Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (23d)

I. Jak można pomóc innym ludziom? Jakie środki zaradcze należy podjąć, aby czuli się lepiej? Odpowiedzi na te pytania każdy z nas może poszukać w swoim sercu. Nie trzeba od razu oddawać się czytaniu przeróżnych socjologicznych ankiet, aby stwierdzić: wiem, co należy zrobić. Pewną pomocą dla nas jest opis stworzenia człowieka z Księgi Rodzaju (zob. Rdz 2,4-25). Mężczyzna stworzony przez Pana Boga czuje się sam, stworzone następnie przeróżne zwierzęta, ptaki powietrze, …, nie zadowalają go. Wtedy w czasie snu, Bóg wyjmuje mu jedno z żeber, i z niego stwarza kobietę. Jej widok wzbudza radość, akceptację.
Kiedy czytamy ten fragment Pisma świętego, najczęściej zwracamy uwagę na akt stworzenia kobiety. Traktujemy go też jako źródło przeróżnych żartów. Ale tak naprawdę, na co ten tekst zwraca naszą uwagę? Uświadamia i pokazuje, że każdy z nas do dobrego rozwoju i życia, potrzebuje wspólnoty osobowej. Małżeństwo, rodzina, są tymi pierwszymi wspólnotami. Ale w międzyczasie, nawiązujemy przeróżne relacje z innymi ludźmi. Przyjaźni, koleżeństwa, które sprawiają, że oddychamy atmosferą miłości. Bycie wśród innych ludzi, wzajemna akceptacja nas ubogaca, otwiera i zachęca do czynienia dobra w świecie.
Pamiętając o tym, warto zainteresować się życiem innych ludzi. Współcześnie ludzkość radzi sobie coraz lepiej z różnymi chorobami: serca, „wymienia” zużyte kolana, biodra itp. Coraz więcej osób wychodzi zwycięsko ze spotkań z chorobą nowotworową. Jest jednak choroba, która człowieka zżera, powala, sprawia nawet podjęcie i wykonanie prób samobójczych. Taką chorobą jest samotność. Na świecie mimo wirtualnych kontaktów, telefonicznych rozmów, tak wielkiej otwartości, można spotkać rzesze samotników. Są nimi samotne matki, ojcowie, dzieci, które nie widzą zapracowanych rodziców. Młodzi ludzie pracujący w przeróżnych korporacjach, którzy nie mają „czasu” aby założyć rodzinę. Można te osoby samotne ciągle pomnażać.
Okazuje się, że nikt nie jest w stanie zastąpić drugiego człowieka. Żaden pies, kot, inne zwierzęta, które czasami nazywane bywają najlepszymi przyjaciółmi człowieka. Można być otoczonym przeróżnymi zwierzętami, ale i tak ciągle czegoś nam będzie brakowało. Dopiero uśmiechnięte oczy drugiego człowieka, okazywana nam miłość, dobroć, bliskość, spełniają nasze oczekiwania.
Jako uczniowie Pana Jezusa, wszyscy jesteśmy zapraszani, aby ten trud poznawania, kochania innych ludzi podjąć. Związany jest on z pewną pracą, ofiarą, wyrzeczeniami. Ale warto trochę przy tym się natrudzić, aby nie być samotnikiem, który ciągle narzeka. Zacznijmy wreszcie przeżywać swoje życie razem z innymi ludźmi, których Pana Bóg stawia blisko nas.

