Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (24d)

I. Dobrze widzę, słabo widzę, nic nie widzę. Tak określamy, to wszystko co „przechodzi” przed naszymi oczyma. Bardzo dobrze słyszę, słabo słyszę, …! Przed kościołem pewnego dnia, chłopcy urządzili sobie rowerowe spotkanie. Kiedy na chwilę wchodziłem do kościoła, usłyszałem pytanie: „Proszę Pana, czy jeszcze długo będziemy musieli chodzić do kościoła? Zapytałem: z której jesteście klasy? Odpowiedzieli chórem: „z trzeciej”. To już wszystko zrozumiałem. To oni właśnie przygotowują się do I Komunii świętej. Bycie w drugą, czy trzecią niedzielę w kościele na Mszy świętej, okazało się już męczące. Wracając jeszcze do tej krótkiej rozmowy, powiedziałem im na pożegnanie, że powinni chodzić na Msze świętą w każda niedzielę! Nie wiem czy to usłyszeli, jeżeli tak, to wielkiego zadowolenia te słowa im chyba nie przyniosły.
Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do tego pytania: czy jeszcze długo będziemy chodzić do kościoła? Zmęczenie owych kandydatów przygotowujących się do komunijnej uroczystości, może mieć przeróżne przyczyny. Możliwe, że jest to dla nich coś nowego, pierwszy raz w swoim krótkim życiu zaczęli systematycznie uczęszczać w niedzielę na Msze świętą. W tej chwili uczestnicząc w różnych zajęciach, spotkaniach, mają przed sobą zajęcia, różne aktywizacje, które zatrzymują ich uwagę. Tego wszystkiego w kościele nie ma, przynajmniej nie w tak wielkiej dawce. Jak zatem będzie to przygotowanie wyglądało? Czas pokaże, może mali chrześcijanie-katolicy okrzepną, trochę więcej zrozumieją przez swoją obecność na Mszy świętej.
Pytanie postawione przez chłopców bawiących się przed kościołem, nie dotyczy tylko ich. Zmęczenie niedzielną Msza świętą dotyka także osoby dorosłe. Świadczy choćby o tym, coraz większa nieobecność osób deklarujących się jako wierzący. Czy też bycie w kościele raz w miesiącu, albo od wielkiego święta – dzwonu. Z różnych przyczyn rezygnujemy ze spotkania z Panem Jezusem. Daleko odeszliśmy od stwierdzenia pierwszych chrześcijan: „nie możemy żyć bez niedzielnej Eucharystii”. Okazuje się, że my współcześnie możemy obyć się bez niej, czasami nawet tym się chlubimy. Wypełniamy wtedy wolny czas przeróżnymi i wymyślnymi zajęciami, nowymi niedzielnymi „atrakcjami”.
Rezygnacja z niedzielnej Mszy świętej, to złe rozwiązanie. Nic dobrego nie przyniesie, bo uciekając od źródła łaski, staniemy się z upływem lat, bezbronni, bezsilni. W przeżywaniu wiary czasami doświadczamy zmęczenia, znużenia, pewnymi religijnymi praktykami. Kiedy jednak przejdziemy te duchowe rozterki, wtedy pojawia się duchowy „smak”, fascynacja osobą Pana Jezusa. Wtedy i my zrozumiemy słowa: „nie możemy żyć bez niedzielnej Eucharystii”.
Jak długo jeszcze będziemy chodzili do kościoła? Mam nadzieję, że dla wielu z nas powyższe pytanie, jest tylko oznaką dziecięcego zmęczenia. My wiemy po co i dlaczego chodzimy w każdą niedzielę na Mszę świętą!

II. Przeżywamy piękną polską jesień! Jest ciepło, liście z drzew spadają dla siebie w wiadomy sposób – to znaczy piękny. Ta pora roku mocniej niż inne, pokazuje zmienność i przemijalność otaczającej nas rzeczywistości. To także dobry czas dla nas, aby sięgnąć trochę dalej, niż tylko skupiać się na tym co nas otacza. Do takiej dalszej „wyprawy” zaprasza ów człowiek, który przyszedł do Pana Jezusa i zapytał Go: „co ma zrobić, aby osiągnąć życie wieczne? (zob. Mk 10,17-27). Miał wiele posiadłości, starał się być dobrym dla innych. Mimo tego, odczuwał pewien niepokój, chyba ciągle myślał i pytał siebie: czy to co robię wystarczy aby osiągnąć życie wieczne? To pytanie pokazuje nam, że w sercu człowieka znajduje się odwieczne pragnienie, aby doświadczyć bliskości Pana Boga. Tak jak on, tak i my chcemy, aby nasze życie miało głębszy sens, aby trwało zawsze. Wiemy, że z upływem lat zbliżamy się do śmierci. Wsłuchani jednak w Słowo samego Boga, żyjemy nadzieją wieczności, nadzieją spotkania się z Nim.
Dlatego nigdy nie możemy zapomnieć o życiu wiecznym! Świat nas zaprasza do zabawy, wabi, mami, zachęca do pójścia jego drogą. Czy jest jakiś sposób na wyjście zwycięskim z tych zmagań? Wygrywa ten, kto wiernie idzie drogą Bożych przykazań! Idźmy zatem drogą przykazań wymienionych w tym przywołanym fragmencie Ewangelii, ale przede wszystkim zwracajmy uwagę na pierwsze trzy przykazania. Bo to one odnoszą nasze myśli i pragnienia do Pana Boga. To On z upływem czasu sprawia, że coraz bardziej w Nim się zakotwiczamy. Dlaczego ten człowiek odszedł smutny od Pana Jezusa? Możemy tylko się domyślać, ale możliwe, że posiadał słabą wiarę. Nawet pełne miłości spojrzenie Chrystusa, nie zdołało się przebić do jego serca. Takich spotkań z Jezusem, zapewne i my szukamy. Warto zatem wiedzieć, że mogą być one podobne do tego ukazanego w Ewangelii. Bo nie trzeba mieć dużo pieniędzy, aby być ewangelicznym majętnym człowiekiem. Bogaczem jest każdy, kto ma dużo „swoich rzeczy”. Tymi „swoimi” rzeczami jest to wszystko, do czego jesteśmy przywiązani, Kiedy takie uczucia dominują w naszych sercach, wtedy nie jesteśmy w stanie spojrzeć właściwie na inne wartości. Nawet na te, które mogą przynieść nam szczęście. Pokazują drogę, która prowadzi do wieczności.
Wiedząc o tym, warto zadbać o to, abyśmy dostrzegali w naszych spotkaniach z Panem Jezusem Jego miłość. Ale aby tego doświadczyć, trzeba z całą odwagą przyjść do Jezusa, tak jak uczynił to, ten ewangeliczny człowiek!

