Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (32E)

I. Strony internetowe wielu portali każdego dnia zasypują nas przeróżnymi wiadomościami, artykułami. Ludzie piszą, rozpisali się wielce, ale nie jest to nawiązanie do słów piosenki „Skaldów” – „Ludzie listy piszą”. Taka zrobiła się moda, że każdy chce coś powiedzieć, upomnieć kogoś, upomnieć się o kogoś, o coś… Jest tego trochę. Zaskoczył mnie kiedyś tytuł takiego listu, w którym autor pytał: „kiedy Episkopat wreszcie coś powie, …”. Nie pamiętam już zagadnienia, które miało zostać poruszone. Ale wtedy powiedziałem pod nosem: kiedy ty bracie przestaniesz ciągle coś pisać? Może ta moja myśl była wypowiedziana na fali jakiegoś zmęczenia, irytacji, ale warto aby ci wszyscy, którzy odkryli w sobie „talent” pisarski, podjęli refleksję nad swoją „twórczością”.
Po przeczytaniu tego wezwania do Episkopatu, pomyślałem też sobie, że niedługo będziemy proszeni, nawet zmuszeni do tego, co mamy mówić na homiliach niedzielnych. Takie sytuacje już się zdarzają, w niektórych krajach Europy, rada duszpasterska żąda, aby proboszcz przedstawił im treść swojego kazania – przed jego wygłoszeniem. Taka swoista ocena, zwrócenie uwagi na to co będzie się podobało, a co może być źle przyjęte. To takie hamowanie działania Ducha Świętego, który przecież działa w głoszącym słowo Boże biskupie i prezbiterze.
Czy czegoś takiego my księża doczekamy się w Polsce, trudno powiedzieć. Ale wszystko przed nami. Wielu piszących świeckich w tym czasie stwierdza, że odnowa Kościoła w Polsce przyjdzie przez osoby świeckie. Jednak trzeba zawsze pamiętać, że osoba świecka nie może odprawiać Mszy świętej, nie może rozgrzeszać. Głoszenie homilii – tak naucza Sobór Watykański II – to także zadanie i obowiązek duchownych.
Poczekamy, zobaczymy! Trzeba też pamiętać, że głęboka odnowa Kościoła nie dokona się też bez odnowy duchowej samego duchowieństwa. Zapewne coś musi drgnąć w naszej katolickiej społeczności. Czy te wszystkie pisane artykuły, listy, odezwy, wywiady, odegrają wiodącą rolę? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Chociaż mogą stać się zalążkiem zmian, powiewem nowych myśli i pomysłów.
„Ludzie listy piszą”, ludzie różne rzeczy piszą i wypisują. Mądre, głupie, byle jakie. Sensacyjne, aby tylko zabłysnąć – przynajmniej na chwilę. Chyba teraz nie jesteśmy tego w stanie zatrzymać, korzystając z prawa wolności mogą to robić wszyscy. Każdy z nas może z tym coś zrobić. Co takiego możemy zrobić? Po prostu, nie musimy i nie powinniśmy wszystkiego czytać. Mamy prawo – jako ludzie wolni – dokonywać wyborów czytanych „listów”. Wtedy odkryjemy, ku swojemu zaskoczeniu, że można z tym żyć. Nic nadzwyczajnego nam nie umknie! A jeżeli coś ważnego się wydarzy, coś ważnego i pięknego ktoś napisze, zostanie nam to na pewno przekazane.

