Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (2d)

I. Uroczystość Wniebowstąpienia Pana Jezusa, to dobry czas – każdego roku – aby przypomnieć sobie o istnieniu nieba. Nasza ojczyzna jest w niebie – poucza nas święty Paweł (zob. Flp 3,20-21), ale życie tu na ziemi jest tak ekspresyjne, przyciągające i fascynujące, że często o niebie zapominamy. Dlatego ten świąteczny dzień, to zachęta do podniesienia głowy w górę, aby zobaczyć niebo nad nami. Aby przypomnieć sobie, że „Ktoś” tam na mnie czeka. Dobrze wiemy, że do nieba idzie się przez życie tu na ziemi, przez najlepsze spełnianie swojego powołania. Nigdy też nie możemy zapomnieć, że w tym dziele jesteśmy nieustannie wspierani przez Panu Boga.
Jednym z zadań jakie mamy do spełnienia tutaj na ziemi, to bycie apostołem. W Ewangelii z tej uroczystości [rok „B”] – przed swoim wniebowstąpieniem – Jezus kazał apostołom: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15). Warte zwrócenia uwagi jest to, że wysyła do głoszenia Dobrej Nowiny jedenastu uczniów. Wiemy dobrze dlaczego są w niepełnym składzie. Chociaż liczba dwanaście w Biblii, oznacza Boży porządek i doskonałość.
Ze swoją słabą wiarą, której brak Chrystus im wcześniej wyrzuca, mają iść głosić Ewangelię. Takich niepełnych, niedoskonałych wysyła Pan Jezus w świat. On wie, że nie chodzi tutaj o ich siłę. Ale poprzez ich słabość, będzie działała łaska Boga (ks. A. Piekarzewski). Bo przecież moc w słabości się doskonali.
Ten fragment Ewangelii Marka, niesie jeszcze jedno przesłanie. W gronie apostołów jest wolne miejsce, kto może zostać tym apostołem? Ten kto zostanie „pochwycony” w ewangeliczną sieć. Tym dwunastym uczniem, możemy także być i my. Bo nakaz Pana Jezusa, skierowany jest także do nas. Każdy z nas czyni to przez wypełnianie przykazań, kiedy żyjemy prawdziwie chrześcijańską miłością.
Nakaz Chrystusa skierowany do Apostołów przed wniebowstąpieniem, został przez nich przyjęty z cała odpowiedzialnością i powagą. Poskutkowało to tym, że uczniów Jezusa z każdym dniem, rokiem, ciągle przybywało. A teraz w niebie przed tronem Baranka, stoi niezliczona rzesza ludzi (tłum) ubranych w białe szaty, którzy Go wychwalają – ale i orędują za nami (zob. Ap 7,12).

II. Wielu z nas szuka ciągle nowych znajomości, poszukujemy nowego towarzystwa. Dlaczego tak się zachowujemy? Okazuje się, że jednym z powodów jest strach przed samotnością. Bycie samemu w czterech ścianach pokoju, bycie samemu w domu, napawa nas lękiem. Często wtedy towarzyszy nam myśl, że jesteśmy jacyś „nienormalni”. Bo przecież osoby żyjące obok, ciągle wspominają, że spędzili wieczór w towarzystwie nowych ludzi. Mówią, wręcz chwalą się „nowymi przyjaciółmi”. Jak jest naprawdę? Kto tu jest „nienormalny”? W całym naszym ludzkim postępowaniu, potrzebne jest pewne umiarkowanie. Różne znajomości i przyjaźnie są nam potrzebne, ale nie da się spędzać wszystkich dni tygodnia w tłumie ludzi. Do normalnego życia i rozwoju, człowiek potrzebujemy samotności.
Ksiądz Krzysztof Grzywocz w książce „W duchu i przyjaźni”, tą problematyką samotności się zajmuje. Pisze, że poruszyło go kiedyś zdanie dojrzałego mężczyzny, męża i ojca, który twierdził, że kluczem do dobrego związku, także małżeńskiego, jest umiejętność przeżywania samotności w bliskiej relacji. Zaskoczyły mnie te słowa – pisze ksiądz Grzywocz – ale odtąd mi towarzyszą i pomagają. W języku polskim odróżniamy samotność od osamotnienia (izolacji). Samotność jest częścią relacji, przestrzenią pomiędzy osobami – pomiędzy ja i ty. Na koptyjskiej ikonie jest pusta przestrzeń między Chrystusem a Abba Menasem. Pośrodku, pomiędzy nimi jest samotność. Samotność pojawia się w relacji z Bogiem i człowiekiem. (…) Ta pusta, samotność jest źródłem, z którego ta więź się nieustannie rodzi, rozwija i odnawia. Tam, gdzie jej brakuje, tam relacja usycha i umiera. Ta samotność boli i często rodzi cierpienie, ale biada, gdyby ją wykluczyć. Dlatego przyjaźń jest wzajemną troską o swoją samotność. Ludzie niedojrzali ją niszczą, dojrzali zaś zachowują i pielęgnują. (…) Wieczór czy weekend niespędzony razem nie musi świadczyć o słabej relacji, lecz może być wyrazem jej dojrzałości (por. Kraków 2017, s. 81).
Warto nad tymi słowami się zatrzymać, bo uświadamiają nam one, jak ważną rolę i zadanie ma do spełnienia w naszym życiu samotność. Uciekanie przed nią, budowanie niezliczonych ludzkich relacji nie świadczy zbyt dobrze o konkretnym człowieku. Raczej wskazuje na nieumiejętność radzenia ze swoimi emocjami i uczuciami, a także z relacjami do innych osób.
Na zakończenie posłużę się wstępem do artykułu „Samotny jak prorok”, który można przeczytać w miesięczniku „W drodze”. „Są ludzie, którzy żyją sami, ale niekoniecznie czują się wyizolowani – pozostają w bliskich związkach i relacjach. Są też żyjący w związkach, którym mimo wszystko doskwiera poczucie samotności. Samotność bowiem to nie brak ludzi, ale brak relacji” (Marcin Majewski, nr 5/2018, s. 47).

