I. Kościół jest święty i grzeszny, nietknięty złem, a jednocześnie skalany. Kościół jest oblubienicą Chrystusa. A Pan obmył Swoją Oblubienicę, czystymi wodami oraz uczynił ją osobiście, jako „nie mającą skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby była święta i nieskalana” (Ef 5,26-27). Równocześnie ten sam Kościół składa się z ludzi grzesznych, duchowo umęczonych, pełnych obaw i lęków, kuszonych namiętnościami i pazernością, uwikłanych w walki konkurencyjne, dążących do znaczenia i wpływów.
Gdy mówimy o Kościele, jako o ciele, wspólnocie, mamy przede wszystkim na myśli Kościół święty oraz nietknięty, dzięki sakramentowi Chrztu oraz Eucharystii upodabnia się do samego świętego Zbawiciela. Równocześnie widzimy w Kościele grzeszne, słabe i nędzne poranione ciała jego członków. Kiedy tak widzimy Kościół, jako ciało święte, a równocześnie skalane i słabe, potrafimy trwać i żyć w Kościele, jako prawdziwi i szczerzy uczniowie Chrystusa (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, 323).
Zacytowane słowa są ważne szczególnie dzisiaj, kiedy tak mocno podkreśla się słabość i grzeszność Kościoła. Była ona obecna od jego początków – te słowa nie są żadnym usprawiedliwieniem słabości, która tak mocno jest eksponowana współcześnie. Jeżeli nie przyjmiemy tej prawdy, to trudno nam będzie znaleźć swoje miejsce we wspólnocie kościelnej: parafii, w zakonie, w jakiejś grupie. Rozumiem, że to boli, jednak patrząc na swoją słabość, niedoskonałość, powinniśmy starać się to zrozumieć.
Wszyscy jesteśmy powołani na mocy sakramentu chrztu świętego, do doskonałości – świętości. Ale to dzieło doskonalenia w wierze, nadziei, miłości, nie zmieni od razu naszej ludzkiej natury. Nie zmienią się od razu nasze emocje, myśli, pragnienia. Nadal chodzimy do spowiedzi świętej, i o dziwo, zawsze mamy z czego się spowiadać.
Widząc w Kościele ową słabość, która tak nas boli, trzeba widzieć także Kościół jako ciało święte. Tylko takie spojrzenie pozwoli nam w nim trwać, rozwijać się duchowo, słuchać go. Tworzyć wspólnotę Ludu Bożego, który pielgrzymuje ku zbawieniu.
II. Słyszymy coraz częstsze wypowiedzi przeróżnych osób, którzy opowiadają o utracie wiary. Ze szczegółami opowiadają o tym, jak to zawiodły się na Kościele. Czasami myślą też o tym, aby dokonać aktu apostazji. Czy te odejścia od wspólnoty kościelnej oznaczają też, że owe osoby zaczynają żyć w jakiejś duchowej pustce? Czy ich serca stają się ziemią niczyją? Okazuje się, że wcale tak nie jest. Wiele z tych osób szuka nowych form duchowości. Chce w coś wierzyć, chce nadal praktykować jakieś znaki, gesty, które będą mówiły o relacji z jakimś bóstwem, siłą, naturą.
Piszę te słowa, po przeczytaniu artykułu na ten temat w jednym z polskich tygodników (zob. DoRzeczy nr 6). Podaje on nazwiska osób, różne stowarzyszenia, które taką pomoc obecnie świadczą. Są one różnej maści, to znaczy, czerpią swoje poglądy z różnych religijnych wspólnot, z kultury wschodniej, z ezoteryki. Coraz mocniej też daje o sobie znać zwrot w stronę wierzeń słowiańskich, które teraz są odbudowywane. Ku zaskoczeniu, w tym artykule można przeczytać także i to, że tej nowej duchowości szuka więcej kobiet niż mężczyzn.
