I. Tak jak Jezus był człowiekiem żyjącym między wieloma ludźmi, tak i Kościół jest organizacją działającą wśród wielu organizacji. Jak mogli żyć ludzie o bardziej pociągającej powierzchowności niż Jezus, tak również możemy spotkać organizacje, które prezentują się korzystniej niż Kościół. Jezus jest Chrystusem – Zbawicielem, narodzonym pośród nas i dla nas, aby nam objawić nieskończoną miłość Boga. Kościół jest Ludem Bożym zgromadzonym po to, aby obecność Jezusa między ludźmi, w dzisiejszym świecie, uczynić widoczną i dostrzegalną. Ciekawe: czy my sami dostrzeglibyśmy w Jezusie Zbawiciela, żyjąc wiele lat temu, za Jego dni? Czy potrafimy dziś dostrzec Jezusa w Jego Ciele, w Jego Kościele? Zapraszani jesteśmy do odważnego skoku w wiarę. Jeżeli odważymy się to uczynić, wówczas otworzą się nam oczy i dojrzymy Chwałę Pana (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 327).
Słyszymy dzisiaj opinie, że Kościół to korporacyjna organizacja. Chroniąca swoje tajemnice, tworząca jakieś układy – prawie że mafijne. Jeżeli widzi się i ciągle rozważa, tylko słabości i grzechy ludzi Kościoła, to niestety takie można odnieść wrażenie. Chociaż oddając się ogólnej ocenie, zawsze trzeba pamiętać, że każdy sam odpowiada przed Panem Bogiem za swoje postępowanie. Zły styl życia rzuca cień na inne osoby tworzące wspólnoty wiary – parafie. Ale pamiętajmy, że nie można wszystkich i wszystkiego wrzucać do jednego worka. Takie myślenie i zachowanie jest złe.
Kościół głoszący słowo Boże, sprawujący sakramenty, tworzący wspólnoty parafialne, który zmaga się ze swoimi upadkami jest nadal Ludem Bożym. Dlatego, że jest w nim obecny sam Chrystus Pan. Jak mogliśmy przeczytać, aby Jego obecności w Kościele doświadczyć potrzebny jest odważny „skok w wiarę”. Wtedy „otworzą nam się oczy i ujrzymy Chwałę naszego Pana”! Jeżeli nas na to nie stać, to zawsze będziemy „podziwiać” i zmagać się emocjonalnie z grzechami takiego czy innego duchownego, skandalami pieniężnymi i moralnymi. Niby będąc w Kościele, tak naprawdę w nim nie jesteśmy. Nie stać nas na otwarcie serca, na płynący obficie – mimo słabości wieków – w naszą stronę strumień Bożej łaski – miłości!
Wołajmy do naszego Pana i Zbawiciela, o przymnożenie wiary. Abyśmy wreszcie skorzystali z zaproszenia do odważnego skoku w wiarę!
II. Można powiedzieć, że poprzez wszystkie wieki człowiek stworzył swoją historię jako historię braku miłości (kardynał Basil Hume). Zaskakujące stwierdzenie, ale jakże bardzo prawdziwe. Z drugiej strony uświadamia nam, że każdy z nas na swój sposób cegiełkę do tego dzieła braku miłości dołożył lub nadal dokłada. Pragnienie bycia kochanym, chęć kochania jest obecna w sercu człowieka. Jednak życie pokazuje, że przeróżne przeszkody stawiają temu dziełu tamę.
Skąd biorą się takie przeszkody? Dlaczego im ulegamy i nie potrafimy tego zmienić? Odpowiedzi na te pytania nie są łatwe. Chociaż potrafimy wymienić przyczyny takiego stanu rzeczy. Przeszkadza ludziom kochać innych to, że sami bywają niezadowoleni z tego jak inni ich kochają. W tym procesie miłości bywamy ranieni, rozczarowani, czasami wyśmiani. Nasza nieporadna miłość bywa też odrzucana. Przeszkodą w okazywaniu i przyjmowaniu miłości bywa perfekcjonizm – złości nas to, że kochamy innych niedostatecznie. Nie potrafimy tak bezgranicznie odpowiedzieć na miłość, dlatego lepiej zamknąć przed nią drzwi.
