Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (19F)

I. Rozpoczęliśmy nowy roku liturgiczny i duszpasterski w Kościele. W tych nadchodzących miesiącach, będziemy się zajmowali tajemnicą Kościoła – wiarą w Kościół. Jeden z punktów tych rozważań, przez pewien czas będzie odwoływał się do tekstów znanego nam już księdza Henri J.M. Nouwena. W dzienniku zatytułowanym „Chleb na drogę”, znajdujemy wiele ciekawych spostrzeżeń i uwag o Kościele. „Gdy gromadzimy się wokół ołtarza, by uczestniczyć w uczcie Eucharystii, spożywając ten sam chleb, pijąc z tego samego kielicha i wypowiadając słowa: To jest Ciało, to jest Krew Chrystusa”, stajemy się żyjącym Chrystusem, tu i teraz. Nasza wiara w Jezusa, nie tylko jest wyznaniem prawdy, iż Jezus Syn Boga żył bardzo dawno temu, że dokonywał znaków mocy Bożej, nauczał ludzi z wielką mądrością, w końcu umarł na Krzyżu i powstał z martwych. Lecz przez żywą wiarę potwierdzamy przede wszystkim tę prawdę, że Jezus nadal trwa i żyje w nas, i że przez nas wypełnia Swoje Boskie posłannictwo” (s. 312).
Jest to bardzo ważne wskazanie dla nas i spostrzeżenie. Bardzo często przecież przychodzimy na niedzielną Mszę świętą, nie będąc wcale tego świadomi. „Pcha” nas do kościoła przyzwyczajenie, tradycja. Ale kiedy uświadomimy sobie, że Jezus żyje w nas naprawdę, iż Chrystus trwa w nas i żyje w nas w łączności z innymi ludźmi – zmianie ulega uczestnictwo w tych wydarzeniach. Jezus będąc w nas tworzy wspólnotę ludzi, która swoim świadectwem ma potwierdzać Jego obecność w otaczającym nas świecie.
Patrząc na mijane przez nas osoby, widząc ich znużone i smutne twarze, może pytamy siebie: skąd taka ponurość? Gdzie podział się entuzjazm życia, uśmiechnięte oczy? Wagi tym pytaniom dodaje też to, że często te osoby widzimy na niedzielnej Eucharystii. Pewną odpowiedź na te pytania, znajdujemy w słowach holenderskiego księdza. Jest to oznaka braku wiary w to, że Pan Jezus jest obecny z nami w tej codzienności, że On trwa w nas i żyje w nas. Niestety brak nam tej świadomości nawet wtedy, kiedy ze wspólnotą parafialnego Kościoła słuchamy Jego słowa, przyjmujemy Go w Komunii świętej.
Ta wiedza i duchowe przekonanie, że ten sam Jezus żyje w nas, sprawia, że przyjmujemy w pełni tajemnicę Wcielenia, tajemnicę Jego śmierci i Zmartwychwstania. Chrystus Pan żyjący w nas, objawia i przybliża nam Chrystusa żyjącego w historii, podążającego przez dzieje.
Żyjąc tą prawdą, trzeba również pamiętać, że nie ominą nas nawet wtedy różne przeciwności życia, kłopoty, ciężkie i bolesne doświadczenia. Mimo tego, z upływem lat coraz bardziej będzie w nas obecne doświadczenie bycia kochanym w sposób doskonały. A to daje nam głęboką świadomość, że nic – choroba, klęska, znużenie, wojna, a nawet śmierć – nie jest w stanie usunąć tej miłości. U osoby, której centrum stanowi sam Bóg, smutek i radość mogą współistnieć (Henri Nouwen).
Kiedy podejmujemy życie duchowe pamiętajmy jeszcze o jednej ważnej sprawie. Nic nie dzieje się automatycznie! Wybierając życie z Panem Jezusem, starajmy się przy Nim zawsze trwać. Żyjmy w przekonaniu, że w Nim znaleźliśmy naszą ucieczkę, nasze życie i nic nie może nas od Niego oddalić – nawet śmierć.

