Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (13d)

I. Wielu z nas boryka się w różnymi doświadczeniami, na które nie mamy wpływu. Idąc ulicą, czy wiejską drogą, spotkamy znanych nam ludzi, którzy w krótkiej rozmowie opowiadają o swoich problemach. Następnie w miarę szybko od nich odchodzimy, bo nie umiemy im pomóc, nie potrafimy rozwiązać tych problemów. Takie i jeszcze inne sytuacje, choćby kłopoty finansowe osób nam bliskich czy dalekich krewnych, pokazują nam, że nie mamy siły, aby zmienić historię ich życia. Takich spraw jest jeszcze więcej: choćby niesprawiedliwość społeczna, wojny, niewolnictwo, które nadal jest obecne w świecie. Wreszcie nierozwiązywalny problem głodu, który wywołuje płacz i zmartwienie wielu ludzi.
Ale Pan Jezus na te i inne zagadnienia, patrzy zupełnie inaczej. Zaskakuje nas, tak jak swoich uczniów – opis tego mamy w niedzielnej Ewangelii (Rok „B” – J 6,1-15). Włącza apostołów w pomoc innym, w pracę rozdzielenia chleba głodnym ludziom. Te wydarzenie uświadamia ich i nas, że my możemy wpłynąć na głód w świecie. Wiedząc, że połowa ludzi na świecie żyje za dwa dolary dziennie, nie należy tylko rozdzierać szat z żalu i smutku.
Pierwszą bardzo ważną sprawą w tym dziele pomocy jest to, abyśmy zaczęli zwracać uwagę na poszanowanie pokarmów. Aby przez nieprzemyślane zakupy, później tego jedzenia nie wyrzucać do kosza na śmieci. Możemy także aktywnie uczestniczyć w różnych charytatywnych akacjach, choćby oddawanie kupionego jedzenia, wysyłanie smsów. Ktoś powie, że ta pomoc, to taka mała igła w wielkim stogu siana, nie rozwiązuje wszystkich potrzeb. Tak jest to prawda. Ale te małe realizowane przez nas inicjatywy, głód i ludzką biedę zmniejszą.
Ewangelia o rozmnożeniu chleba przypomina nam, że więcej radości jest w dawaniu aniżeli w braniu. Dając coś innym ludziom, okazując miłość, życzliwość, zwracając się do nich dobrym słowem, nic nie tracimy, my zyskujemy. „Dawajcie, a będzie wam dane” – poucza nas przecież Pana Jezus. (ks. Jakub Mateja).
Nie da się też ukryć, że wielu z nas ma zamknięte ręce i serce na okazywanie pomocy innym ludziom. Może w chwilach refleksji zastanawiamy się i pytamy: dlaczego tak się zachowujemy? Co ze mną jest nie tak, że odwracam się na widok osób potrzebujących? Może jest to oznaka naszej słabej wiary? Słaba wiara, bazuje raczej na chrześcijańskiej tradycji, na różnych przyzwyczajeniach, które teraz szybko ulegają zmianom. Obecnie wielką siłę przebicia posiada wszechobecny kult dobrobytu. „Ja nam posiadać jak najwięcej!” „Inni mnie nie obchodzą!” Kiedy to wszystko sobie uświadamiamy, i dostrzegamy obecność takich zjawisk w sobie, trzeba prosić: „Panie, zabierz moją niewiarę! Panie Jezus, przymnóż mi łaskę wiary”! Abym widział potrzebujących, abym wreszcie zobaczył Ciebie w nich!

II. Różne rzeczy można zobaczyć kiedy podróżujemy, kiedy przebywamy z ludźmi w pociągu czy busie. W czasie mojej ostatniej podróży zauważyłem jak dwie młode dziewczyny – wydawało mi się, że są siostrami – w czasie podróży, nie wypowiedziały do siebie żadnego zdania. Inna sytuacja, to siedzące w busie osoby, które zajęły z brzegu pierwsze miejsca. Zostawiły wolnymi te od okna, niektórzy postawili na nie swoje bagaże. Bus zatrzymał się w Lidzbarku Warmińskim, weszli do środka nowi pasażerowie. Żadna z tych siedzących osób, nie zrobiła im miejsca. Jedna osoba musiała pokonywać podróż stojąc, na całe szczęście nie było to daleko.
Ale ta sytuacja pokazuje nasze samozadowolenie, egoizm. Może też myślenie: „co mnie obchodzą inni! Najważniejsze, że ja sobie wygodnie siedzę”.
Podobne zachowania można spotkać, także w kościołach. Wielu z nas ma swoje w nim miejsce, kiedy zatem na Mszy zgromadzi się trochę więcej osób, nikt nie chce przesunąć się dalej – do środka. W zasadzie w każdą niedzielę, da się zauważyć sytuację podobną do tej z busa: siedzi ktoś na brzegu ławki, środek jest wolny; wchodzący ludzie szukają miejsca, ale niektórym osobom trudno jest się przesunąć.
Pamiętajmy, że przychodzimy do kościoła na Mszę świętą, która jest naszym spotkaniem z Panem Bogiem. Słuchamy pouczeń naszego Pana, jesteśmy zachęcani do pokonywania miłością, wyrozumiałością, dobrocią, …, naszego egoizmu. Jednak jak pokazuje codzienność życia, takie zachęty to za słaba siła na nasze „ławkowe” przyzwyczajenia i nawyki.
Na sugestie i prośby, aby zmienić takie zachowania, niektórzy odpowiadają: „będę czuł się nieswojo, w tym nowym miejscu. Przyzwyczaiłem się do tego starego, tam czuję się najlepiej”. Ale może te zasiedzenie się w kościelnej ławce, szukanie spokoju tylko dla siebie, przenieśliśmy także na inne sfery życia. Nie chce się nam zmieniać starych przyzwyczajeń i nawyków, bo dobrze nam z nimi. Ale warto sobie uświadomić, że mogą one ranić innych ludzi. Dlatego warto zapytać siebie: Czy innym ludziom jest z nami dobrze? Czy wnoszę pokój i radość w ich życie? Czy jednak nadal trzymam się swojego „ławkowego przyzwyczajenia”?

