historie bohaterów z seriali telewizyjnych, filmowych. Pasjonujemy się wydarzeniami sportowymi, piłkarskimi… Jest tych rzeczy jeszcze więcej. Ale patrząc głębiej i odnosząc to wszystko do tego co przeczytaliśmy przed chwilą w drugim punkcie, te sprawy są tak naprawdę mało ważne.
Za to wiadomością najwyższego kalibru jest to, co wydarzyło się w Holandii. Wspięła się właśnie ona „na najwyższy stopień humanizmu”. W życie wchodzi prawo wprowadzające eutanazję dostępną dla wszystkich. Do tej pory była ona już legalna dla niemowląt i nieletnich w wieku od 12 do 16 lat za zgodą rodziców (w przypadku starszych nieletnich zgoda rodziców nie jest wymagana).
Rozporządzenie – wedle oficjalnej narracji – uzupełnia lukę w przepisach i jest przejawem sprawiedliwości, bo „zakaz eutanazji dla dzieci poniżej 12 roku życia był przejawem nierówności. „Samobójstwo Holandii” tak owe informacje zatytułowała redakcja „Gościa Niedzielnego” (23 kwietnia 2023, s. 9). Czy Europa, inne kraje, pójdą ich śladem. Niestety, chyba tak! Sposób myślenia, narracja medialna, „naukowa”, właśnie podąża w tym kierunku. W imię „prawa” uchwalonego przez „postępowych szaleńców” będzie można zabijać niewinnych ludzi.
Płaczemy nad niszczoną przyrodą, załamujemy ręce nad złym traktowaniem zwierząt, smucimy się kiedy giną owady, bo przez małą część jakiegoś lasu ma być budowana droga, ścieżka rowerowa. Natomiast w ciszy gabinetów premierów, prezydentów, podpisywane są ustawy pozwalające na eutanazję – na zabijanie ludzi. Kto wtedy się smuci, płacze? Zapewne takich osób jest dużo, ale także jest coraz większa liczba tych, którzy w tym fakcie prawnej zgodny na zabijanie, widzą „wyższy stopień humanizmu”.
ks. Kazimierz Dawcewicz