Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (17d)

I. Doświadczyliśmy w tych dniach, wielkiego zadziwienia! Znów zostaliśmy zaskoczeni- przynajmniej my mieszkańcy Polski! O co tak naprawdę chodzi, w tych dwóch pierwszych zdaniach? Okazało się, że bociany wyleciały z Polski dwa tygodnie przed czasem. „Zawsze” wylatywały na święto św. Bartłomieja (24 sierpnia), a tego lata postanowiły inaczej – sprawiając tym samym niespodziankę. Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy, ornitolodzy wskazali na bardzo ciepłe lato. Na łąkach, polach, było dużo pokarmu, małe bociany szybciej dorosły i boćki nie miały już na co czekać. Ku zaskoczeniu ludzi, rozczarowaniu niektórych odleciały. Trzeba będzie teraz na nie czekać, aż do następnego roku.
Myślę teraz sobie, że nie jest to ostatnia sytuacja, wydarzenie, poprzez które zostaniemy zaskoczeni. Wiem, że każdy z nas jest zaskakiwany na różne sposoby. Jesteśmy zaskakiwani pozytywnie, kiedy coś miłego i dobrego nas spotka. Mogą to być odwiedziny przyjaznej nam osoby, rodziny, z którą nie widzieliśmy się wiele lat. Telefon od znajomych, pozdrowienia od nich, przekazane przez jakąś osobę.
Ale doświadczamy także takich sytuacji, które zaskakują nas – mówiąc delikatnie – nieprzyjemnie. Może być to wypadek, wiadomość o złym stanie naszego zdrowia. Zła wiadomość o sytuacji materialnej osób nam bliskich, których stan materialny wydawał się do tej pory stabilny. Tych sytuacji jest jeszcze więcej, wymieniłem tylko kilka, aby uświadomić nam, że wszystkiego w naszym życiu nie da się przewidzieć.
Jest jeszcze jedne wydarzenie, które nas całkowicie zaskakuje. Jest nią śmierć osób nam bliskich, przyjaciół, znajomych. Jesteśmy nią zaskoczeni nawet wtedy, kiedy przez ciężki stan choroby – tak po ludzku mówiąc – jesteśmy na nią „przygotowani”. Ale kiedy przychodzi, to wydaje się nam, że stało się to za szybko, w złym czasie.
Kończąc ten wątek mojego rozważania, chciałem tylko przypomnieć, że tak do końca nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć, zaplanować. Po prostu trzeba pozwolić się zaskoczyć. I nic nadzwyczajnego w takim wydarzeniu, sytuacji, nie widzieć. Wiem, że te bolesne zaskakiwanie wywołuje przeróżne uczucia i emocje, ale tak wygląda życie. Myślę, że świadomość powierzenia się Bożej Opatrzności, pomaga je przyjmować z większą godnością i pokorą.
A co do bocianów, wypada nam teraz czekać cierpliwie na następny rok. Przylecą „na pewno”, i będą nadal cieszyły nasze oczy.

II. „Kończy” się czas pielgrzymek na Jasną Górę! Jak gdyby „ostatnim” akordem tego pielgrzymkowego czasu jest uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej. Jest ta uroczystość – jeżeli tak można powiedzieć – wybitnie polską uroczystością. „Przyzwyczailiśmy się my Polacy o wszystkim mówić swej Matce” – te słowa papieża Jana Pawła II przypominają nam, jak ważną rolę spełnia Maryja w naszej chrześcijańskiej duchowości. Jako Naród, jako wierzący w Pana Jezusa, doświadczyliśmy wiele razy od Maryi jej potężnego orędownictwa u Pana Boga!
Nawiązując do przemówienia św. Jana Pawła II na 600 lecie istnienia sanktuarium, trzeba powiedzieć, że Jasna Góra jest miejscem, gdzie od wieków ludzie odzyskiwali utraconą godność dziecka Bożego. Iluż ludzi tam się nawróciło, przeszło od złego do dobrego użycia swojej wolności. Jak wiele mogłaby nam powiedzieć na ten temat kaplica jasnogórskiego Obrazu? Jak wiele mogłyby powiedzieć, konfesjonały całej bazyliki? Ile mogłaby powiedzieć Droga Krzyżowa na wałach? Olbrzymi rozdział historii ludzkich serc! To jest też chyba najbardziej podstawowy wymiar jasnogórskiego sześćsetlecia – stwierdził wtedy papież.
W Ewangelii czytanej w uroczystość NMP Częstochowskiej, jeszcze raz wróciliśmy do obecności Pana Jezusa na weselu w Kanie Galilejskiej (zob. J 2,1-11). Na tej uroczystości zaślubin, była także obecna Matka Jezusa – Maryja. Tam Pan Jezus uczynił pierwszy cud. I trzeba podkreślić, że uczynił go na prośbą swojej Matki. Chociaż najpierw mówi, że nie nadeszła jeszcze Jego godzina, to jednak na Jej prośbę przyśpiesza tę godzinę. Nie potrafił odmówić prośbie Matki. Chrześcijanie od wieków właśnie w tym wydarzeniu, dostrzegli skuteczność wstawiennictwa Maryi. Okazuje się, że i my jako Polacy, zostaliśmy nauczeni korzystania z Jej wstawiennictwa. Dobrze, że tak jest! (ks. Grzegorz Świecarz) Dbajmy nadal o to, aby tą miłość do Niej pielęgnować. Choćby przez piesze pielgrzymki, które w tych sierpniowych dniach „zalewają” Jasną Górę. Wiele osób podąża do Jej stóp – jak śpiewamy w pielgrzymkowej pieśni – aby oddać w Jej swoje sprawy. Wierząc, że we właściwy dla siebie sposób przedstawi je Jezusowi!
„Jezus swoją Matkę pozostawił.
Byś w swym życiu miał do kogo iść.
Ona swą opieką Cię otoczy,
Jeśli nie zwlekając pójdziesz dziś
Ref. Do Jej stóp, do Jej stóp pochyl się
i pozostaw swoje troski Jej.
Ona z sercem swym matczynym nieustannie czeka.
Abyś wyznał to, co gnębi cię.

