Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (27d)

I. Dzień Zaduszny – wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, to dla nas okazja do modlitwy za tych wszystkich, którzy jeszcze oczekują na ostateczne spotkanie z Panem Bogiem po śmierci. Czyściec w nauce Kościoła jest właśnie takim miejscem, gdzie te zmarłe dusze obecnie przebywają. Możemy przyjść im z pomocą przez Ofiarę Mszy świętej, zyskiwanie odpustów, modlitwę. Układ tych listopadowych świąt zachęca do zastanowienia, zachęca także do postawiania choćby takiego pytania: dlaczego najpierw obchodzimy Uroczystość Wszystkich Świętych, a później wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych? Kościół najpierw przypomina wszystkim o powszechnym dążeniu do świętości, wskazuje na niebo gdzie przebywają rzesze świętych. Przypomina też, że droga do świętości, do bycia w tym gronie zbawionych, prowadzi przez życie tu na ziemi. Wskazuje, że nie wszyscy zmarli byli dobrze przygotowani na spotkanie z Panem Bogiem w chwili swojej śmierci. Tym samym zachęca do modlitwy za nich, ale także dobrego przygotowania się na własną śmierć.
Czas naszej śmierci nie jest nam znany, jednak te dotknięcia śmierci odczuwamy parę razy w ciągu roku. Docierają przecież do nas informacje o śmierci znanych nam osób. Co pewien czas zatrzymujemy się przed wywieszonymi klepsydrami, które zawiadamiają kto umarł. Czytamy, że rodzina zaprasza znajomych, przyjaciół na uroczystości pogrzebowe, prosi także o modlitwę.
Wywieszane kartki klepsydry, zapisane tam imiona i nazwiska, to nie tylko zwykła informacja o śmierci. Ukryta jest w nich historia życia tych osób, mówią o pięknie przeżytego życia, przypomina ich sukcesy. Chociaż są i takie, które przypominają porażki, dramaty. Przypominają złe wybory jakich dokonali, a które ciągnęły się za nimi aż do śmierci. Okazuje się, że „zwykła” dla kogoś informacja, wcale nie jest tak „zwykła”.
Wiemy z głównych prawd wiary, że „Bóg za dobre wynagradza, a za złe każe”. Sprawiedliwość Boża domaga się kary za dokonany zły czyn. W swoim nieskończonym miłosierdziu jednak Bóg gotowy jest przebaczyć, gdy usłyszy głos brata czy siostry osoby zmarłej. Jest to zachęta do modlitwy dla nas żyjących, dlatego powinniśmy zrobić wszystko, aby głos naszej wspólnej modlitwy otworzył serce miłosiernego Boga. Aby zdroje łaski zbawiającej człowieka, dosięgły zmarłych. Jeśli my zrobimy wszystko, aby oni dotarli do domu Ojca, to oni będąc u Niego uczynią ze swojej strony też wszystko, byśmy i my też – po śmierci – tam się dostali (por. ks. E. Staniek, Homilie na niedziele i święta, Kraków 2003, s. 322).
Po to także Kościół wprowadził do swojej Liturgii, wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. Abyśmy nie zapomnieli o słowie solidarność, która dotyczy naszych relacji z żywymi ludzi, jak i z tym, którzy już umarli!

II. Dobrą rzeczą jest zapisywanie pewnych spraw gdzieś w kalendarzu. Dlaczego o tym piszę? A to dlatego, że przez moje gapiostwo wyłączona została na parę godzin strona internetowa Parafii. Miałem zapłacić pewną kwotę pieniędzy za korzystanie z serwera to do końca października, ale nigdzie sobie tej daty nie zapisałem. A przesyłane informację przypominające, przegapiłem! Zrobił się mały galimatias, mam jednak nadzieję, że w następnym roku już takiej gafy nie popełnię. Zatem codzienność życia pokazuje nam z różnych storn, że nie powinniśmy tak do końca ufać swojej pamięci. Kiedy wszystko działa bez zarzutu, zapominamy, że to „wszystko” może się skończyć, że trzeba za coś zapłacić.
Kiedy o tym pisze mam świadomość tego, że to taka banalna sprawa. Nic strasznego się nie stało, a parafianie poszukujący informacji o naszej Parafii, po prostu trochę poczekali w „przedsionku” Internetu. Ale zapominanie może dotyczyć też spraw o wiele ważniejszych, wtedy i konsekwencje takich zachowań mogą być groźniejsze. Bardziej bolą, bo czasami może to zakończyć się wielkim zgrzytem, kłótnią małżeńską i rodzinną, nawet jakimś dramatem.
Czy słowo „zapomniałem”, jest obecne w naszym życiu duchowym? Czy jest często używane? Okazuje się, że można czasami je usłyszeć. Usprawiedliwiając swoje duchowe lenistwo, brak modlitwy w codziennym rytmie, niektórzy bez mrugnięcia oka stwierdzają: „zapominam czasami się pomodlić”. Można się zastanawiać, jak można o tym zapomnieć? Ale przy natłoku zajęć, obowiązków, coś takiego ma miejsce.
Chociaż z drugiej strony wypada też stwierdzić, że owo zapomnienie, mówi o tym, że wierząc w Pana Boga, nie do końca otworzyliśmy się na Jego miłość. Jeżeli kogoś kochamy, ktoś jest naszym przyjacielem – takim od serca – wtedy nasze myśli często są przy takich osobach. Jest to zachowanie bardzo naturalne, nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, aby o nich sobie przypomnieć. Po prostu są oni z nami!
Dla wszystkich „zapominających” o modlitwie do Pana Boga chciałbym powiedzieć, że w tym słowie „zapomniałem” znajduje się zaproszenie do podjęcia „pracy” nad wzrostem wiary. To zachęta aby zacząć spotykać się z Nim w Jego słowie, które ma moc aby kształtować w nas właściwy Jego obraz. Wtedy z upływem dni odkryjemy Boga Ojca, który nas kocha, troszczy się o nas, jest czuły. Nie będziemy przed Nim uciekali, ale zaczniemy szukać chwil spotkania z Nim – zaczniemy dbać o codzienną modlitwę.