Można wyszukiwać przyczyny, ale to nie zmieni faktu, że ów brak miłości ciągle jest zauważalny. Co możemy zrobić – szczególnie my w tym dziele miłości? Jako ludzie wiary powinniśmy jeszcze mocniej otworzyć się na miłość Pana Boga. On kocha nas miłością bezwarunkową – nie uzależnia jej od naszej doskonałości czy niedoskonałości. Kocha nas dlatego, że tu na ziemi jesteśmy! Co nie znaczy, że jesteśmy zwolnieni ze stawania się bardziej doskonałym – świętym.
Dla niektórych osób problemem bywa także to, że boją się tej miłości Boga naszego Ojca! Boją się swojej nieporadności w jej okazywaniu, boją się, że Bóg tak ich zawładnie, że będą mniej kochać inne osoby. Takie myślenie jest niewłaściwe. Kochając Pana Boga całym sercem, całą duszą, …, bardziej też zaczynamy okazywać miłość innym ludziom.
Okazuje się, że możemy zmienić bieg historii tego świata. Nie trzeba być wpływowym politykiem, biznesmenem, …, wystarczy tylko zacząć bardziej kochać innych ludzi!
III. Tematy, które teraz nas pochłaniają, wydają się od wielu miesięcy takie same. Nadal interesuje i niepokoi nas wojna w Ukrainie. Inflacja, drożyzna nam doskwiera. Kłótnie polityków budzą złość, gniew, chociaż dla pewnej grupy osób bywają one wyuczonym tematem. Jest nowość w tej dziedzinie! W ostatnich dniach nośny okazał się temat św. Jana Pawła II. Co wiedział, czego nie wiedział na temat zła w Kościele. Odezwy, rezolucje broniące jego dobrego imienia, stały się niestety częścią debaty publicznej. Jak na to wszystko, co dzieje się wokół nas mamy patrzeć? Co o tym wszystkim mamy sądzić?
Nie są to tematy nowe, raczej skala ich nagłaśniania bywa czasami tylko większa, lub mniejsza. Zależy to chyba od potrzeb, chęci wywołania szumu medialnego. Parę dni temu przez chwilę słuchałem wypowiedzi księdza, który mówił o zagrożeniach związanych z brakiem szacunku do życia: wspomniał o aborcji, eutanazji, morderstwach. Wymienił jeszcze inne zagrożenie związane z ludzkim życiem, jest ono niezbyt często wspominane jednak. Jakie to zagrożenie? Zabijanie w człowieku pragnienia życia wiecznego!
Okazuje się, że ów szum medialny, prasowy, dziennikarski, Internetowy, związany z atakami na Kościół, z wyśmiewaniem wiary, zachowań chrześcijańskich, chwaleniem się z dokonanej apostazji, zostaje w pamięci jakiejś części osób. Wzbudza niepewność wiary, krytycyzm, wręcz kryzys wiary. Kończy się to czasami radykalnym – odwrócenia się plecami od Pan Boga. Staje się On dla nich mało znaczący, a u coraz większej liczby osób pojawia się wręcz obojętność religijna. Szczególnie łatwo te krytyczne, agresywne głosy trafiają w serca ludzi młodych. Bunt względem rodziny, rodziców, tradycji, okazywany bywa także Panu Bogu.
W ten sposób bywa niszczone u ludzi myślenie nadprzyrodzone, wręcz uśmierca się ową wielką godność bycia dzieckiem Pana Boga. Zabija się nadprzyrodzone pragnienia, a myśli o wieczności idą w zapomnienie. Życie z ciągłym patrzeniem na ziemię, stanowi cel wszelkich zabiegów, no i zmartwień.
Co możemy zrobić my chrześcijanie? To co teraz się dzieje, to zaproszenie do odważnego wyznawania wiary w Pana Jezusa. Nie powinniśmy wstydzić się o Nim mówić! Nie należy kryć się z okazywaniem znaków przynależności do Niego! Choćby modląc się przed jedzeniem w stołówkach, restauracjach, czyniąc znak krzyża przed rozpoczęciem podróży samochodem, pociągiem samolotem. Wspominając choćby o śmierci osób nam bliskich, także i swojej, trzeba mówić o życiu wiecznym. O tym, że jako uczeń Chrystusa Pana z utęsknieniem czekam na spotkanie z moim Zbawicielem w niebie!
ks. Kazimierz Dawcewicz