II. Na stronie internetowej „Deon” przeczytałem przed chwilą – tylko nagłówek artykułu – że przechodzimy obecnie duchowy kryzys. Każdy z nas może przechodzić przez różne kryzysy. Może być to kryzys rodzinny, małżeński, kryzys psychiczny, gospodarczy, teraz pandemiczny … Jest tych kryzysów trochę, trzeba do nich dodać też kryzys duchowy. Kiedy słyszymy słowo kryzys, w większości nas od razu zapala się bardzo czerwona lampka. Dzieje się coś złego – myślimy! I tak i nie. Tak, dzieje się coś niedobrego, ale z drugiej strony trzeba starać się zobaczyć w tym doświadczeniu szansę. Coś można poprawić, zmienić.
Doświadczenie kryzysu wymaga zatrzymania się, znalezienia przyczyn różnego – trudnego zachowania w rodzinie, małżeństwie, we wspólnocie. Pojawiający się smutek, nie jest do końca spowodowany zewnętrzną sytuacją. Pokazuje, że coś niedobrego dzieje się w naszym wnętrzu. Straciliśmy zaufanie do kogoś nam bliskiego, zostaliśmy oszukani. Zawiedliśmy się na sobie, bo zbyt wysoko powiesiliśmy poprzeczkę. Czujemy, że nasi bliscy, znajomi, nie odwzajemniają naszych uczuć, trosk. To tylko niektóre przyczyny kryzysu, który może na każdego z na spaść.
Jak już wspomniałem, że kiedy znajdujemy owe źródła kryzysu, możemy wtedy zachować się w dwójnasób. Po pierwsze zaczynamy naprawiać pewne sytuacje, wyjaśniać je. Jeżeli mają związek z ludzkimi relacjami, prosimy o rozmowę, szukamy rady u psychologa, u dobrego przyjaciela. Może się też okazać, że pewne sytuacje zostały przez nas wymyślone, ubzduraliśmy je sobie. Wtedy rozpoczyna się praca nad sobą. Dostrzegamy pozytywne efekty kryzysu!
Jest jeszcze drugie zachowanie. Człowiek po stwierdzenia kryzysowej sytuacji, mówi sobie: jakoś to będzie. Da się to wszystko przetrwać, czas zrobi swoje. Kryzys zostaje zasypany, schowany. No niby nic się nie stało. To najgorsze, co w takich sytuacjach można zrobić. Tak „rozwiązany” kryzys wróci po jakimś czasie ze zdwojoną siłą, jak burza zniszczy to co jeszcze pozostało. Po pewnym czasie nie będzie już co zbierać.
Na drodze wiary także doświadczamy sytuacji kryzysowej. Może być to kryzys modlitwy, nie wysłuchania przez Pana Boga naszych modlitw. Brak duchowego postępu, ciągłe trwanie w tym samym miejscu. Dla perfekcjonisty każde rozproszenie w spotkaniu z Bogiem będzie porażką. Zasłuchanie się w świadectwa składane przez inne osoby o życiu duchownym, wbija niektóre osoby w ziemię. On/ona tacy uduchowieni, a ja jestem ciągle małym robaczkiem – mimo wieloletniego wysiłku.
Kryzys duchowy może być spowodowany także złym obrazem Pana Boga. Naszą dumą, która sprawia, że liczymy tylko na siebie, a nie na łaskę. Złym ustawieniem codziennych modlitw – zbytnią ich długością, rozgadaniem na modlitwie. Ciągłym szukaniem podniet emocjonalnych, tym samym strachem przed przyjmowaniem ciszy, oschłości duchowych. Złym korzystaniem z literatury duchowej, wielką chęcią naśladowania mistrzów życia duchowego i przeróżnych świętych. Zapominamy, że nie da się tego wszystkiego uczynić, co oni czynili. Oni mają być dla nas inspiracją, zachętą, przykładem. Ale nie musimy od razu, we wszystkim ich naśladować.
Wchodząc w relację z Panem Bogiem, starajmy się pamiętać, że to On pragnie abyśmy coraz bardziej Go kochali. Wzrastając w miłości, mamy coraz bardziej kochać innych ludzi. Doświadczenie bliskości z Panem Bogiem nie wyeliminuje od razu naszych wszystkich słabości. Będziemy z niektórymi zmagać się do końca życia. To wcale nie podważa świętości, ale jest lekarstwem na pychę, uczy tak bardzo potrzebnej nam pokory.
Nie bójmy się zatem przeróżnych kryzysów, które na nas mogą spaść. Przyjmijmy je jako szansę, bo dobrze rozwiązany kryzys sprawia, że robimy duży krok w stronę uzdrowienia relacji z Bogiem i innymi ludźmi.

III. Przed południem wybrałem się na nasze „miasto” – Dywity. Byłem w banku, następnie w warzywniaku, gdzie kupiłem pomidory i ogórki. Stojąc przed skrzynkami z pomidorami zapytałem: które z nich są najlepsze. Dla mnie pytanie oczywiste, bo w skrzynkach znajdowały się pomidory malinowe, z Żuromina, … jeszcze inne. Kręcący się tam pan odpowiedział na moje pytanie: no te czerwone! Stwierdziłem, że to oczywiste, aby za chwilę drugi raz ponowiłem swoje pytanie: w takim razie, które są … Pomyślałem sobie później, że pewne poczucie złośliwości jest ciągle w nas obecne. Niby nic wielkiego się nie stało, nie zabolało mnie to wcale. Ale chęć „uszczypnięcia” drugiej osoby gdzieś tam w nas istnieje.
Do stwierdzenia, że człowiek człowiekowi wilkiem było daleko. Jednak powinniśmy się wystrzegać nawet tych małych uszczypliwości, które czasami dla zwykłego żartu wypowiadamy pod adresem innych ludzi. Co to takiego znaczy? Czy ma to jakieś głębsze znaczenie? Trudno o jednoznaczne odpowiedzi, nie znam dobrze tego pana i innych osób, które tak postępują. Ale możliwe, że jest w tym chęć zwykłego dowcipnego zabłyśnięcia przed innymi ludźmi.
Jeżeli tylko to ma wpływ na takie słowa, to nie jest tak źle. Ale jeżeli w takich słowach i może jeszcze innych, znajduje się złośliwość, chęć upokorzenia, to warto nad takimi zachowaniami trochę popracować. Trzeba pamiętać, że wypowiadane pod adresem – nawet przygodnego człowieka – mogą zostawić ślad. W naszej pamięci jest wiele miejsca na zatrzymywanie przeróżnych słów i zdań oraz na ich roztrząsanie. Zdania przepełnione miłością, podkreślające wartość danej osoby, oznajmiające radość, że ją widzimy, wnoszą w serce pokój i łagodność. Zupełnie inaczej jest z wypowiedzianymi złośliwościami. One zostawiają ślad rozgoryczenia, a nawet i pewnego bólu.
Dlatego powinniśmy uważać na nasze wypowiedzi kierowane do innych ludzi. Nie mamy obowiązku komentować każdego ich zachowania. Choćby i tego, kiedy ktoś pyta: które pomidory są najlepsze?

ks. Kazimierz Dawcewicz