Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (30E)

I. Po chmurnych i deszczowych dniach, mamy słoneczny dzień (piątek). Pięknie świeci słońce, oświecając ostatnie liście, które gdzieniegdzie trzymają się jeszcze gałęzi drzew. Piszę o tym cudzie przyrody także dlatego, że ten jesienny czas jakoś owija naszą psychikę wokół siebie. Jesteśmy zbyt drażliwi, czepiamy się innych o byle co. Nawet najmniejsza niedogodność, coś idącego nie po naszej myśli, wywołuje gniew, rozdrażnienie. Można takie odczucia skwitować, ze tacy już jesteśmy w tych dniach. Ale chyba nie do końca w tym stwierdzeniu znajdujemy odpowiedź na to, dlaczego tacy jesteśmy.
Nasi dziadkowie, na takie zachowania, reakcje, mieli proste stwierdzenie: „Chyba wstałeś dzisiaj lewą nogą”. Ale wiemy, że nie da się wszystkiego zrzucić na lewą nogę. To takie zbyt wielkie uproszczenie, chociaż coś ono tłumaczy. Kiedy widzimy takich pretensjonalnych ludzi: w sklepie, w banku, itp., warto sobie uświadomić, że owi ludzie mogą mieć coś schowanego znacznie głębiej.
Po pierwsze może być to perfekcjonizm, który chce, aby wszystko biegło w codzienności jak po sznurku. Ustalony harmonogram zajęć, spotkań, prac, bez żadnych zakłóceń. Dla wielu osób jest oznaką ich doskonałości moralnej. Ale czy tak jest naprawdę? Raczej wypada powiedzieć, że jest to sposób na życie, na zdobycie poważania, szacunku, często także miłości. Jednak z upływem czasu takie zachowanie bywa trudne w przyjęciu dla otoczenia. Ciągłe poprawianie, krytykowanie zachowań, boli inne osoby, wywołuje konflikty.
Elementem, który może sprawić, że w przeróżnych sytuacjach pokazujemy swoją „inną twarz”, bywa współczesne wszechobecne przyzwyczajenie. Jakie to przyzwyczajenie? To szybkie pozyskiwanie informacji, zamówionych rzeczy. Kiedy coś zaczyna szwankować, opóźniać się, wtedy pojawia się uczucie złości, agresji, którą okazujemy innym ludziom.
Co możemy zrobić, aby taki stan naszego zachowania zmienić? Jakie powinniśmy podjąć kroki? Najpierw trzeba sobie uświadomić, że taki styl życia tak do końca nie jest dobry. Może boleć inne osoby. Przyjęcie prawdy, że taki sposób na życie rani innych, rozpoczyna też proces przemiany. Może kosztować to wiele wysiłku, trudu, czasu, ale dla dopuszczenia miłości, wyrozumiałości do naszego serca, warto to podjąć. Jeżeli tego nie zrobimy, to będziemy nadal brnąć w oszukanej „doskonałości”.
Kiedy przyjmujemy nawet trudną prawdę o sobie, wtedy też ulega zmianie nasza modlitwa. Staje się ona prawdziwym spotkaniem z Panem Bogiem, a nie wymówieniem wyuczonych formułek. Oprócz słów, które wypowiadamy, zaczyna w niej brać udział serce. Rozpoczyna się ta wspaniała przygoda, podążania za naszym Panem. A Jego słowa, rady, stają się siłą nośną codzienności.

