Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (19d)

I. Patrzenie przez okno i wyraźne dostrzeganie chodzących ludzi, latających ptaków, trwa już niestety coraz krócej. Co jest tego przyczyną? Odpowiedź jest prosta, wszyscy ją znamy. To szybciej zapadający zmrok i ciemności sprawiają, że dzień staje się coraz krótszy i tym samym widzimy mniej. Ale to nie znaczy, że nic nie widzimy. Człowiek przecież widzi także coś w mroku, nawet w nocy. Na płaszczyźnie wiary te terminy oznaczają pewien duchowy trud, także ból. Święty Jan od Krzyża mówi o nocy ciemnej, jako duchowym doświadczeniu. Możliwe, że wielu z nas o tym słyszało. Ale jak podkreśla ks. Krzysztof Grzywocz: „Bardzo ważne jest tu rozróżnienie pomiędzy mrokiem, a nocą. Gdy człowiek zrywa więź z Bogiem, wtedy bezgraniczną pustkę jego wnętrza wypełnia mrok, który go niszczy. Jan od Krzyża odkrywa ciemną noc, którą interpretuje jako dar Boga. To co się stało, nazywa kontemplacją wlaną. To Bóg „wlewa” we mnie tę noc, świętą noc, wielką noc. Dla niego ta noc jest inną formą światła, z tej nocy wyłania się świetlista postać. Bóg, który mieszka w świątyni ludzkiego wnętrza, jest tak niepojęty i daleki od wszelkich ludzkich wyobrażeń i „rozświetlonych” interpretacji, że w pierwszym momencie jawi się jako zupełna ciemność. Jego światło nie jest ludzkim światłem.
To wszystko co wydarzyło się w „nocy ciemnej” święty Jan od Krzyża nie interpretuje jako zła, ale jest to dla niego darem Bożym. Z wiarą przyjmuje to, co go zalało. To od decyzji samego człowieka zależy, czy ta ciemność stanie się mrokiem czy nocą. Czytając ten tekst warto zwrócić uwagę na dwa słowa : wiara i dar. Jeżeli w naszych trudnych doświadczeniach, ciemnościach będziemy z wiarą podchodzili do takich doświadczeń, dostrzeżemy w nich Boży dar. Warto o tym pamiętać, bo przecież częstym naszym zachowaniem w sytuacjach kryzysu, przeróżnych mroków jest to, że zamykamy się w sobie, myślimy tylko o sobie. Koncentrujemy się o bólu, który nas dotyka.
Wiem, że wtedy jest nam trudno się modlić, myśleć o Panu Bogu. Ale opierając się na fundamencie wiary, może lepiej zrozumiemy słowa: „Wszystkie moje źródła są w Tobie” (Ps 87). Obecna we wnętrzu miłość, która nadal mówi o relacji człowieka do Pana Boga, sprawia, że wtedy wchodzimy w tę noc „udręczeniem miłości rozpalony” – wtedy ta noc prowadzi do zmartwychwstania. Niepojęty ból tej ciemności staje się w jak suche drewno, które rozpala jeszcze większy ogień. Jak wielka to musi być siła tej miłości, skoro uniesie taki ból (ks. K. Grzywocz, W duchu i przyjaźni, Kraków 2017, s. 183 ).
Warto pochylić się nad tym tekstem trochę dłużej, zachęcam, aby przeczytać go parę razy. Bo przecież może on nam pomóc w przejściu przez naszą „noc”, którą trudno porównać do tej opisanej przez Jana od Krzyża. Ale każda „noc wiary” którą przeżywamy, w pewnej mierze odnajduje się w tym co opisał ten święty karmelita. Zapoznając się z tym tekstem, będziemy wiedzieli, że nie należy uciekać w mrok. Ale spróbować przyjąć ową ciemność, jako Boży dar.
Patrząc na coraz krótszy dzień, zmagając się w coraz szybciej pojawiającymi się ciemnościami, spróbujmy spojrzeć na to wszystko, jako ewentualne przygotowanie, doświadczenia ciemności na płaszczyźnie wiary w Pana Boga. Wtedy owe ciemności wrześniowe, październikowe, ….., nie będą takie straszne i depresyjne!