III. W „Tygodniku Powszechnym” (z 29 lipca 2018, nr 31), można przeczytać wywiad z Zofią Rosińską. Jest ona profesorem nauk humanistycznych. Zajmuje się problemami z pogranicza psychologii i filozofii oraz historii psychologii, głównie zaś psychoanalizą. Chciałbym w tej części artykułu, zacytować jej wypowiedź na temat modlitwy. Wiem, że niedawno o niej pisałem, ale tak sobie myślę, że nigdy dość na ten temat słów i różnych wypowiedzi. Mogą one przecież pomóc, w naszej modlitewnej praktyce.
„Proszę opowiedzieć więcej o modlitwie nieteologicznie. To doświadczenie jest mi obce.
Bo pani jest jeszcze młoda. Modlitwa sprawia, że człowiek wydobywa się poza siebie. Kiedy się modlę, to już nie boleję nad tym, że mnie boli noga albo, że nie jestem taka sprawna jak kiedyś, tylko po prostu zwracam się poza siebie. Na przykład: „Duchu Święty, pozwól mi rozwiązać, ten problem teoretyczny, który mam”. To pozwala mi wyjść poza moje dolegliwości.
Modlitwa ma terapeutyczną moc?
Tak. Ja nie wiem, co Duch Święty mi zleci i czy mi pomoże, ale dzięki modlitwie wydobywam się ze swojego problemu, którego nie mogę rozwiązać. Mówię akurat o Duchu Świętym, bo On jest od mądrości.
Modlitwa jest prośbą?
Bywa, ale nie musi być. Może być dziękczynieniem, może być wielbieniem, może być po prostu wydobywaniem się z siebie. To powoduje wzmocnienie dobrostanu wewnętrznego.
Jak modlitwa to robi?
Uzyskuję dystans do siebie, do problemów, urazów. Pozwala mi uznać, że jest jeszcze coś Wyżej. Albo obok.
Daje ulgę, bo mogę się nad tym czymś oprzeć?
Tak, chociaż nie wiem dokładnie, na czym. Sam fakt, że mogę się odwołać do czegoś poza mną, przynosi ukojenie. Niby mogę się odwołać do przyjaciela, on też jest poza mną. Ale jednak nie na tyle, na ile trzeba. Wie pani, istnieje transcendencja pionowa albo pozioma. Doświadczenie modlitewne ma charakter pionowej transcendencji. Ja to nazywam „odruchem metafizycznym”.
Modli się Pani?
Bardzo bym chciała umieć, ale nie potrafię. Staram się. Odmawiam „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario”.
Często?
Bez przerwy. Codziennie kilka razy dziennie. Idę sobie ulicą i mówię tak: „Duchu Święty, proszę Cię, pomóż mi, wejdź w mój umysł, prowadź go, bo inaczej nie wydolę”. Na przykład powiem coś, czego nie powinnam mówić. Dzisiaj przed spotkaniem z panią modliłam się do Ducha Świętego, żeby poprzez mój umysł zadziałał. Ale naprawdę nie jestem tu żadnym wzorcem, mam znajomych, którzy się zaangażowali religijnie. Oni naprawdę się modlą” (s. 42-43).
Nie wiem czy te wypowiedzi, uwagi na temat modlitwy, coś zmienią w naszej modlitwie. Ale może uświadomią nam, że powinniśmy się modlić. W wypowiedzi Pani Profesor, parę razy pojawia się stwierdzenie: „zestarzeje się pani, to zacznie się modlić”. Wiem, że w perspektywy posiadania więcej lat, zaczynamy inaczej patrzeć na życie. Zaczynamy szukać mocniejszego oparcia niż rodzina, przyjaciele, znajomi. Wtedy zwracamy się do Pana Boga. Zachęcam, jednak, aby nie czekać na starość. Zacznijmy modlić się już teraz, tak jak umiemy i potrafimy. Parę razy dziennie odmówione „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, ma wielką modlitewną wartość.
Tych wszystkich, którzy uciekają od modlitwy, proszę aby spróbowali czasami Panu Bogu coś powiedzieć! Aby „zaryzykowali” na chwilę spotkania! Można spotkać ludzi, którzy kiedyś podjęli ryzyko spotkania z nieznanymi sobie osobami. Zaowocowało to później zmianą ich życia, wejściem na nową drogę. Warto spróbować czegoś podobnego z Panem Bogiem! Tutaj owoce spotkania są trudne do przewidzenia. Ale czasami modlitwa staje się przyczyną rewolucji w życiu, całkowitej odmiany, która skutkuje otwarciem na miłość Pana Boga. Dostrzegania ludzi, których psychiczne i duchowe piękno przy nich nas zatrzymuje!

ks. Kazimierz Dawcewicz