I. Patrzę przez „moje okno”, wzrok zatrzymuję na drzewach rosnących przed kościołem. Gałęzie oblepione zielnymi liśćmi wyglądają pięknie, można powiedzieć, że nawet majestatycznie. Przy uważnym spojrzeniu dostrzegam, że na samej górze jednego z drzew wystają suche gałęzie. Przy mocniejszym wietrze, mogą spaść na ziemię, Wypada mieć nadzieję, że nikogo wtedy tam nie będzie. Okazuje się, że na człowieka czyhają różne niebezpieczeństwa. Staramy się ich unikać, ale czasami się nie da. Na naszą głowę mogą przecież spaść gałęzie z drzew, które wydają się piękne i zdrowe. Patrząc na nie myślimy, że są zupełnie bezpieczne. Okazuje się jednak, że pod wpływem silnie wiejącego wiatru, czy też ciężaru liści, gałąź w najmniej odpowiednim momencie pęka i spada na drogę, chodniki. Materialne szkody przyjmujemy z pewną wyrozumiałością, ale te dotykające ludzkiego zdrowia zupełnie inaczej. Wspomniałem tylko o jednym niebezpieczeństwie, które nam grozi. Dobrze wiemy, że jest ich na tym Bożym świecie więcej. Jak mamy przed nimi się bronić? Jak się zabezpieczać, aby nie zostać skrzywdzonym? Czy dokonanie ubezpieczenia w różnych firmach ubezpieczeniowych w zupełności nam wystarczą?
Odpowiadając sobie na te pytania wszyscy wiemy, że po przykrym wydarzeniu, kiedy doświadczamy uszczerbku na zdrowiu, kiedy ponosimy materialne straty, otrzymujemy finansową rekompensatę. Przy całych tych finansowych zabezpieczeniach, nie możemy zapomnieć o przysłowiu: „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”. W tłumaczeniach, które znajdujemy na stronie internetowej czytamy: „lepiej jest zapobiegać, niż później bać się o to, jak sprawy się potoczą”. Te słowa zachęcają nas do mądrości i roztropności w podejmowaniu różnych decyzji. Trzeba mieć pełną świadomość, pewnych konsekwencji jakie mogą one przynieść. Przykładowo, kiedy wieje porywisty wiatr, a my musimy gdzieś pójść, to nie wybieramy chodnika porośniętego drzewami. Czasami warto nadłożyć trochę drogi, niż wystawiać się na spotkanie ze spadającymi z drzew gałęziami.
Jako ludzie wierzący wypada nam zawsze pamiętać o Bożym błogosławieństwie, o Jego opiece, o tym, że jesteśmy przez Niego strzeżeni (zob. Lb 6,22-27). Księga Tobiasza przypomina nam, że w w trakcie pokonywania codziennych życiowych dróg, mamy swojego opiekuna – w osobie anioła! Bycie dzieckiem Pana Boga, to dla każdego z nas zachęta do codziennej modlitwy. Do czytania Słowa Bożego, które nas poucza, zachęca do podejmowania dobrych wyborów. A bycie posłusznym Bogu, Jego woli, jeszcze nikomu nie wyszło na marne.
Mimo to pamiętajmy, że możemy doświadczyć w życiu chwil trudnych, bolesnych, które wystawią naszą wiarę na próbę. Nie doszukujmy się w nich kary od Pana Boga, ale starajmy się je pokonywać i przeżywać razem z Nim.
II. Otaczający świat budzi nasz zachwyt, ale czasami wywołuje falę narzekania i krytyki. Widzimy, że oddala się on od Pana Jezusa, od Kościoła. Ale nie możemy tylko na tym narzekaniu pozostać. Bo przecież powołaniem każdego z nas – ucznia Chrystusa – jest głoszenie prawdy o Nim. Dosyć często z tego zadania większość z nas rezygnuje, uważając, że jest to zadanie biskupów, księży, diakonów, liderów wspólnot kościelnych. Przy takim myśleniu i zachowaniu okazuję się, że z upływem czasu o tym zadaniu zapominamy. W niektórych sytuacjach także, onieśmielają nas nasze grzechy, nasze niedoskonałości, które sporej grupie ludzi wśród których mieszkam są znane. To sprawia, że jak rak zaczynamy po cichu z tego zadania się wycofywać, gdzieś się chować.
Ci z nas, którzy w niedzielę byli w kościele na Mszy świętej (XIV „B”), usłyszeli słowa skierowane do proroka Ezechiela (zob. 2,2-5), ale pośrednio też i do nas. Mamy głosić prawdę o Bogu, w każdej sytuacji i okoliczności. Nieżalenie od tego czy te słowa będą słuchane, czy też nie. W tym Bożym nakazie zawiera się także wskazanie, że nie powinniśmy również oczekiwać na szybkie efekty. To co zrobi z tym słowem słuchający człowiek, jest jego wyłączną decyzją.