Czytając Ewangelię z tej maryjnej uroczystości, warto abyśmy przyjrzeli się uważniej symbolice, zawartej w tej ewangelicznej perykopie. Znaczna część nas zwraca uwagę na wino, które serce pijącego je człowieka rozwesela. Ale wino to także symbol miłości, a zaślubiny, to symbol przymierza Boga z człowiekiem. Pojawienie się Pana Jezusa na weselu, to odnowienie tego przymierza. Słowa Maryi: „Nie mają już wina”, oznaczają, że w tej relacji Boga z człowiekiem brakuje miłości. Jezus pojawia się, aby tej miłości nam ludziom dostarczyć. W takim razie jak możemy sobie „zasłużyć” na miłość Chrystusa? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w słowach Maryi. Kiedy słuchamy Jezusa, kiedy robimy wszystko co On nam powie, wtedy nasze serca zostają przepełnione darem Jego miłości!

III. Wiele różnych słów pada pod naszym – katolików – adresem. Tych dobrych, ale także i tych złych. Na te słowa i tamte jakoś sobie zasłużyliśmy stylem codziennego życia. Mimo to, nie powinniśmy rezygnować ze stawania się coraz lepszym człowiekiem i chrześcijaninem. Wiara w Pana Jezusa, zapatrzenie się w Niego, daje nam siłę, aby tym wszystkim wymaganiom spróbować sprostać. Kiedy jednak kolejny już raz słyszymy choćby wymagania z Kazania na Górze (zob. Mt 5-7), ogarnia nas znów pewien lęk. Myślimy – nie podołam temu, nie chcę się ośmieszyć. Co mamy w takim razie zrobić? Jak się zachować, kiedy szarpią nas przeróżne uczucia, wywołujące także strach?
Słyszałem kiedyś opowiadanie (prawdziwe) o pewnym księdzu – salezjaninie – który swoich współbraci zachęcał do chwili adoracji. Czynił to w sposób ciekawy, bo mówił: „co zaryzykujemy gdy wejdziemy do kościoła na małą chwilę nawiedzenia Najświętszego Sakramentu?”. Okazuje się, że takie podejście sprawiało mu wiele kapłańskiej sympatii. Pokazywał w ten sposób, że można w każdej chwili zatrzymać się przy Panu Jezusie. Dzięki tym spotkaniom, może jego serce i jego współbraci w kapłaństwie uległo zmianie – na dobre oczywiście. Niemiecki ksiądz pochodzenia włoskiego – teolog, Romano Guardini (zm. 1968) w książce „Bóg Nasz Pan Jezus Chrystus Osoba i Życie”, napisał: „Zaryzykuj więc przypuszczenie, że jesteś wybrany! Ryzyko takie dokonuje się w wierze, a ze strony świata, ze strony zewnętrznego czy wewnętrznego doświadczenia nie ma przeciw niemu sprzeciwu.
Ale przecież nie potrafię kochać swego nieprzyjaciela! Możesz się jednak zdobyć na to, by go nienawidzić. A to już początek miłości. Tego też nie potrafię!
Więc staraj się przynajmniej, aby twoja niechęć nie znajdowała ujścia w słowach. Już w tym byłoby coś zmierzającego ku miłości.
Ktoś może po takiej radzie powiedzieć, że to osłabia te wymagania. Czy nie chodzi tu o „wszystko albo nic?” Jeżeli można mówić otwarcie: ludzie mówiący „albo – albo” rzadko sprawiają wrażenie, jakoby tę rygorystyczną zasadę stosowali w życiu. Ich bezkompromisowość, …, nie jest niczym innym jak tylko retoryką. Nie, tym, czego żąda Kazanie na Górze, nie jest „wszystko albo nic”, lecz mieści ono w sobie początek i dalszy postęp, także upadanie i powstawanie.
Romano Guardini następnie wyjaśnia, aby orędzia zawartego w Kazaniu na Górze, nie traktować jako sztywnego nakazu, lecz jako postulat żywy, a zarazem siłę sprawczą. O stosunek człowieka wierzącego do Boga, który w ciągu jego ziemskiego istnienia ma stopniowo wywierać na niego wpływ, o spotkanie, które ma się rozpocząć i stawać coraz ściślejsze (Warszawa 2018, s. 120-121)
Mam nadzieję, że przebrnęliśmy przez ten teologiczny tekst. Ale to co w nim jest piękne, głębokie i pouczające, na co powinniśmy zwrócić uwagę, to stwierdzenie, że w tych ewangelicznych zasadach znajduje się, początek, postęp. Wpisane są w nie nasze upadki, i powstania. Te wszystkie zasady są żywe, z nimi „podąża” za nami łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Trzeba o tym pamiętać, kiedy jesteśmy na tej ewangelicznej drodze. Nie poddawajmy się przeróżnym zwątpieniom, myślom podpowiadającym, że to nie dla nas. Wszystko jest dla nas! Miłość Pana Boga jest dla nas! Jezusa Chrystus przyszedł na ziemię z miłości do nas! Ewangelia jest dla nas! Dlatego ryzykujmy każdego dnia, podejmujmy kolejne próby, aby jeszcze bardziej kochać Boga i innych ludzi!

ks. Kazimierz Dawcewicz