III. Wiele razy już wspominałem w tych rozważaniach, że w trakcie podróży można coś ciekawego usłyszeć, zobaczyć. Podobnie było w czasie mojej ostatniej podróży do Bartoszyc. Parę kilometrów przed Lidzbarkiem Warmińskim, pewna Pani prosiła o „coś” kierowcę busa. Wjechaliśmy do wymienionego miasta, jesteśmy już prawie poza, wtedy słychać wołanie: „Panie kierowco, wysiadamy”. Przy tym wypada mi wspomnieć, że całą drogę prowadziła ona z koleżanką zażyłą rozmowę. Ta rozmowa tak je wciągnęła, że o mały włos zapomniałyby o celu podróży.
Dla kogoś może to być mało znaczące wydarzenie, ale pomyślałem sobie, że podobnych sytuacji w życiu przeróżnych osób jest wiele. Spóźnienie się na pociąg, autobus, wywołuje ogromną złość. Przeoczenie przystanku, na którym mieliśmy wysiąść boli jeszcze bardziej. Szczególnie wtedy, kiedy go „przespaliśmy”, wciągnięci w ciekawą rozmowę. Przez prawie szesnaście lat, pracowałem w Seminarium Duchownym „Hosianum” w Olsztynie. Jako środek lokomocji często służył mi pociąg, Wracając do domu, wysiadałem najczęściej na dworcu – Olsztyn Zachodni. Kiedy rozpocząłem pracę w Dywitach – przez pierwsze lata – musiałem mocno uważać, żeby kierując się wieloletnim przyzwyczajeniem nie wysiąść na dworcu zachodnim – a przecież celem mojej podróży stał się już dworzec – Olsztyn Główny.
Pisze o tych sprawach dlatego, że oddając się pracy, przeróżnym zajęciom, jesteśmy tak mocno w to wszystko wciągnięci, że zapomnimy o celu naszej podróży. Ziemia swoim pięknem nas zachwyca, zatrzymuje. Ale przecież święty Paweł Apostoł poucza, że nasza prawdziwa ojczyzna nie jest tu, ale jest w niebie. To powinien być najważniejszy cel naszego podróżowania przez ziemię. Okazuje się jednak, że wielu z nas o tym zapomina. „Zagadani”, rozgadani, pędzimy ciągle gdzieś przed siebie. Nie mamy czasu dla Pana Boga, nie mamy czasu na modlitwę, na niedzielną Mszę świętą! Żyjemy tak jakby nas to wszystko, wcale nie obchodziło.
Takie zachowanie, bywa czasami powodem pewnych nieporozumień. Dochodzi do nich choćby po śmierci żyjącego tak człowieka, jego rodziną, a proboszczem parafii. Taka osoba lekceważąca życie wieczne – cel podróży – w mniemaniu rodziny, powinna mieć pełny katolicki pogrzeb, to znaczy z Mszą świętą. Inne zdanie ma duszpasterz wspólnoty parafialnej. Wszelkie próby uszczuplenia tej uroczystości, wywołują w rodzinie bunt, nawet agresję. Opowiadano, że w czasie takiego kancelaryjnego załatwiania spraw pogrzebowych, proboszcz wymieniał dlaczego nie powinno wnosić się trumny zmarłego do kościoła. Długo tłumaczył: „był taki a taki, nie chodził na Mszę świętą niedzielną”. Wtedy ktoś z rodziny stwierdza: Proszę księdza, on już nie żyje, teraz nie ma już nic do gadania. My go do kościoła zaniesiemy!
Możliwe, że to tylko żartobliwa anegdota. Dlatego my jeszcze żyjący, nie zapominajmy o celu naszej podróży! Tych codziennych, może małych, ale przecież także ważnych. Ale przede wszystkim, pamiętajmy o tym celu wiecznym – o niebie!

ks. Kazimierz Dawcewicz