Mimo, że o tym wiemy, to jednak zastanawiamy się i pytamy: co mamy zrobić, aby owoce naszego przepowiadania były jeszcze bardzie widoczne? Aby słowo było skuteczniejsze, aby przynosiło dar przemiany życia innych ludzi. Okazuje się, że nieodzownym warunkiem dobrego ewangelicznego działania, nadal pozostaje nasza autentyczność. To znaczy, że sami mamy żyć prawdą, którą głosimy. Ważne jest także to, abyśmy pamiętali, że Bóg obdarował człowieka wolnością. Korzysta on z tej wolności różnie, raz słowo przyjmowane jest ochotnie, innym razem zostaje odrzucone. Aby Bóg mógł wejść do ludzkiego serca, to sam człowiek musi na to się zgodzić.
Abyśmy jednak odważniej podjęli dzieło głoszenia prawdy o Panu Jezusie, nie możemy tylko zatrzymywać się na naszych ludzkich brakach. W tej zmianie myślenia z pomocą przychodzą nam słowa świętego Pawła Apostoła : „moc bowiem w słabości się doskonali”. Jesteśmy zapraszani, aby przez pryzmat naszych słabości, z odwagą spojrzeć na siebie. Doświadczy ich w wielu momentach naszego życia: dopada nas słabość fizyczna, mamy chwile słabości, bólu, apatii sfery psychicznej i duchowej. Brakuje nam czasami sił, aby znów spróbować podjąć pracę nad sobą. W takich chwilach często zapominamy o Panu Bogu, zostaje zepchnięty na drugi plan, bo mocno jesteśmy skupieni na sobie.
Zapominamy, że Boże spojrzenie jest głębsze, pełniejsze, niż te nasze. Bóg mówi przez św. Pawła, że chce działać przez naszą słabość. Jego moc objawia się w naszej słabości. Kiedy ją zaakceptujemy, stanie się ona specjalną przestrzenią działania samego Boga. Oznaczać to będzie, że nie będziemy tak mocno skupiać na sobie. Ale będziemy robili wszystko co w naszej mocy, aby być jak najlepszym narzędziem w rękach Boga.
Wtedy też jeszcze bardziej zrozumiemy, że nasze piękno pochodzi od Pana Boga. Rozkwita każdego dnia, kiedy jesteśmy z Nim. To wszystko co nam współcześnie się przedstawia w gazetach, różnych reklamach, zacznie tracić swoją moc. Odkryjemy, że nie musimy być tacy idealni, perfekcyjni. Trzeba zawsze w naszą słabość – jeżeli jej doświadczymy – zapraszać Pana Boga.
III. Otwarte okna w domach, mieszkaniach, to w czasie letnim znak, że chcemy aby jak najwięcej ciepła znalazło się w pokojach. Jest to też dla przechodzących obok osób, „okazja” do „podsłuchania” – niestety prowadzonych głośno rozmów. Czegoś takiego parę dni temu doświadczyłem, kiedy wieczorem wybrałem się do sklepu. Przez otwarte okno słyszałem głośną rozmowę, która prowadziły dwie Panie. Zapewne nie zwróciłbym uwagi na ich słowa, ale wypowiadane przez jedną z nich przekleństwa, nie dało się nie usłyszeć. Pomyślałem sobie, szkoda, że w takim ubogim językiem rozmawiają. Mimo, że język polski posiada wiele pięknych słów. Dla nich najważniejsze było przekazanie swoich emocji, uczuć, a także różnych informacji właśnie w ten sposób.
Pisząc o tych „okiennych” rozmowach jestem świadomy, że ten problem – używania wulgaryzmów – nie dotyczy tylko ich. Jakaś część z nas, także ma z tym problem. Nie jest to tylko problem robotników, mężczyzn, panów stojących pod budką z piwem. W taki brzydki sposób rozmawiają ze sobą też ludzie wykształceni, okazuje się, że i ministrowie, którzy uważają siebie za elitę społeczeństwa. Coś w naszych rozmowach się zepsuło! Chociaż niektórzy usprawiedliwiając siebie twierdzą, że przez użycie wulgaryzmu są coś bardzo wyraziście i emocjonalnie przekazać. Można skuteczniej kogoś zmobilizować – choćby do pracy – podkreślają!
Przy tym wszystkim jednak zapominamy, że mowa jest darem Pana Boga. Dlatego też jako dar, powinna być przez nas dobrze wykorzystywana. Przecież tym samym językiem się modlimy, wychwalamy Boga, mówimy o naszych uczuciach ludziom nam bliskim. Widząc osobę głuchoniemą doceniamy to, że potrafimy się wysławiać. Wtedy także w chwili refleksji i zadumy, nawet dziękujemy Bogu za to, że my mówimy i słyszymy.
Dlatego warto zadbać o naszą mowę, nie pozwalajmy, aby ona nam się zachwaściła – to znaczy zwulgaryzowała. Pamiętajmy też, że troszcząc się o swój duchowy rozwój, trzeba dbać o czystość naszej mowy. Przecież sam Pan Jezus zwraca nam uwagę: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37).
ks. Kazimierz Dawcewicz