III. Od czasu do czasu jesteśmy karmieni przez środki społecznego przekazu, przeróżnymi wiadomościami o walce ekologów z różnymi urzędami, przygodnymi ludźmi, którzy podejmują prace nad wycinką lasów, przydrożnych drzew. Kłótni i wrzasku słownego jest dużo, pada wiele słów, bardzo wrogich i oskarżających siebie nawzajem. Dlaczego o tym przyrodniczym konflikcie piszę? Bo po pewnym czasie wziąłem do ręki książkę „Leksykon terapii alternatywnych”. Prze chwilę zatrzymałem się na haśle „ekologizm”. Co można tam przeczytać? Choćby to: „Znany francuski politolog i filozof Luc Feery, analizując współczesny ruch ekologiczny, wskazuje na dwubiegunowość jego rozwoju. Mówi o dwóch odrębnych koncepcjach ekologizmu, różniących się przede wszystkim odmiennym stosunkiem do przyrody. Są to: tendencja fundamentalistyczna i tendencja realistyczna.
Ekologizm fundamentalistyczny wypływa z radykalnego zakwestionowania wizji świata, w której człowiek zajmuje centralne miejsce. Przyroda – twierdzą jej zwolennicy – nie jest jedynie teatrem działalności ludzkiej, lecz ma swoją obiektywną wartość. I dlatego powinna być przedmiotem ochrony (…)
Zasadniczy wpływ na ukształtowanie się tej koncepcji ekologizmu ma myśl Wschodu, rozpowszechniona przez coraz bardziej popularne sekty religijne, propagujące różne odmiany hinduizmu oraz New Age (…)
Duchowość ekologiczną cechuje panteizm, czyli upatrywanie obecności Boga raczej w świecie niż poza światem, wolny stosunek do dogmatów tradycyjnych – nie odrzucanie ich, ale traktowanie jako wieloznaczne symbole głębszej zasadniczej jednej we wszystkich religiach mądrości (…)
Do wyraźnych cech duchowości ekologicznej należy uwydatnienie duchowości kobiecej, jako nastawienie na życie, współczucie, pokój, dobroć, kompromisowość i widziane świata nie jako hierarchicznej piramidy, lecz jako wielkiej rodziny wszystkich bytów. (…)
Ekologizm fundamentalistyczny zwany też jest rewolucyjnym ze względu na formę propagowania idei. Wartość człowieka sprowadza do wartości elementu przyrody. Ekologizm fundamentalistyczny, próbujący znieść prymat człowieka w przyrodzie, staje zdecydowanie w opozycji do całej tradycji chrześcijańskiej.
Ekologizm realistyczny, znany przez wielu chrześcijan, wychodzi z założenia, że należy chronić przyrodę przede wszystkim ze względu na samego człowieka. W chrześcijańskiej wizji widzialnego świata człowiek ma niekwestionowane pierwsze miejsce” (ks. Andrzej Zwoliński, 2013, s. 85-87).
Kiedy stykamy się z przeróżnymi ruchami ekologicznymi, warto o tym rozróżnieniu pamiętać. Bo możliwe, że dla wielu z tych ludzi jesteśmy tylko cząstką przyrody, w której drzewa, krzaki, przeróżne zwierzęta są o wiele ważniejsze niż my – ludzie. Dlatego nie powinniśmy się dziwić niektórym ekologicznym obrońcom, którzy z taki zapałem bronią starych drzew. Mimo, że zagrażają życiu ludzi.
Przeróżne zagrożenia czyhają na nas ludzi, które są wynikiem rozwoju cywilizacyjnego. Okazuje się jednak, że kolejne czyha za przysłowiowymi drzwiami, w formie degradacji nas ludzi. Dzieje się to kosztem świata przyrody, którą tak przecież kochamy i podziwiamy. Zastanawiające jest to, że motyl, dzika kaczka, chrabąszcz, itp. są ważniejsi niż my. Zostaliśmy zrzuceni z „pierwszego” miejsca, co z takimi poglądami zrobimy?

ks. Kazimierz Dawcewicz