II. Jednym z codziennych elementów rozmów, które prowadzimy z innymi ludźmi jest narzekanie. Krytykujemy czasy w jakich żyjemy, ludzi, że są mało sympatyczni. Uważamy, że byłoby trochę lepiej, gdyby inne osoby, trochę więcej się postarały. Odnosząc te słowa do wiary w Pana Boga, oskarżamy także innych, że są mało dynamiczni w wierze. Mało w nich czytelnych znaków przynależności do Pana Jezusa – za mało świadectwa. Takie myślenie i działanie niestety jest też pewnym oskarżeniem nas samych. Bo czytając Ewangelię, słyszymy słowa Pana Jezusa pełne pouczeń i wskazań, jak mamy żyć i postępować w obecnych czasach. „Uznaje nasze dni i lata za „czasy ostateczne”, a one dają nam niezliczone okazje świadczenia o Jezusie i Jego Królestwie. Niepokoje na świecie, klęski niszczące ludzi każdego dnia i rozmaite tragedie potrafią doprowadzić do zniechęcenia i do smutnego przekonania, że my biedni mieszkańcy tego globu staliśmy się ofiarami ślepego, bezdusznego losu, który miażdży nas bez litości. Jezus tymczasem widzi wszystkie owe wydarzenia krańcowo odmiennie, widzi w nich okazję do dawania świadectwa.
Przypomina nam prawdę, że nie należymy do świata. Posłano nas na świat by świadczyć o nieograniczonej, bezwarunkowej miłości Boga do człowieka. Byśmy wzywali ludzi, do podniesienia swego wzroku ponad przemijające i łamliwe struktury naszej ludzkiej egzystencji, ku jasno i wyraźnie nam obiecanemu życiu wiecznemu” ( Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 284).
Przytoczony powyższy tekst, przypomina i wskazuje na podstawowy obowiązek każdego z nas. Jesteśmy posłani do tego świata, aby mu mówić o miłości Pana Boga. Wiemy, że współcześnie trudno o Tej miłości się mówi. Bo spotkane przez nas osoby, ciągle powtarzają przeróżne rodzaje zła, niesprawiedliwości, które dotknęły i dotykają ich i innych ludzi. A odpowiedzialność za to, zrzucają na Boga. Takie sytuacje nas wręcz onieśmielają, lękamy się coś powiedzieć. Nie dowierzamy, że ktoś w tą miłość Boga jest w stanie współcześnie uwierzyć. Jeżeli jednak sami doświadczyliśmy tej bezwarunkowej miłości, to wtedy nasze słowa poparte osobistym świadectwem, mają większą moc przyciągania, otwierania serc innych ludzi.
Wchodząc na drogę składania świadectwa, trzeba zawsze pamiętać, że głęboko w sercu każdego człowieka, znajduje się pragnienie spotkania z Panem Bogiem. Może ktoś być niemiłosiernie skrzywdzony przez życie, ale takie pragnienie ciągle nosi w sobie. Święty Augustyn pisał: „niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie, Panie”. Był naocznym świadkiem tego, jak łamały się struktury polityczne i społeczne cesarstwa rzymskiego. Ale nie rezygnował z mówienia o Panu Jezusie, był zawsze świadkiem wiary. Mówił o istnieniu życia wiecznego, za którym tak mocno sam tęsknił.
Okazji do składania świadectwa także i nam nie brakuje, każdy dzień niesie przeróżne sytuacje i okazje, w których możemy to zadanie spełnić. Obok doświadczenia miłości Pana Boga, potrzebny jest nam też entuzjazm życia płynący z wiary. Świadomość, że życie tu na ziemi się nie kończy, ale z chwilą śmierci będzie trwać w wieczności. Nosząc w swoim sercu takie pragnienia, starajmy się „zarażać” nimi innych.

III. Miałem nie pisać o filmie „Kler”. Ale po przeczytaniu felietonu, który napisał Tomasz Terlikowski w gazecie Rzeczpospolita, pomyślałem sobie, że warto parę jego myśli zacytować i przekazać czytelnikom tych rozważań. Co mnie zatrzymało przy słowach tego artykułu? Autor tego tekstu napisał: „Problem z filmem …. jest jednak taki, że w nim nie chodzi o czyszczenie czegokolwiek, o zmienianie czy ulepszanie Kościoła i świata. Gdyby tak było uznał bym go za wartościowy, nawet jeśli bolesny i trudny. Nic takiego jednak w nim nie znajduję. To film, którego celem jest wskazanie kozła ofiarnego, na którego można zwalić wszystkie nasze winy, słabości, i wypędzić go z wioski, z przestrzeni cywilizacji, laicko egzorcyzmować samych siebie. Przesada? Niestety nie. Jeśli ktoś chce mi wmówić, że tylko wśród duchownych są mali pazerni karierowicze, ludzie szukający w seksie ukojenia swoich problemów, zdradzający swoje powołanie, hipokryci, ludzie, dla których pieniądze są bogiem, itp. – to jest naiwny albo ma bardzo złą wolę” (Rzeczpospolita, 6-7 października 2018, Klerykalizm i kozły ofiarne, Plus Minus 39, s. 11).