II. Często słyszymy przeróżne zachęty i namowy, aby nie dać się wykorzystać innym ludziom. Bycie człowiekiem hardym, silnym, zdecydowanym, ma nam w tym pomóc. Jednak, jako chrześcijanie jesteśmy zapraszani, aby być ludźmi łagodnymi. Kojarzy się nam ta cnota z tym, że każdy może nami pomiatać, może nas poniżać. Jak jest naprawdę? Trzeba pamiętać, że łagodność nie jest cechą ludzi tchórzliwych, ani bez wyrazu; przeciwnie, zasadza się na wielkiej sile ducha. Samo praktykowanie tej cnoty zakłada ustawiczne akty męstwa. Łagodność jest jak bardzo mocna tarcza, o którą rozbijają się i kruszą ciosy ostrych strzał gniewu.
Właściwą materią tej cnoty jest namiętność gniewu, którą się powściąga i kieruje w taki sposób, aby rozpalała się tylko wtedy, gdy będzie to konieczne. Czyni się to też w odpowiedni sposób.
„Uczcie się ode Mnie, że jestem łagodny i pokorny sercem” (Mt 11,29). Rozważając narodzenie Jezusa, który stał się Dzieciątkiem w Betlejem, wszystko, co nas dotyczy, odzyskuje właściwe proporcje, zachowuje swoją odpowiedzialną miarę. Przy Nim uczymy się sprawiedliwego osądzania różnych wydarzeń, codziennego życia, zamilknięcia, uśmiechu, dobrego traktowania innych, cierpliwego wyczekiwania na stosowny moment, aby zwrócić komuś uwagę, także występowania w obronie prawdy oraz interesów Boga i naszych braci i sióstr z całą niezbędną siłą i zdecydowaniem. Łagodności bowiem, która jest ściśle złączona z pokorą, nie sprzeciwia się święty gniew w obliczu niesprawiedliwości.
Słuszny i święty gniew broni praw innych ludzi; w sposób szczególny – wielkości i świętości Boga. Widzimy także Jezusa oburzonego świętym gniewem na widok faryzeuszy kupczących w świątyni (por. J 2,13-16).
Łagodność przeciwstawia się bezpłodnym przejawom gwałtowności, które w gruncie rzeczy są oznakami słabości (niecierpliwości, irytacji, złemu humorowi, nienawiści itp.). Sprzeciwia się także bezużytecznej stracie sił z powodu gniewu, nie mającej racji bytu. Opanowanie siebie, stanowiące cząstkę prawdziwej łagodności, jest bronią ludzi mocnych. Powstrzymuje nas ona przed zbyt szybkim odpowiadaniem i wypowiadaniem słów, które ranią, a których potem żałujemy.
Zazwyczaj brak łagodności jest owocem pychy i rodzi wokół jedynie samotność i bezpłodność. Sprawia, że taki człowiek zostaje sam, jest człowiekiem zgorzkniałym, wiecznie niezadowolonym, urażonym. Przyczynia się także do tego, że zamiast budować wspólnotę miłości w swoim otoczeniu, wzbudza obojętność, oziębłość, drażliwość, nieufność (por. Francisco F. Carvajal, rozmowy z Bogiem, t. I, Ząbki 1997, s. 90-92).
Pamiętajmy zatem, że bycie człowiekiem szczęśliwym ma związek także z naszym dobrym charakterem; wyrozumiałością i uprzejmością. Dzięki łagodności Chrystusa złączonej z naszym życiem, zaczynamy uszczęśliwiać wszystkich, którzy nas otaczają. Do ludzi zmęczonych życiem, zalęknionych, porzuconych, Pan Jezus zwraca się z prośbą, aby przychodzili do Niego po pociechę. Zachęca też uczenia się od Niego, łagodności i pokory serca (zob. Mt 11, 28-30). Zapamiętajmy także – łagodność nie jest cechą ludzi tchórzliwych, zasadza się na wielkiej sile ducha!