Co nam to pokazuje, uświadamia? Mimo gniewu na instytucję jaką jest Kościół, człowiek pozostaje nadal istotą religijną. Odchodząc od wiary swoich ojców i dziadków, nie przestaje w nic wierzyć. Wręcz chce wierzyć, szuka „wiary”! Odrzucając objawienie Boże, przekazywane – może nieudolnie – przez Kościół, chce doświadczyć duchowości na wyciągnięcie ręki, chce sam o jej wyborze decydować. Tym samym oddaje swoje życie i emocje światu duchowemu, którego nie zna – i chyba do końca nie pozna. Wiąże się to także, z wejściem w świat oddziaływania przeróżnych duchów. Oj, najczęściej chyba duchów złych!
III. W czasie mojej ostatniej obecności na poczcie w Dywitach, opłacałem rachunki za gaz. W tym samym pomieszczeniu ustawione są półki z książkami. Kupiłem wtedy książkę Anne Bernet „Papież Grzegorz Wielki, pontyfikat w czasach zarazy” ( Warszawa 2020). Grzegorz Wielki był papieżem w latach 590-604, były to czasy trudne dla istniejącego jeszcze cesarstwa zachodniego – cesarz przebywał w Konstantynopolu – ale i tak samo dla Kościoła. Był on prefektem Rzymu, później założył w swoim domu zakon oparty na regule św. Benedykta. Pełnił funkcje legata papieża w stolicy cesarstwa. Kiedy wrócił do Rzymu osiadł w swoim domu – prowadząc życie zakonne, ale nadal był blisko papieża Pelagiusza. Po jego śmierci stał się naturalnym kandydatem na stolicę świętego Piotra, no i tak się stało.
Nie będę opisywał ważnych etapów jego papieskiego posługiwania, także porażek. Ale chciałbym przypomnieć tylko, jak wyglądała pokuta w tamtych czasach. Chcąc pokazać jednemu z biskupów drogę prowadzącą do przemiany wewnętrznej, Grzegorz Wielki narzucił mu jednocześnie pokutę. „[…] po uprzednim zniesieniu i unieważnieniu wspomnianego twego wyroku – z powagi błogosławionego Piotra, Księcia Apostołów, postanawiamy, abyś przez przeciąg dni trzydziestu pozbawiony Komunii świętej w najsurowszej pokucie i łzach błagał wszechmogącego Boga naszego o darowanie tak wielkiego wykroczenia” (s. 377).
Jak mogliśmy przeczytać pokuta dotyka sprawy ważnej dla katolika – Komunii świętej. W najsurowszej pokucie i łzach ma błagać o darowanie wszelkich pasterskich wykroczeń. Widzimy, że nie ma tu żadnego ulgowego traktowania. Od tamtych czasów minęło 1500 lat, my jako ludzie nadal grzeszymy, popełniamy różne występki względem Boga i bliźnich. Korzystając z sakramentu pojednania podejmujemy pokutę, staramy się naprawić popełnione winy. Ale słowa „w najsurowszej pokucie i łzach” brzmią trochę obco. Chyba nie będzie przesady kiedy napisze, że pokutujemy, ale surowości tam nie ma. Po prostu tego nie stosujemy, nie otrzymujemy takich nakazów.
Święty papież nie napisał na czym ma polega owa najsurowsza pokuta, ale adresat tego listu zapewne wiedział co ma zrobić. No i łzy. My wiele razy w swoim życiu płakaliśmy. Ale czy były to łzy pokuty, żalu za to, że obraziliśmy Pana Boga? Czy były to łzy wypływające ze smutku, dlatego, że o mały włos byśmy zaprzepaścili swoje zbawienie?
Zbliża się czas Wielkiego Postu, przed nami kolejna okazja aby zadbać o systematyczną modlitwę, post i jałmużnę. Nie dla pokazania się przed ludźmi, ale dla swojego uświęcenia i zbawienia.
ks. Kazimierz Dawcewicz