III. Warto obserwować zachowania dzieci, są dla nas dorosłych bardzo pouczające. Przypominają to, co nam często umyka z życia. Chodzi mi w tym przypadku o zachwyt i ciekawość – o tą dobrą i właściwą ciekawość. W niedzielę w czasie Mszy świętej z udziałem dzieci, obserwowałem przez chwilę małą dziewczynkę, która z wielką ciekawością obserwowała to, co działo się na ołtarzu. Wszyscy klęczeli, ona wychylała się z pierwszej ławki aby wszystko dokładnie zobaczyć. Myślę sobie, że wielu z nas zatraciło taką ciekawość kiedy uczestniczymy w niedzielnej Mszy świętej. Przyzwyczajenie bierze górę nad zachwycaniem się Liturgią, która przecież tak ważną rolę i zadanie powinna spełniać w chrześcijańskim życiu. Jest jego centrum!
Mimo takiego naszego zachowania w kościele, zachwyt i ciekawość towarzyszą także i nam w życiu. Przecież potrafimy zachwycać się pięknem otaczającego nas świata, pięknem starych budowli, pięknem ubrań. Panowie zatrzymują się oniemiali, kiedy widzą piękny samochód. Ciekawość świata, tego co nas otacza, przyczyniła się do rozwoju ludzkości w różnych jej dziedzinach.
Chociaż dobrze wiemy, że jest ciekawość także zła. Związana jest ona, choćby ze zbytnim zainteresowaniem życiem innych ludzi. Z tego rodzą się plotki, różne pomówienia. Niestety to wszystko składa się na różne konflikty, nieporozumienia, które potrafią zniszczyć spokój wielu rodzin i wspólnot.
Wracając do tego zachwytu i ciekawości zaobserwowanej w czasie Mszy świętej – jeżeli chcemy jej doświadczyć – warto pamiętać, że jest ona związana na pierwszym miejscu z uświadomieniem sobie, czym jest misterium Eucharystii. Uczestniczymy w celebracji Tego, który jest i który za nas się ofiaruje. Autor książki „Eucharystia – zobaczyć więcej” – odprawiając Mszę świętą przy grobie św. Jana Pawła II – prosi, obyśmy także mogli odczuć wspominany przez ciebie deszcz Bożej Obecności, który może porazić i zmusić do pełnego szacunku milczenia i zachwytu.
Mszę świętą zawsze rozpoczynamy wyznaniem, przyznaniem się, że jesteśmy niegodni, bo grzeszni. Często myślimy, że to taki przepis i zwyczaj. Może warto zadbać aby od najbliższej Mszy świętej, nie było to tylko przepisem i zwyczajem. Chciejmy dzielić zakłopotanie proroka Izajasza, który świadomy swej małości oraz majestatu Boga, uzyskał łaskę. Anioł oczyścił mu usta rozpalonym węglem, przyniesionym wprost z ołtarza (Iz 6,1-8).
Mam nadzieję, że odnowienie tej świadomości w czym uczestniczymy, sprawi, że odczujemy „dreszcz obecności Boga”. Zrozumiemy jeszcze bardziej, że Pan Jezus, Bóg-Człowiek nie tylko prawdziwie jest tutaj obecny, ale ofiaruje za nas Ojcu swoje Ciało umęczone i swoją Krew przelaną za zbawienie świata (por. Mieczysław Witalis CSsR, Kraków 2015, s. 171-172). Świadomość tego sprawi, że i my – jak ta dziewczynka – ulegniemy owej ciekawości i zachwyceniu jakie powinno być obecne w każdej Mszy świętej.

ks. Kazimierz Dawcewicz