III. W Dywitach nastąpiło – od dawana oczekiwane przez mieszkańców – otwarcie dużego sklepu. Już po godzinie szóstej rano zdążały tam tłumy ludzi, chcąc skorzystać z atrakcji jakie przygotowano na ten „wyjątkowy” dzień. Jak niesie wioskowa wieść, ta wielość ludzi w tym miejscu, utrzymywała się do godzin wieczornych. Okazuje się, że nasze potrzeby kupowania są zawsze na czasie. Potrzebujemy jedzenia, potrzebujemy nowych rzeczy do kuchni, potrzebujemy wędrowania wśród sklepowych półek; potrzebujemy także pokazania się w tym miejscu innych ludziom – „powiedzenia” ja też tu jestem! Wiele czynników działa na nas w tych obecnych czasach, wybierając wpływ na nasze zachowanie, działanie. Za parę miesięcy chodzenie do tego sklepu stanie się zwykłą rutyną. Chociaż w niedalekiej przyszłości ma zacząć się budowa kolejnego sklepu, a później jeszcze jednego – innych firm. Znów poddani zostaniemy nowym atrakcjom!
Słuchając różnych głosów na temat tego dywickiego – bądź co bądź ważnego dla mieszkańców Dywit i okolic wydarzenia – pojawia się w moich myślach pytanie związane z naszym zbawieniem, uświęceniem, przemianą. Człowiek do życia potrzebuje powietrza, jedzenia, ubrania. Ale dla dobrego życia potrzebujemy także relacji z Panem Bogiem. Ktoś teraz zapyta: dlaczego jest to tak nam potrzebne? W wierszu zatytułowanym „Ojczyzna Boga” Roman Brandstaetter napisał: „Człowiek pewien, który był ojczyzną Boga, skazał Go na wygnanie. Bóg pochyliwszy smutnie głowę, odszedł bez słowa, ale zawsze tęsknił za powrotem do człowieka, który był Jego ojczyzną”. Z historii zbawienia wiemy, że nie tylko tęsknił, ale czynił starania, aby do niego powrócić.
Moment kulminacyjny tych wszystkich starań stanowi osoba Jezusa Chrystusa Syna Bożego, który w imieniu Ojca wyruszył na poszukiwanie zabłąkanej i zgubionej ludzkości. Głosił ubogim dobrą Nowinę o zbawieniu, jeńcom wolność, a smutnym radość. Wydał się na śmierć krzyżową, a zmartwychwstając zwyciężył śmierć i odnowił życie. Zrobił to wszystko z tęsknoty do nas (por. Oremus, grudzień 2022, s. 33-34).
Niestety jako ludzie nie do końca to wszystko przyjmujemy, nie doceniamy tego. Przy wielkim zabieganiu o to co materialne, a tak potrzebne nam do życia, zapominamy, wręcz lekceważymy, sprawy naszego ducha. Wielu z nas zapomniało, że przez sakrament chrztu świętego, staliśmy się dla Pana Boga ojczyzną Jego zamieszkania. Co gorsze wiele osób Boga, swojego Ojca, z tej ojczyzny wygnało. A miejsce po Nim zostało oddane innym – ludziom, rzeczom, modom, …
Jak potoczą się losy takich osób? Czy zapragną, aby Bóg na nowo zamieszkał w swojej ojczyźnie – to znaczy w nich? Zależy to od decyzji konkretnego człowieka. Nadzieję na ponowne spotkanie z Nim znajdujemy w tym, że On ciągle tęskni za swoją ojczyzną – tęskni na nami!
Niestety tłumów ludzi poszukujących na nowo spotkania z Bogiem, nie należy chyba się spodziewać. Nie przebiją oni wielości osób, które owego czwartkowe dnia (8 grudnia), zapragnęły zrobić zakupy w nowym sklepie zaistniałym w Dywitach. Ale pamiętajmy, że z jednego nawracającego się człowieka, tego który się odnalazł, cieszy się całe niebo! Mówmy zatem o stęsknionym za nami Panu Bogu wszystkim spotykanym przez nas osobom, mówmy szczególnie tym, którzy skazali Go na wygnanie ze swojej ojczyzny!

ks. Kazimierz Dawcewicz