Autor stwierdza, że grzech dotyka nas wszystkich. Gdyby tak nie było, to wszyscy bylibyśmy święci, a jednak tak nie jest. Grzechy przypisywane osobom duchownym, możemy znaleźć wszędzie – to znaczy w różnych grupach społecznych. Są tam obecne: hipokryzja, przemoc w relacjach, wykorzystywanie seksualne, skąpstwo, zdzierstwo. Jeżeli atakuje się za to tylko księży i zakonników, to robi się z nich kozły ofiarne. Można powiedzieć, że taka jest rola kapłana i chrześcijanina. Nie robimy oczyszczenia – ale chodzi o to, aby oczyścić się samemu ze swoich grzechów. Przerzucić je na innych i uznać, że tylko oni są ich nosicielami.
Atakując księży, niektórzy stwierdzają, że mają oni monopol na nauczanie ludzi, pokazywanie, co jest dobre, a co jest złe. Tomasz Terlikowski pokazuje, że teraz tak nie jest. Nauczanie moralne ludzi od wielu wieków, przeszło w ręce intelektualistów, filozofów i naukowców, a później rozmaitej maści celebrytów. To nie kapłani dyktują jak ludzie mają żyć, ale piosenkarze, celebryci, dziennikarze, którzy prowadzą przeróżne programy w telewizjach śniadaniowych. Od nich dowiadujemy się co jest ważne w życiu, co mamy jeść, jak i co mamy mówić. Ciągle włączone telewizory, to – niestety – dla wielu osób, źródło wiadomości, nawet moralności.
Znany publicysta i dziennikarz, kończy artykuł stwierdzeniem, że nie słyszał, aby ktokolwiek chciał zrobić film rozliczeniowy o reżyserach, filmowcach, celebrytach. A byłoby o czym rozmawiać. Milczy się w tej sprawie, dlatego, że słabo nadają się na kozły ofiarne. O wiele lepsi w tej roli są kapłani i świeccy chrześcijanie (por. jw. s. 11).
Czytając te słowa, przeróżne myśli mogą nam „biegać” po głowie. Możemy zgadzać się z nimi, możemy odrzucić ten tekst. Przy tak mocnym naświetleniu grzechów duchowieństwa, Kościoła, słyszymy głosy zachwytu nad odwagą, potrzebą do nakręcenia takiego filmu. Nawet w skrajnej postaci – można się dowiedzieć – że w Polsce żyłoby się ludziom znacznie lepiej, gdyby wyrzucić z życia społecznego trzydzieści tysięcy ludzi. Chodzi tutaj o duchowieństwo, bo tyle nas właśnie jest w Polsce. Czy tu znajduje się przyczyna ludzkich słabości, rozczarowań, bólu egzystencjalnego? Śmiem twierdzić, że nie! Czy będzie duchowieństwa tyle co teraz, czy znacznie mniej, życie nadal będzie toczyć się swoimi krętymi ścieżkami i zakrętami. Ludzkie rozczarowania, grzechy, skandale, itp. będą istniały, będą zadawały ból. Może nawet w jeszcze większej skali.
Co do wspólnoty Kościoła wypada mieć nadzieję, że wszyscy wyciągniemy z tej lekcji właściwe wnioski. Będziemy potrafili mimo swoich słabości, nadal wnosić w codzienność tego świata, ewangeliczną radość i światło! Mówić wszystkim spotkanym ludziom, że istniej Ktoś, kto z miłości do nas umarł na krzyżu. Pragnie nadal naszego szczęścia – tą Osobą jest Jezusa Chrystus!

ks. Kazimierz Dawcewicz