II. Kończy się kolejny rok liturgiczny. Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata prawie go zamyka – pozostało przecież do końca tylko sześć dni. Słowo Boże, teksty liturgiczne, święta i wspomnienia świętych i błogosławionych obchodzone w ciągu każdego roku, pokazują jak słowem Chrystusa Pana można żyć. Uświadamiamy też wtedy sobie, jak może ono i nas prowadzić i kształtować. Na zakończenie roku liturgicznego (rok A), czytana była ewangelia o sądzie ostatecznym (Mt 25, 31-46). Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały i zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a on oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz każdego dnia wieczorem oddziela kozły od owiec. Do tych po prawej powie „Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo …” Odezwie się i do tych po lewej stronie: „idźcie precz ode Mnie przeklęci, w ogień wieczny …”
Sąd Ostateczny ukazany przez ewangelistę Mateusza, przypomina nam zapisane w katechizmie Kościoła katolickiego ostateczne rzeczy jakie czekają na człowieka. Jest to: śmierć, sąd Boży, niebo albo piekło. Ten fragment także przypomina, istnienie uczynków miłosiernych co do duszy i co do ciała. Przy końcu naszego życia, jak napisał św. Jan od Krzyża, będziemy sądzeni z miłości. Trzeba na nowo to sobie uświadomić, nawet przypomnieć.
Ta ewangeliczna perykopa nie mówi o łamaniu dekalogu przez człowieka, ale w sposób wyraźny mówi o egoizmie. Przeklęty będzie ten, kto żył tylko dla siebie, kto nie umiał żyć dla innych. Wiele osób będzie zdziwionych kiedy stanie na sądzie! Bo są mocno przekonani, że coś dla innych czynili. Ale w tym „pomaganiu”, robili to tylko dlatego, że mieli w tym swój interes. Ludzi, którzy są nadskakiwaczami, sługusami, wazeliniarzami jest na tym świecie dużo. Służą innym, ale tylko do czasu , kiedy im się to opłaca. Tak naprawdę żyją dla siebie, myślą o sobie.
Jest to jeden z najbardziej zamaskowanych egoizmów. To właśnie tak żyjące osoby, najbardziej zaskoczy wyrok sądu ostatecznego. Dla korzyści, dla władzy, gotowi są zrobić wszystko. Ale dla zwykłego człowieka, potrzebującego pomocy, nawet nie kiwną palcem. Oto jak zachowują się egoiści, dla których przygotowano ogień wieczny (ks. E. Staniek).
Po przeczytaniu powyższych słów, widzimy, że tu nie ma żartów. Każdy z nas nosi w sobie egoizm, większe lub mniejsze cząstki egoizmu. To, że ta uwaga została nam zwrócona w ostatnią niedzielę roku liturgicznego, ma pewien głęboki sens. Bo jeżeli uświadomimy sobie, że egoizmu jest w nas nadal dużo, a troski o innych ludzi mało, to nowy rok liturgiczny daje szansę do podjęcia konkretnej duchowej pracy.
Święci i błogosławieni, którzy w tym czasie będą wspominani, to dobry przykład troski o innych. Oni też doświadczali przeróżnych uczuć, egoizm nie był im wcale obcy. Ale współpracując z łaską Bożą go okiełznali, nawet pokonali. Dzięki temu potrafili żyć dla większej chwały Pana Boga, ale także troszczyć się o innych ludzi.

III. Odbyłem dzisiaj przed południem (wtorek) krótki spacer na cmentarz, przez małą chwilę pomodliłem się za zmarłych. Wracając na plebanię, kiedy byłem blisko kościoła, moja droga skrzyżowała się na chwilę z drogami dwóch Pań. Byliśmy wszyscy w maskach, jak przystało na te czasy. Czy było coś w tym spotkaniu ciekawego? Dlaczego o tym teraz piszę? A no dlatego, że chcę zwrócić uwagę na zachowanie jednej z tych Pań. Minęła nas – mnie i tą drugą – wielkim łukiem, chciała być od nas jak najdalej. Pomyślałem sobie, względy bezpieczeństwa zachowane aż nadto. Jednak teraz kiedy pisze te słowa tak sobie myślę, aby takie zachowania nie zostały nam już na zawsze. Przecież epidemia się kiedyś skończy, czy wtedy też będziemy siebie mijać tak daleko? Trudno coś wyrokować, ale „odległości” mogą nami zostać.
Każdy z nas dobrze wie, że nie z wszystkimi ludźmi jest nam po drodze. Wolimy niektórych ominąć, przeczekać ich przejście chodnikiem. Jednak po takim zachowaniu, mając trochę wrażliwe sumienia, czujemy pewien wewnętrzny niesmak. Czujemy, że nie wszystko jest w porządku. Można przecież zachować się inaczej, ale na ten czas może na tyle było nas stać. Nie jest źle, jeżeli nie chcemy kontynuować czy też wznawiać konfliktów. Ale warto nad takim zachowaniem podjąć duchową pracę, spróbować ocieplić relacje.
Niestety życie pokazuje, że pewna część nas idzie w inną stronę. Nie próbuje postępować tak, jak tego wymaga Pan Jezus. Upływające lata to czas chłodzenia emocji, stajemy się budowniczymi wysokich emocjonalnych murów, które mają nas chronić przed owymi „złymi” ludźmi. Życie w zamknięciu, w „bezpiecznym” świecie, to marzenie realizowane mimo wszystko. Mimo czasami codziennej modlitwy, wysłuchanych rekolekcji, przyjmowanej Komunii świętej. Mocno zbudowaliśmy zaporę aby nie dopuścić innych blisko siebie – ale takie zachowanie mówi o źle przeżywanej wierze. Pokazuje innym ludziom, pewną wewnętrzną nieuczciwość.
Możliwe, że ta sytuacja sprzed kościoła, to tylko taki nie do końca uświadomiony wyjątek. Może tamta Pani uległa chwilowemu uczuciu lęku, nie znała osób idących z przeciwka, stąd taka duża odległość. Przy całej ostrożności do jakiej teraz w czasach pandemii jesteśmy zachęcani, pamiętajmy raczej o skracaniu uczuciowego dystansu do innych osób. Bo wszyscy ludzie, których mijamy, to nadal nasze siostry i bracia w wierze! Przykazanie miłości bliźniego jak siebie samego – ciągle nas obowiązuje!

ks. Kazimierz Dawcewicz