I. „Gdzie przebywa dziś Jezus Chrystus? Przebywa tam, gdzie żyją wierzący w Niego, wyrażający swoją wiarę przez przyjęcie Chrztu Świętego, przez uczestnictwo w Eucharystii, dzięki której stają się jednym ciałem. Jak długo widzimy w zgromadzeniu wierzących grupę ludzi, których łączy wiara w Jezusa z Nazaretu, tak długo Jezus pozostaje tylko inspirującą postacią historyczną. Z tą jednak chwilą, gdy uświadamiamy sobie, że Ciało Jezus dane nam w Eucharystii jest „Jego rzeczywistym ciałem”, odkrywamy rzeczywistą obecność Jezusa. Syn Boży uobecniony przez dary Swego Ciała oraz Krwi, staje się obecny w ciele wierzących w Niego, kształtując je przez te dary. My wszyscy, którzy przyjmujemy Ciało Chrystusa, stajemy się żyjącym Chrystusem” (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 320).
Dla wielu z nas zobaczenie Chrystusa we współcześnie wierzących osobach jest chyba trudne. Dużo miejsca zajmuje przecież opisywanie, jak również ciągłe przywoływanie grzechów ludzi Kościoła. To one spędzają sen z powiek przeróżnym ludziom, tym samym zasłaniają obecność Chrystusa w Kościele.
Mimo istnienia grzechów, przeróżnych słabości, jakie przez wieki dotykają wspólnotę uczniów Pana Jezusa, On nadal w Kościele jest obecny. Jak przed chwilą mogliśmy przeczytać, w każdej chwili, kiedy przyjmowane jest z wiarą Ciało Jezusa, które jest Jego rzeczywistym Ciałem, dane nam w Eucharystii, odkrywamy rzeczywistą obecność Chrystusa. Uobecniony w swoim Ciele i Krwi, staje się obecny w naszym ciele – osób wierzących w Niego.
Pisząc te słowa świadom jestem tego, że trudno będzie im się przebić przez mur uprzedzeń, nawet pogardy, jaki został zbudowany współcześnie odnośnie Kościoła. Mimo tego nie powinniśmy tracić odwagi do wyznawania wiary w Pana Jezusa. Żyjąc w Jego Kościele – założonym przecież przez Niego – pamiętajmy, że On w nim jest stale obecny!
II. Przed chwilą podano wiadomość, że zmarł papież senior Benedykt XVI (31.12.2022 r.). „Zasłynął” dla wiele osób jako papież z tego, że jako pierwszy od XIII wieku, złożył urząd biskupa Rzymu i całego Kościoła. Stał się papieżem emerytem, który zamieszkał w klasztorze w Ogrodach Watykańskich.
Zmarły papież – kar. Josef Ratzinger – to znany teolog, naukowiec. Wielki myśliciel współczesnych czasów, nie bał się wchodzić w dyskusję z rozgadanym światem. Ukazywał z wielką odwagą potrzebę wiary w Pana Boga, potrzebę istnienia Kościoła, przy jego ludzkich brakach i niedostatkach.
Trzeba też powiedzieć, że zmarły papież miał bardzo złą prasę. Stworzono z niego „pancernika”, jeszcze inne określenia mu przypisywano, których nie chcę tu teraz przytaczać. A wszystko zaczęło się od czasów, kiedy został mianowany prefektem Kongregacji Doktryny Wiary. Stając na czele tej dykasterii dbał o czysty i rzetelny przekaz katolickich dogmatów. To jednak nie znaczy, że kontrowersyjnych teologów traktował z góry, bez rozmowy czy wysłuchania. Każdy z nich miał możność i czas, aby to uczynić.
Po śmierci papieża Benedykta XVI, dla pewnej części osób te wszystkie złośliwe opinie poszły na bok. Zaczęto podkreślać jego teologiczną i filozoficzną wiedzę, umiłowanie Kościoła, ewangeliczną prostotę i pokorę. Autor jego biografii „Benedykt XVI. Życie” – Peter Seewald, nazwał go współczesnym św. Augustynem.
Zapewne przyjdzie jeszcze czas, w którym w całej pełni zostanie doceniony jego wkład w życie i rozwój Kościoła. Nie da się współcześnie uprawiać zdrowej teologii, wiernie przekazującą katolicką teologię, nie odwołując się do jego książek, opracowań, homilii. Wielkość tego papieża, prostotę wiary, ukazują ostatnie słowa, które wypowiedział przed śmiercią: „Panie Jezu, kocham Cię”.
III. „Iluż ludzi odeszło od Kościoła, ponieważ ksiądz im nawymyślał? Myśl o tym, ilu ludzi mogłem zniechęcić, ponieważ „wymyślałem” im przez telefon, nie byłem uprzejmy albo nie słuchałem ich, napawa mnie przerażeniem” (kar. Basil Hume). Wiem, wiem, że czytając te słowa większość mówi sobie, że one są słowami, które przede wszystkim powinny trafić w sumienie duszpasterzy. Wywołać smutek, żal, nawet zachęcić do pójścia do spowiedzi, po uświadomieniu sobie ile krzywdy wyrządzili innym ludziom. Zapewne jest w tym dużo racji. Jako ojciec duchowny mawiałem do alumnów seminarium i diakonów, że dzwonek do drzwi plebanii, kancelarii, telefon, należy taktować jako Boże wezwanie. Obecna codzienność mojego proboszczowania, „trochę” te słowa zweryfikowała. Rozmawiający ze mną ludzie słyszą różne słowa, czasami widzą moje zniecierpliwienie. No i też wielkiego entuzjazmu nie wywołuje we mnie dzwoniący telefon, czy też dzwonek do drzwi plebanii.
Ale warto też pamiętać, że większość z nas – czytelników tego artykułu – prowadzi rozmowy telefoniczne, słyszy dzwonek do drzwi swojego domu. Może warto siebie zapytać: Jak wyglądają te nasze spotkania w trakcie tych rozmów? Jakich słów używamy? Jakie uczucia nam towarzyszą kiedy słuchamy wypowiedzi różnych osób? Są to ważne pytania, które odnoszą się do nas wszystkich. Nie powinniśmy przed nimi uciekać, przecież miłość bliźniego ma być naszą wizytówką. Jak chcemy aby nas traktowano, tak my powinniśmy traktować inne osoby.
Jeszcze dwadzieścia lat temu, więcej było w naszym życiu osobistych spotkań. Teraz diametralnie wszystko się zmieniło, więcej mamy kontaktu wirtualnego, ale to nie znaczy, że mamy być mniej kulturalni, uprzejmi, mili. Wręcz przeciwnie, powinniśmy dbać o dobrą stronę tych „spotkań”; o właściwe słowa pisane w mejlach i esemesach. Aby nie napawały nas one – po pewnym czasie – przerażeniem!
ks. Kazimierz Dawcewicz