II. Bądź człowiekiem, stań się człowiekiem!!! Takie wołające w nasze stronę stwierdzenia możemy usłyszeć. Bo przecież w naszym życiu bywa tak, że z pozycji pewnej wyższości podchodzimy do drugiej osoby. Uważamy, że jesteśmy mądrzejsi, bardziej duchowo wyrobieni. Co nie znaczy, że tak naprawdę jest. Często w takim zachowaniu, skrywamy swoje wewnętrzne zranienia. A przez osobową dominację chcemy powiedzieć, że innym nic do tego. Jestem silny, niech to widzą i podziwiają. W „Tygodniku Powszechnym” można przeczytać wywiad z niemieckim benedyktynem Anselmem Grunem. Obecnie jednym z najpoczytniejszych pisarzy chrześcijańskich, który inspiruje się starożytnym monastycyzmem, duchowością Ojców Kościoła, mistycyzmem. Promuje „zdrową duchowość” , którą charakteryzuje pewien optymizm. Na pytanie dziennikarza Tygodnika: jak wspólnota – Kościół – ma funkcjonować, by była wspólnotą leczącą”, odpowiada: „ Często jest tak, że osoby, które pełnią w Kościele rozmaite funkcje – księża, zakonnicy – to osoby w środku poranione. Średniowieczna mistyczka Hildegarda z Bingen powiedziała, że sztuka stawania się człowiekiem polega na tym, że rany mają zostać zamienione w perły. Dopiero kiedy księża pozwalają zmieniać te swoje rany w perły – a żeby to uczynić, muszą mieć z nimi stały kontakt – mogą pomagać innym poranionym ludziom w Kościele” (z 2 września 2018, nr . 36, s. 36).
Ciekawe i interesujące słowa, które przypominają o obecności w nas przeróżnych ran. Na różne sposoby przed nimi uciekamy, bronimy się. Ale dopóki nie pozwolimy aby te rany stały się perłami, nadal będziemy tylko czegoś próbowali. Nadal będziemy wiedzieli więcej od innych, coraz bardziej będziemy się stawali reprezentantami religijności odgórnej (Anselm Grum). Oznajmiającej innym jak mają postępować, co mają zrobić aby się zmienić. Ale taka droga i wskazania, nikogo nie zaprowadzą daleko. Zatem co powinniśmy zrobić, aby to wszystko zmienić?
Aby nasze rany stały się perłami, trzeba oddawać je Panu Bogu w codziennej modlitwie. Takim żywym spotkaniem z Nim jest niedzielna Eucharystia. Kiedy słuchamy – uczestnicząc we Mszy świętej – czy też czytamy historie uzdrowień, zapisane na kartach Ewangelii, to pamiętajmy, że są to historie uzdrowienia naszych (moich) ran. Wreszcie, kiedy przyjmujemy Pana Jezusa pod postacią chleba, warto uświadamiać sobie, że On mnie akceptuje, dotyka moich ran i mnie uzdrawia!
„Sztuka stawania się człowiekiem polega na tym, że rany mają zostać zamienione w perły”. Pamiętajmy o tych słowach, bo uświadamiają nam, że sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Potrzebna jest nam pomoc, uzdrawiająca łaska Pana Boga, która sprawi, że usłyszę wreszcie bicie własnego serca. Będziemy też potrafili zatrzymać się przy zadanych nam ranach. Przemienione miłością Pana w perły, sprawią, że wtedy jeszcze lepiej będziemy potrafili innych ludzi kochać. Uważniej ich słuchać, nie oceniać, ale przyjmować zawsze jak braci i siostry w Chrystusie Panu.

III. Przeżywamy w tej chwili trudny czas w Kościele, który związany jest z oskarżeniami pewnej grupy księży, biskupów, o praktyki pedofilskie czy też tuszowanie takich przypadków. Ogniska tego złego zachowania w roku 2018 wybuchały z pewną regularnością. Najpierw było Chile, gdzie wszyscy biskupi – po wizycie u papieża – złożyli rezygnację z pełnionych urzędów, za ukrywanie księży, którzy pedofilskich zachowań się dopuszczali. Wreszcie kolejna bomba wybuchła w Stanach Zjednoczonych, kiedy komisja ujawniła szokujące dane o wielkiej skali tego zjawiska w jednej z diecezji (dane z ostatnich 70 lat). Co możemy powiedzieć o nas – Polsce? Takie wydarzenia także mają miejsce, możliwe, że w małej skali, ale się pojawiają. Niektórzy lewicowi dziennikarze, wręcz podkreślają, że są one nadal zamiatane pod przysłowiowy dywan.
Nie chcę się zajmować liczbami, robią to inni. Dla wszystkich zatroskanych o Kościół, jest to potworny ból. Trzeba nam wszystkim, zmierzyć się z takim oskarżeniem. Jest to wezwanie do pokuty, ale także wezwanie do postawienia tamy takim wydarzeniom i zachowaniom. Pierwszorzędną rolę do spełnienia mamy my duszpasterze, chodzi o to, aby na płaszczyźnie pracy parafialnej dobrze rozeznać powołanie młodego człowieka. Przy różnych wątpliwościach, nie należy takich osób wysyłać do seminariów duchownych. Co za tym idzie, nie należy pisać pozytywnych im opinii. Kolejnym miejscem jest samo seminarium, które formuje danego kandydata do przyjęcia święceń kapłańskich. W trakcie spotkań i rozmów, seminaryjni wychowawcy i ojcowie duchowni, baczną uwagę powinni zwracać na zachowanie alumnów, na styl życia jaki prowadzą. W tej sprawie należy ściśle trzymać się wytycznych watykańskiej Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej, która wydała dokument na ten temat 2005 roku.
Wreszcie w samych diecezjach, nie należy bagatelizować wszelkich zgłoszeń i sygnałów, wskazujących na pedofilskie zachowania jakiejś osoby duchownej. Każdy taki przypadek powinien być dokładnie rozpatrzony, aby uniknąć fałszywych oskarżeń. Przejrzyste i uczciwe prowadzenie wszelkich procesów o oskarżenia pedofilskie sprawi, że Kościół na nowo może uzyska swoją wiarygodność i zaufanie. Jest to troska nas wszystkich: biskupów, kapłanów, świeckich. Mamy „przekazać” Kościół nowemu pokoleniu, w jak najlepszym duchowym stanie. Będzie to najlepszy znak naszej miłości do Pana Jezusa, i naszej miłości do Kościoła.

ks. Kazimierz Dawcewicz